Największy kłopot jest taki, że to oni mają/zarabiają pieniądze. Co jest nie do zniesienia dla polityków. Najzamożniejszym trzeba więc te pieniądze zabrać. W imię solidaryzmu społecznego czy solidarności społecznej. Oj, ciarki po plecach chodzą...
Ale bądźmy poważni. Nikt w Europie nie mówi o nacjonalizacji majątków, jak to się działo przed stu laty. Najczęstszym pomysłem jest wprowadzenie podatku, który obejmowałby najlepiej zarabiających bądź najbardziej majętnych. Obym się mylił, ale zaczynamy być świadkami przełomu. Do ciągu: kryzys finansowy – kryzys gospodarki – kryzys zadłużeniowy, dochodzi kryzys polityczny. Polega on na dojściu do władzy ludzi, dla których populizm to nie tylko narzędzie w kampanii wyborczej, lecz przede wszystkim narzędzie sprawowania władzy.
>>> Czytaj też:Niemcy przejmują kontrolę nad UE w białych rękawiczkach
Taką lekcję Europa już odrabiała. Populiści, wkręceni w mechanizmy demokracji, okazywali się jedynie retorami. Z ich haseł nie zostawało wiele. Trzeba jednak pamiętać, że dotychczasowe zasady i prawidłowości niekoniecznie się sprawdzają. Mówiąc górnolotnie, świat przeżywa nowe otwarcie.
Pytanie, czy jego elementem stanie się wcielenie w życie pomysłów Francois Hollande’a, Janusza Palikota czy Roberta Fico. Słowacki premier jest najbliżej realizacji swoich projektów. Właśnie zapowiedział likwidację podatku liniowego i wprowadzenie stawki dla najbogatszych. I ma duże szanse, by to przeforsować, choć nie musi. Sytuacja gospodarcza Słowacji jest niezła. Co więcej, Fico decyduje się na to, gdy do władzy doszedł po raz drugi. Za pierwszym razem nie odważył się. Czasy się zmieniły.
Pewnym nadużyciem jest wróżenie dziejowej zmiany w Europie na podstawie wyników pierwszej tury wyborów we Francji, wypowiedzi polskiego polityka czy poczynań słowackiego premiera. Ale spróbujmy to odwrócić. Stary Kontynent czekają ważne wybory, chociażby przyszłoroczne w Niemczech. Czy można sobie wyobrazić, że tradycyjna prawica będzie odgrywała w nich rolę tradycyjnej prawicy, a lewica – lewicy? Nie da się udawać, że na świecie nic się nie stało. A jedynym sposobem na zdobywanie głosów, na który wpadli politycy, jest populizm. I pytanie, w jakiej skali zostanie on wcielony w życie.