Wczoraj w USA ukazała się książka: "Jak Chiny stały się państwem kapitalistycznym?", której autorami są najstarszy żyjący noblista z ekonomii, 101-letni Ronald Coase i Chińczyk wykładający w USA dr Ning Wang. Zapowiedź publikacji sprawiła, że spór o to, czy Chiny rzeczywiście są krajem wolnorynkowym, wybuchł ponownie. Dr Ning Wang w rozmowie broni twierdzeń zawartych w książce.

Zderegulowany i sprywatyzowany kapitalistyczny Zachód przeżywa kryzys, a Chiny – gospodarka, w której państwo wciąż wieloma rzeczami steruje – prą do przodu. Wniosek: trzecia droga działa! To dobra diagnoza?

Błędna. Porównywanie Chin z innymi wiodącymi gospodarkami świata jest bezcelowe, bo to nie jest tak, że na Zachodzie mamy czysty kapitalizm, który nie działa, a w Chinach trzecią drogę, która się świetnie sprawdza. Chińska gospodarka ewoluuje w stronę gospodarki całkowicie rynkowej od gospodarki całkowicie sterowanej. To jest proces, niezakończony jeszcze, oni się nie zatrzymali na drodze do wolnego rynku. W erze Mao, do 1976 r., chiński rząd kontrolował wszystko, chińska gospodarka była w ruinie i była znacznie biedniejsza niż państwa sąsiednie. Przez kolejne lata, gdy zaczęto wprowadzać stopniowe liberalne reformy, ponownie uwolnione siły rynkowe pozwoliły Chinom na szybki wzrost. Gdyby Pekin nie odpuścił i nie poluzował kontroli, żadnego wzrostu by nie było. To jest oczywista obserwacja, którą nie wiadomo czemu niektórzy ignorują.

Z drugiej strony pojawia się argument, że chiński rząd skutecznie przyśpiesza rynek, że umie go odpowiednio ukierunkować i stąd tak duży postęp w tak krótkim czasie. Może bez długofalowych rządowych strategii rozwój przebiegałby wolniej?

Nie ulega kwestii, że chiński rząd miał swój udział w transformacji gospodarczej. Jaki? Umożliwił ją po prostu. Nauczył się w końcu, że socjalistyczny eksperyment, bez sił rynku, bez prywatnej przedsiębiorczości się nie sprawdza, że nie da się centralnie zarządzać nowoczesną gospodarką. Nauczył się też, że nie należy wierzyć w żaden wielki odgórny projekt, ale uczyć się i szukać dobrych rozwiązań na podstawie obserwacji tego, jak gospodarka funkcjonuje realnie.

Tym, co różni Chiny od innych państw, które przeszły transformację gospodarczą nie jest to, że Chiny wprowadzały swoje reformy stopniowo, a pozostali zastosowali terapię szokową. Chodzi raczej o to, że Chiny wybrały podejście eksperymentalne, sprawdzanie różnych rozwiązań, a pozostali po prostu uwierzyli, że wolny rynek można stworzyć odgórnym zarządzeniem. U nich wolny rynek się wykluwa, gdzie indziej został zadekretowany.

Czyli w Chinach kapitalizm wdrożono skuteczniej i lepiej niż np. w Polsce?

Aż tak daleko bym nie szedł. Ogólnie rzecz biorąc, każde państwo ma – jeśli chodzi o gospodarkę – ważne funkcje do spełnienia. Powinno chronić otwarty rynek dla dóbr i usług i równie otwarty rynek dla idei. Przez ostatnie 35 lat rynek dóbr i usług faktycznie w Chinach powstał i to pomimo obecności państwowych monopoli w dziedzinach takich, jak energia bankowość, transport, czy edukacja. Niestety, największą wadą chińskiego kapitalizmu jest brak wolnej przestrzeni dla konkurujących ze sobą idei.

Ma pan na myśli brak wolności słowa?

Wolność słowa, czy wolność prasy to rzecz oczywista, bez niej żadne nowe rynkowe idee nie ujrzą światła dziennego. Ale ta wolność to nie koniec. Co prawda w przypadku Chin, rząd jest najbardziej zauważalną barierą dla rozwoju nowych idei, ale inne czynniki są równie szkodliwe. Chodzi o pewne skostniałe nastawienie intelektualne społeczeństwa. Przykładowo: choć marksizm został już dawno zdyskredytowany, wielu chińczyków wciąż jest przekonanych, że można raz na zawsze ustalić, co jest słuszne i prawdziwe. Takie podejście uniemożliwia rozwinięcie konkurencji na polu idei. Ludzie muszą wykształcić w sobie świadomość, że nie istnieje ostateczna prawda.

Czyli, że ludzie muszą mieć świadomość, że mogą głosić herezje?

Tak, jeżeli nie pozwala się na herezje, nie ma sensu debatować, bo nie ma o czym, nie ma sensu wymyślać nowych idei, bo przecież już ustaliliśmy, co jest dobre. Tymczasem rynek wymaga debaty, platformy dla krytycyzmu, dopiero w ten sposób można zbliżyć się do prawdy, a nie dzięki odgórnym założeniom, co tą prawdą ma być. Dopiero w momencie, gdy idee mogą się zderzać, można opracować skuteczny sposób pokojowego rozwiązania różnych problemów.

Czytaj cały wywiad na: