Kondycja Francji nie niepokoi rynków finansowych. Czy dlatego, że inwestorzy wierzą w wygraną Nicolasa Sarkozy’ego?
Tu nie chodzi o zwycięstwo tego czy innego kandydata, tylko o zasady działania rynków finansowych. Zwykle interesują się one po kolei poszczególnymi krajami, a nie kilkoma jednocześnie. Teraz ich zaniepokojenie wywołuje Hiszpania. Na Francję czas przyjdzie później: na razie inwestorzy martwią się jedynie tym, że kraj rozwija się znacznie wolniej niż Niemcy. Jednak jeśli po wyborach prezydenckich i parlamentarnych (w czerwcu – red.) nowe władze nie ogłoszą programu redukcji długu, może wybuchnąć panika.
Czy Francja potrzebuje równie drastycznych oszczędności jak te, które wprowadza we Włoszech premier Mario Monti?
Zdecydowanie tak. Nowy prezydent będzie musiał przeprowadzić terapię szokową, bo jeśli postawi na stopniowe zmiany, wyborcy szybko się nimi zmęczą, a związki zawodowe je zablokują.
Reklama
Co pójdzie na pierwszy ogień?
Najważniejsze są odchudzenie sektora publicznego, reforma rynku pracy oraz przebudowa szkolnictwa. Francja ma dziś 5,3 mln funkcjonariuszy publicznych, czyli osób zatrudnionych w sektorze budżetowym. To o jedną piątą za dużo. Jeśli wziąć pod uwagę nie tylko pensje, lecz także świadczenia emerytalne, każdy z nich kosztuje państwo od jednego do półtora miliona euro. Nicolas Sarkozy próbował zredukować ten koszt, prowadząc politykę zastępowania dwóch funkcjonariuszy odchodzących na emeryturę jednym nowym pracownikiem. Niestety, część osiągniętych w ten sposób oszczędności została zniweczona z powodu większego zatrudnienia urzędników przez władze samorządowe, a także przez podwyżki w sektorze publicznym. Nowy prezydent będzie musiał przeprowadzić ostrzejsze cięcia.
Francja powinna też zreformować rynek pracy, aby umożliwić bardziej elastyczne zasady zatrudnienia. Myślę tu np. o pracy w mniejszym wymiarze godzin, gdy zamówienia spadają. Na razie warunki są określane na poziomie branż, a nawet całej gospodarki przez potężne organizacje związkowe. Reformy wymaga też system szkolnictwa. Każdego roku ze szkół wychodzi tysiące absolwentów kierunków, po których nie mają szans na znalezienie pracy. To jeden z powodów, dla których bezrobocie od lat przekracza 10 proc. osób w wieku produkcyjnym.
Hollande chce renegocjacji paktu fiskalnego, Sarkozy apeluje o demontaż porozumienia z Schengen i unijnej polityki handlowej, a także zamrożenie składki do wspólnego budżetu. Dlaczego Francja odwraca się od UE?
W przeciwieństwie do Niemiec Francja nie potrafiła skorzystać z szansy, jaką stanowi poszerzenie Unii. Niemcy przenosili najbardziej pracochłonną część produkcji do nowych państw członkowskich. W ten sposób mogli obniżyć koszty i skoncentrować się na tej części działalności, która zapewnia największą wartość dodaną. Francuzi uznali delokalizację produkcji za zagrożenie. Tymczasem nad Sekwaną koszt pracy przekracza 30 euro za godzinę i ma sens tylko przy wytwarzaniu zaawansowanych produktów i usług. Problem jest szerszy. Wielu Francuzów porównuje obecne czasy do kryzysu lat 30., kiedy cały świat był w recesji. A przecież dziś połowę globalnego dochodu narodowego wytwarzają kraje wschodzące i ich rozwój jest bardzo szybki. Z tego wzrostu trzeba skorzystać.
A może rozwiązaniem byłoby zlikwidowanie płacy minimalnej i zasadnicze ograniczenie subwencji socjalnych, jak to zrobili Niemcy?
Dzięki reformie systemu zabezpieczeń socjalnych, którą przeprowadził kanclerz Gerhard Schroeder, niemiecka gospodarka znajduje się dziś w dobrej kondycji. Jednak były to zmiany brutalne. Do tego stopnia, że policja sprawdza, czy osoby ubiegające się o minimalne wsparcie (350 euro miesięcznie – red.) nie posiadają oszczędności, dzieł sztuki czy biżuterii. Jeśli tak, muszą najpierw żyć ze sprzedaży majątku, a dopiero potem mogą liczyć na pomoc społeczną. Takie metody we Francji by nie przeszły.
Dlaczego?
Przynajmniej od XVII w. silne opiekuńcze państwo jest ściśle związane z tożsamością Francuzów. Uznają więc oni ograniczenie pomocy Paryża za zdradę, zagrożenie dla samego istnienia narodu. W Niemczech, które są państwem federalnym, przeprowadzenie takich zmian było o wiele łatwiejsze.
Który z kandydatów lepiej poradzi sobie jako prezydent z problemami Francji?
Zarówno Hollande, jak i Sarkozy dobrze rozumieją, na czym polega zagrożenie. Socjaliści są zdania, że w kryzysie priorytetem musi być zwalczanie rosnących nierówności społecznych. Ale prawda jest inna: Francja to kraj o wiele bardziej egalitarny niż Niemcy, Wielka Brytania czy Włochy. Sarkozy uważa natomiast, że kluczem do rozwiązania problemów kraju jest poprawa warunków działania przedsiębiorstw, stworzenie warunków do zwiększenia ich konkurencyjności. To rozumowanie wydaje mi się bardziej trafne.