Dariusz Blocher, szef Budimeksu, twierdzi, że w ciągu roku połowa spółek budowlanych upadnie. Ale ma pomysł, jak samemu dotrwać do nowej fali dużych kontraktów w 2014 r.
Jego firma jako jedna z nielicznych kończy autostrady w terminie, mimo że na tym interesie traci. Ale Dariusz Blocher jest też liderem protestu wykonawców przeciwko wyśrubowanym warunkom w przetargu na remont mostu Grota-Roweckiego w Warszawie za 1 mld zł. Branża próbuje wymusić na Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad odkręcenie śruby. Prezes powtarza: – Czas znowu zacząć zarabiać na kontraktach drogowych. Nic dziwnego, w końcu rządzi spółką o przychodach rzędu 5,5 mld zł, która zatrudnia 7 tys. pracowników.
Komunikatywny, elokwentny, dobry rozmówca. Lubi media, i to z wzajemnością. W ludziach ceni zaangażowanie i sprawność w działaniu. Mówi się, że współpracownikom pozwala raz się pomylić, ale nie akceptuje powtarzania błędów. Sam poświęca pracy wiele czasu, ale nie rezygnuje z hobby. 45-letni Dariusz Blocher prawie codziennie w Konstancinie przemierza z żoną 5-kilometrowy odcinek z kijkami nordic walking. Oprócz tego jeździ na rowerze i gra w tenisa. Lubi szybką jazdę, na którą pozwala służbowy lexus RX 450H, ale rozsądną, bez brawury.
Ostrożność to jego znak rozpoznawczy. – Dariusz Blocher wyczuwa trendy i podąża za pieniędzmi, ale nie lubi zbyt dużego ryzyka. Jest zwykle uśmiechnięty, ale za nienagannymi manierami kryje się twardy gracz – mówi o nim jeden z konkurentów z branży.
Reklama
Zanim zaczęła się plaga bankructw, z budowania potrafił uczynić maszynkę do zarabiania pieniędzy, mimo że wcześniej nie miał doświadczenia w tym biznesie. W latach 1993 – 1994 pracował w katowickiej firmie dystrybucyjnej Proman na stanowisku kierownika oddziału. Tam zabłysnął po raz pierwszy: udało mu się 10 razy zwiększyć obroty. Wtedy złowili go headhunterzy pracujący dla Pepsi Co. Z globalnym producentem napojów Dariusz Blocher związał się na kolejnych osiem lat. Piął się po szczeblach kariery w oddziale na Śląsku, a potem w centrali w Warszawie. Zespołowi Blochera udało się m.in. zwiększyć udziały Pepsi Co w rynku na południu Polski, gdzie w miażdżący sposób dominowała Coca-Cola: z 4 do prawie 25 proc.
W 2002 r. Dariusz Blocher trafił do budowlanki. Hiszpański gigant budowlany Ferrovial, który przejął Budimex, powierzył mu misję przekształcenia wywodzącego się z PRL molocha w nowoczesną firmę. Blocher został członkiem zarządu i dyrektorem ds. zarządzania kadrami. W krótkim czasie zatrudnienie spadło z ok. 10 tys. do 3,8 tys. osób. Przez dwa lata kierował Budimeksem-Dromeksem. W 2009 r. została ona włączona do Budimeksu, a Dariusz Blocher przejął pełnię władzy w grupie. Pod jego kierownictwem w 2010 r. sprzedaż Grupy Budimex wzrosła o 35 proc. w stosunku do roku 2009, a zysk netto o 54 proc., dzięki czemu Budimex znalazł się na pierwszym miejscu wśród spółek budowlanych notowanych na GPW.
Blocher lubi przepowiadać złe perspektywy rysujące się przed branżą. Jak przetrwać chude lata? Dariusz Blocher lubi termin dywersyfikacja. Wyczuł zyski w śmieciach: spółka wybuduje m.in. spalarnię w Krakowie za 880 mln zł. Perspektywy odkrył też na rynku kolejowym: w 2011 r. Budimex kupił od PKP za 220 mln zł – czyli słono przepłacając – spółkę wykonawczą PNI, co ma otworzyć grupie drzwi do zleceń w tym sektorze.
Szef Budimeksu twierdzi, że połowa firm budowlanych nie poradzi sobie na trudnym rynku, ale jednocześnie dla swojej firmy widzi miejsce w tej silniejszej połowie, bo po fali upadłości, przejęć i zaostrzeniu kryteriów przetargowych rynek wykonawczy się skurczy, co będzie szansą dla najmocniejszych.