John (to nie jest jego prawdziwe imię), mieszkający w Londynie, spędza godziny przed monitorem, wyszukując w internecie okazji do zarobku. Nagle zauważa produkt, który w Wielkiej Brytanii jest tańszy niż w Niemczech. Po odliczeniu kosztów transakcja przyniesie spory zysk. – Witajcie po ciemnej stronie – mówi. John jest jednym z największych pośredników na szarym rynku handlu lekami w Europie. Roczne obroty branży wynoszą ok. 5 mld euro.
Nieuzgodniony z producentem handel wykorzystujący różnice w cenie medykamentów w różnych krajach (najczęściej są one odgórnie ustalane przez władze – zazwyczaj im kraj mniej zamożny, tym niższa cena) jest legalny, jednak coraz ostrzej krytykowany za stworzanie zagrożenia dla zdrowia pacjentów i ograniczanie dostępu do leków po przystępnych cenach. – Słyszeliśmy historię o osobach podjeżdżających skuterami pod apteki w Grecji i wykupujących cały zapas danego lekarstwa, którego potem nie można było nigdzie nabyć – opowiada Richard Bergstroem, prezes Europejskiej Federacji Przemysłu i Stowarzyszeń Farmaceutycznych (EFPIA), która lobbuje na rzecz wprowadzenia zakazu handlu równoległego.

Biedny jeszcze biedniejszy

Od wielu lat handel równoległy lekami w Unii Europejskiej jest dochodowym przedsięwzięciem dla sieci pośredników. Niektórzy z nich sporo zainwestowali w pozyskanie doświadczonych współpracowników oraz technologie pozwalające szybko zdobywać informacje. John opowiada, że ten rodzaj biznesu powstał w latach 80. XX wieku. On sam zaczynał od sprowadzania leków z Hiszpanii („zawsze była tanim źródłem”) do Wielkiej Brytanii. Tu sprzedawał je z zyskiem, bo to jedno z nielicznych państw, w których władze pozwalają koncernom ustalać ceny nowych leków – w efekcie są one najwyższe w Europie. Formalnie Państwowa Służba Zdrowia (NHS) jest nabywcą leków na receptę dla większości brytyjskich pacjentów. W praktyce hurtownicy i pośrednicy mogą kupować leki od producentów i od siebie nawzajem. Potem wszyscy konkurują ze sobą, sprzedając leki aptekom, które otrzymują od państwa dotacje na każdy produkt, a różnicę zatrzymują jako swój zysk.
Reklama
„Równolegli” handlowcy kupują leki po niższych cenach w którymś z krajów UE. Władze, ubezpieczyciele, aptekarze, lekarze i pacjenci w Unii korzystają na ich działalności, bo koncerny farmaceutyczne nie mogą narzucać wysokich marż. Jednym z głównych beneficjentów tego systemu są Niemcy, w których do niedawna handel równoległy był niemal wpisany w zasady funkcjonowania służby zdrowia. Zresztą Berlin pozostaje największym importerem leków – według firmy konsultingowej IMS Health roczne obroty tamtejszego równoległego rynku wynoszą ok. 3 mld euro.
Inne badania dowodzą z kolei, że na handlu lekami najwięcej zarabiają pośrednicy, a najwięcej tracą produkujące je firmy. Samir Budhdeo, aptekarz z okolic Londynu oraz szef niezależnego Brytyjskiego Stowarzyszenia Farmaceutów i Hurtowników, twierdzi, że jego organizacja oddaje przysługę służbie zdrowia, obniżając ceny leków. – Koncernom marzy się protekcjonizm, który szkodzi każdemu przemysłowi. One chcą utrzymać wysokie zyski – mówi. Jednak znaczny odsetek nieudanych prób przy tworzeniu leków i rosnące koszty wprowadzania farmaceutyków na rynek ograniczają zyski firm. – Ceny odzwierciedlają nie tylko koszty produkcji, lecz także koszty opracowywania leków. Trzeba płacić za innowacje – mówi Richard Bergstroem.
Dermot Glynn, szef firmy konsultingowej Europe Economics, świadczącej usługi doradcze Komisji Europejskiej, określa handel równoległy jako skandaliczny proceder, który nie pozwala firmom farmaceutycznym sprzedawać leków po zróżnicowanych cenach. – Kryzys w strefie euro powoduje, że jeszcze bardziej musimy zadbać o to, żeby biedniejsze kraje miały dostęp do opatentowanych leków po przystępnych cenach. Można to osiągnąć tylko poprzez eliminację handlu równoległego – podkreśla.
Producenci od dawna próbują walczyć z tym zjawiskiem. Jedno z rozwiązań, którego wprowadzenie jest rozważane we Francji, przewiduje wprowadzenie podwójnych cen. Ta zasada polega na ustalaniu bardzo wysokich cen nominalnych – eliminujących handel równoległy, przy jednoczesnym zaoferowaniu zniżek na leki przeznaczone do użytku na terenie kraju. Inne rozwiązanie zakłada wprowadzenie reglamentacji – ma to zapobiegać tworzeniu nadwyżek, które można byłoby później odsprzedawać. Grecja w zeszłym roku wprowadziła nawet tymczasowy zakaz eksportu leków z powodu niedoborów, których przyczyną był przede wszystkim handel równoległy.
Jednak próby wprowadzenia na stałe podobnych ograniczeń w Grecji i Hiszpanii są z sukcesem blokowane w sądach. – Zapadające w nich decyzje są coraz bardziej przychylne handlowi równoległemu. Niektórzy mogą twierdzić, że to niesprawiedliwe, ale sądy przyjęły pierwszeństwo zasady swobodnego przepływu towarów – mówi Paul Ranson z londyńskiej firmy prawniczej Fasken Martineau.
Po nieudanych próbach zdobycia sądowego lub politycznego wsparcia w walce z handlem równoległym koncerny obrały inną taktykę. Pfizer ostrzega, że w związku z tym procederem rośnie ryzyko wprowadzenia do obrotu podrobionych medykamentów. Inna taktyka firm farmaceutycznych polega na zasadzie dostaw bezpośrednio do apteki. Ograniczyły one liczbę pośredników i płacą jednemu dystrybutorowi w każdym kraju za dostarczanie leków do aptek, zachowując do końca prawo własności nad towarem, co ogranicza hurtownikom możliwości sprzedaży lekarstw za granicę.

Handel równoległy

W odpowiedzi na te działania handel równoległy ewoluował: zostały do niego wciągnięte apteki. Tylko w Wielkiej Brytanii w zeszłym roku wydano im 500 licencji na hurtowy obrót lekami. Np. królewski szpital hrabstwa Surrey w 2009 roku odsprzedał leki antyrakowe za 4 mln funtów.
Z kolei wprowadzenie przydziałów wywołało obawy o deficyt leków. Reprezentujący brytyjskich aptekarzy Komitet Negocjacyjny ds. Usług Farmaceutycznych już mówi o niedoborze 20 leków. – Godzinami wydzwaniam do producentów, prosząc o dostawy, zamiast pomagać pacjentom – mówi Lindsey Gilpin, prezes Brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Farmaceutycznego.
Wprowadzenie zakazu handlu równoległego mógłoby zapobiec powstawaniu podobnych sytuacji, ale nie wystarczyłoby do stworzenia
systemu, w którym ceny leków odpowiadałyby możliwościom ekonomicznym mieszkańców konkretnego kraju. Wiele bogatych państw wymusza na koncernach zniżki, argumentując, że sprzedają leki w biedniejszych państwach znacznie taniej. To dalekie od sprawiedliwości – Norwegia ma jedne z najniższych cen medykamentów w Europie.
Heinz Kobelt, szef reprezentującej handlowców Europejskiego Stowarzyszenia Firm Farmaceutycznych, mówi, że ci, którzy twierdzą, że bez handlu równoległego koncerny sprzedawałyby leki po bardziej zróżnicowanych cenach, żyją w krainie fantazji. – Koncerny zrobią to, jeśli zostaną do tego odgórnie zmuszone – podkreśla.
Tymczasem – jak przyznaje John – handel równoległy najlepsze lata ma za sobą. Wprowadzone ograniczenia wysokości cen i wygasanie patentów na najbardziej chodliwe leki, co skutkuje pojawieniem się ich tańszych odpowiedników, powoli zmniejszają skalę sprzedaży. – Uprawiam spekulację. Nigdy nie uważałem, że to będzie trwało wiecznie – wzrusza ramionami.