Warto patrzeć na znacznie bardziej rozwinięte rynki zachodnie, by uczyć się na błędach tamtejszych inwestorów.
W ostatnich miesiącach w ofercie polskich towarzystw funduszy inwestycyjnych biją w oczy fundusze absolutnej stopy zwrotu. Czyli takie, które – przynajmniej w założeniu – mają dobrze zarabiać w czasie zwyżek na giełdach i nie tracić w czasie dekoniunktury. Na zachodzie Europy, na przykład w Wielkiej Bytanii, są obecne na szeroką skalę już od wielu lat.
Fundusze tego rodzaju mogą mieć różne zasady wynagradzania zarządzających. Firma oferująca fundusz może pobierać tylko stałą opłatę od wartości aktywów w skali roku, tylko opłatę za wynik albo stosować mieszany wariant. Opłata za wynik, tzw. success fee, jest naliczana wtedy, gdy fundusz spisze się na tyle dobrze, że poradzi sobie z poprzeczką zawieszoną przez władze firmy. W przypadku funduszy absolutnej stopy zwrotu jest to zazwyczaj 10 – 15 proc. w skali roku.
Logika podpowiada, że jeśli już chcemy zainwestować swoje pieniądze w tego rodzaju produkt finansowy, powinniśmy wybrać raczej ten, który stosuje rozwiązanie success fee. Przecież wyniki funduszu w przypadku tej kategorii zależą tylko i wyłącznie od zarządzajacych, a ci w przypadku takiej metody wynagradzania muszą zapracować na swoją „marchewkę”, nieprawdaż?
Reklama
Otóż nic bardziej mylnego! Jeśli chodzi o brytyjskie fundusze absolutnej stopy zwrotu, aż 63,5 proc. z nich stosuje success fee. W ostatnich latach średniorocznie nad kreską kończyło rok 62,1 proc. z nich, podczas gdy wśród funduszy mających tradycyjną opłatę za zarządzanie odsetek ten sięgał 63,5 proc. Udowadnia to publicysta Ed Moisson w artykule zamieszczonym w tym tygodniu w sekcji inwestycyjnej serwisu Reuters angielski.
To jeszcze nie jest szokująca dana. Za to inna jest: wśród funduszy z opłatą za wynik w ciągu ostatnich lat tylko 33 proc. osiągało dodatnie stopy zwrotu w 6 – 9 miesiącach roku. Wśród tych z opłatą stałą nad kreską co roku kończyło 46 proc. funduszy.
Idźmy dalej. Aż 31 proc. funduszy z success fee kończyło w analizowanym okresie ponad kreską przez mniej niż 6 miesięcy w roku. W przypadku produktów ze stałą opłatą tak słabe wyniki zanotowało tylko 21 proc.
Przyczyna? Dogłębna analiza brytyjskich funduszy tego typu wykazała, że zarządzający, którzy muszą zarobić na swoją pensję, stosują o wiele bardziej ryzykowne strategie niż ich koledzy kierujący produktami z tradycyjnym modelem wynagradzania. A to, jak widać, w ostatnich latach nie popłacało.
Skutek? Niemal wszystkie fundusze absolutnej stopy zwrotu uruchamiane na Wyspach w ostatnich miesiącach pobierają stałe opłaty za zarządzanie. Ed Moisson chciałby, aby firmy inwestycyjne przeprosiły klientów za wyniki funduszy stosujących success fee. Polscy klienci – w gruncie rzeczy członkowie zarządów polskich TFI – powinni dziękować brytyjskim firmom za to, że mogą sie uczyć na błędach Brytyjczyków.