Był już pomysł na euroobligacje, receptą miało też być działanie Europejskiego Banku Centralnego – cięcie stóp procentowych i zasilanie banków długoterminowymi pożyczkami.
Zdaniem Friedricha Heinemanna z niemieckiego instytutu ZEW jest lepsze rozwiązanie: FIRE (fiscal interest rate equalization, czyli fiskalne wyrównywanie stopy procentowej; fire – ang. ogień). Kraje uznawane za bezpieczne przystanie, do których trafiają pieniądze inwestorów w okresach niepewności (a więc te z najniższą rentownością obligacji), powinny przeznaczać część zaoszczędzonych w ten sposób pieniędzy na subsydiowanie oprocentowania państwom znajdującym się w kryzysie.
Dzięki temu rentowność papierów najmocniejszych i najsłabszych państw strefy euro byłaby bardziej wyrównana niż dziś. I możliwe byłoby uchronienie Hiszpanii czy Włoch przed koniecznością oferowania oprocentowania powyżej 5 proc. To zaś oznaczałoby likwidację bardzo poważnego czynnika ryzyka dla przyszłości strefy euro.
Co będzie się działo, jeśli duże gospodarki południa Europy będą musiały dużo płacić nabywcom swoich obligacji? W uproszczeniu: oprocentowanie obligacji skarbowych ponad 7 proc. oznacza, że państwo czeka droga w jedną stronę. Wysokie odsetki powodują, że coraz większą część budżetu trzeba przeznaczać na obsługę zobowiązań. Budżet ma jednak wiele innych wydatków, więc konieczne jest zaciąganie kolejnych długów. Inwestorzy coraz mniej chętnie pożyczają pieniądze, więc oprocentowanie rośnie. W końcu dochodzi się do momentu, w którym była już Grecja – kiedy trzeba się przyznać do niewypłacalności.
Reklama