USA przygotowują się do kolejnej wielkiej prawniczej batalii. Adwokaci, którzy upokorzyli przemysł tytoniowy, tym razem uderzają w koncerny spożywcze. Według nich powodują one epidemię otyłości.

Czternaście lat po tym, jak rzucili na kolana amerykański przemysł tytoniowy, prawnicy z kilku największych kancelarii ruszyli na wojnę przeciw koncernom spożywczym. Tym razem nie będzie jednak równie łatwo, bo udowodnienie, że chrupki i napoje są szkodliwe dla zdrowia konsumentów, będzie znacznie trudniejsze niż w przypadku papierosów. Mają już jednak w swoich rękach pierwsze dowody.

– Mam 68 lat i nie potrzebuję więcej pieniędzy. Ale w tym przypadku mamy szansę pomóc ludziom. Nie mówimy, że przemysł spożywczy jest taki sam jak tytoniowy, który zabija 500 tys. Amerykanów rocznie. Mamy jednak do czynienia z epidemią otyłości – tak uzasadnia swoje zaangażowanie w sprawę Don Barrett, gwiazda amerykańskiej palestry.

Barrett to najbardziej wyrazista postać z grupy prawników, którzy już latem rozpoczęli krucjatę przeciw oszukańczym wyrobom spożywczym. Należą do niej i inni adwokaci, których nazwiska stały się znane w 1998 roku: Dewitt M. Lovelace, Stuart i Carol Nelkin czy Walter Umphrey. Ich wspólnym dziełem była seria procesów – i zawartych wskutek postępowań ugód sądowych – w których suma odszkodowań przekroczyła astronomiczną kwotę 200 mld dol.

Teraz przyszła pora na gigantów produkujących chrupki, soft drinki, odżywki dla dzieci, czekoladę czy herbaty. W ciągu pięciu ostatnich miesięcy kancelarie złożyły 25 pozwów przeciw takim tuzom, jak PepsiCo, Heinz, ConAgra Foods, General Mills czy Chobani. Tym razem prawnicy grają znacznie ostrzej niż kilkanaście lat temu – w sądzie w Kalifornii Barrett domaga się całkowitego wstrzymania sprzedaży podejrzanych produktów. Jeśli sędziowie przystaliby na jego żądanie, dla koncernów oznaczałoby to wielomiliardowe straty.

Reklama

Etykietki nieprawdy

Sprawa nie jest jednak taka prosta, jak w latach 90. – Udowodnienie, że palenie papierosów powoduje lub przynajmniej sprzyja rozwojowi chorób, nie było tak trudne. W przypadku produktów spożywczych sytuacja wygląda inaczej: znajdują się w nich zarówno substancje, których działanie może być szkodliwe w nadmiarze lub przy złych nawykach żywieniowych, lecz także takie, które są organizmowi niezbędne i mają dla konsumenta działanie dobroczynne – mówi DGP J. Eric Oliver, socjolog z Uniwersytetu w Chicago, autor książki „Fat Politics: The Real Story Behind America’s Obesity Epidemic”.

Jednak Barrett ma odpowiedź na takie argumenty. – Koncerny nie informują należycie o składzie produktów, promując je jako naturalne i zdrowe – twierdzi. I wymienia: to przypadek m.in. Coca-Coli i PepsiCo, które podają, że ich soki są „w 100 procentach naturalne”, a co nie jest zgodne z prawdą. Według niego producenci ukrywają również to, że w niektórych produktach może znajdować się cukier (np. w puszkowanych owocach) lub na opakowaniu umieszczają radę, by po otwarciu produkt przechowywać w lodówce – co ma sugerować, że nie zawiera on konserwantów, choć w rzeczywistości je posiada.

Proceder niewłaściwego opisywania produktów zdaniem pozywających może dotyczyć nawet 25 proc. żywności trafiającej na półki sklepowe w Stanach Zjednoczonych. Jeśli tak jest istotnie, mogłoby to oznaczać, że koncerny zostaną skazane na wypłatę wielomiliardowych odszkodowań: tylko przychody producenta jogurtów, firmy Chobani, w tym roku sięgną 1,5 mld dol. – Jedna z firm produkujących ziemniaczane czipsy, którą pozywamy, sprzedaje w ciągu roku produkty warte w sumie 13 mld dol. – informuje wojowniczy adwokat.

Co więcej, odpowiedzialność za taką sytuację spada również na władze federalne, które zdaniem prawników zawiodły, jeśli chodzi o wymuszenie na producentach dostosowania się do obowiązującego prawa. FDA, najważniejsza agencja rządowa pilnująca standardów produktów żywnościowych i lekarstw trafiających na amerykański rynek, do tej pory ograniczała się jedynie do wysyłania listów ostrzegających, które producenci najczęściej lekceważyli. To przypadek Chobani, które obficie doprawiało jogurty cukrem, skrzętnie ukrywając ten fakt. Kancelaria Barretta zaskarżyła w sądzie 18 wyrobów tego koncernu, czyli ponad połowę oferty.

– Zafałszowane etykietki produktów to dowód, jakiego potrzebujemy – triumfuje Barrett. Zawarte na nich informacje – czy raczej ich brak – mają jednoznacznie dowodzić naruszania norm ustalanych przez FDA. Co więcej, prawnicy liczą też, że podobnie jak było w przypadku przemysłu tytoniowego, gdy o sprawie zrobi się głośniej, do kancelarii zgłoszą się informatorzy z wewnątrz branży, którzy dostarczą dalszych dowodów – analiz czy wyników badań zlecanych i utajnianych przez spożywczych potentatów.

– Nikt nie próbuje mówić Amerykanom, co powinni jeść, a czego nie. Amerykanie podejmują takie decyzje sami za siebie – zastrzega się Barrett. – Tu chodzi o wolny wybór. A wolny wybór opiera się na precyzyjnych informacjach. A to oznacza, że przemysł spożywczy musi zacząć mówić prawdę na temat tego, co jest w produktach. Tego wymaga prawo – argumentuje.

Eksperci nie są jednak przekonani do tych argumentów. – Jeśli idę do McDonalda, to nie po to, żeby zjeść dietetyczną sałatkę czy świeże owoce – śmieje się J. Eric Oliver. – Idę tam po hamburgera – kwituje. Według niego większość Amerykanów wie, że gazowane napoje czy czipsy nie należą do najzdrowszych produktów. – Tu nie chodzi o to, co jemy, a bardziej o to, jak jemy – podkreśla. – Innymi słowy, największy problem żywieniowo- zdrowotny Ameryki to nie to, co jemy na śniadanie czy obiad, tylko to, że podjadamy między posiłkami. Zajadamy się batonami w wolnych chwilach w pracy, a czipsami objadamy się wieczorem, siedząc przed telewizorem. Oszukańcze etykietki mają niewiele wspólnego ze złymi nawykami – mówi.

Ameryka z nadwagą

Rozliczeniu Big Food – jak przez analogię do Big Tobacco nazywa się dziś za oceanem przemysł spożywczy, sprzyja atmosfera. Według US Centers for Disease Control (CDC) już dziś dwie trzecie Amerykanów powyżej 20. roku życia cierpi na otyłość lub nadwagę. Opublikowany we wrześniu przez Trust for America’s Health wspólny raport ekspertów z kilku organizacji zajmujących się opieką zdrowotną oraz promocją zdrowego stylu życia zawiera jeszcze bardziej ponurą prognozę: według autorów do 2030 r. z otyłością będzie się borykać 44 proc. Amerykanów. W trzynastu stanach – głównie na południu USA – wskaźnik ten może sięgnąć 60 proc. Problem nie ma charakteru wyłącznie społecznego. Jak przewidują autorzy, taki stan rzeczy błyskawicznie przełoży się na 6 mln nowych przypadków cukrzycy, ok. 5 mln przypadków chorób serca i 400 tys. przypadków raka. Jeśli sprawdziłyby się te przewidywania, koszty leczenia wszystkich nowych chorych sięgałyby nawet 66 mld dol.

– Mamy dwa scenariusze dotyczące stanu zdrowia Amerykanów – twierdzi Michelle Larkin, wiceszefowa Robert Wood Johnson Foundation’s Health Group, jednej z organizacji współpracujących przy tworzeniu prognozy. Pierwszy zakłada niereagowanie na bieżącą sytuację. Drugi – wprowadzenie na poziomie każdego ze stanów programu mającego docelowo obniżyć przeciętną wagę mieszkańca o 5 proc. Gdyby udało się wdrożyć rozwiązania zmierzające do odchudzenia Amerykanów, udałoby się uniknąć 3,2 tys. przypadków cukrzycy, 2,5 tys. przypadków nadciśnienia, 2,9 tys. zawałów i 277 przypadków raka na każde 100 tys. mieszkańców.

Do pewnego stopnia lokalne władze próbują reagować na zagrożenie. Głośnym echem odbiła się inicjatywa burmistrza Nowego Jorku Michaela Bloomberga, który zakazał sprzedaży bomb cukrowych – napojów gazowanych o objętości większej niż 16 uncji (niecałe 0,5 litra) – w restauracjach czy kinach. Choć decyzja ta początkowo wzbudziła kontrowersje, to dziś podobne kroki chciałoby podjąć kilka innych miast. Chodzi o Atlantę w stanie Georgia, Waszyngton czy Cambridge w Massachusetts. W innych miastach od trzech lat trwają próby ograniczania dostępu do podobnych produktów w budynkach instytucji publicznych, szkołach czy kościołach. W Kalifornii rozważa się dodatkowe opodatkowanie napojów gazowanych.

Koncerny nie pozostają oczywiście obojętne – dla producentów napojów gazowanych zakaz sprzedaży takich produktów czy obłożenie ich dodatkowymi podatkami byłyby gigantycznym ciosem. Ten segment sprzedaży to przeszło połowa ich obrotów. Coca-Cola pospiesznie wprowadza więc nowe napoje z obniżoną ilością cukru, oferuje też coraz więcej herbat i wód mineralnych. Fundacja dobroczynna prowadzona przez firmę przekazała setki milionów dolarów na imprezy promujące zdrowy styl życia. Podobną taktykę stosował przez ostatnie kilka lat McDonald’s. Media zalała fala reklam, gdzie klientów firmy portretowano jako szczupłych, wręcz wysportowanych ludzi, którzy w towarzystwie swoich dzieci konsumują kolejne big maki. Firma zaczęła też sponsorować drużyny sportowe. – Kładziemy nacisk na to, co nazywamy zrównoważonym, aktywnym stylem życia – ogłosił ówczesny prezes giganta Jim Skinner. – Nie rozwiążemy problemu otyłości na świecie, ale możemy być częścią tego rozwiązania – przekonywał.

Uderzyć w portfel

– Użycie terminu „epidemia” jest niewłaściwe, bo nie chodzi tu o infekcję – komentuje Oliver. Jego zdaniem tak jak trudno było powiązać palenie z konkretnymi chorobami, tak jeszcze trudniej byłoby znaleźć zbieżność między śmieciowym jedzeniem a chorobami typu cukrzyca czy choroby serca. – Zjadamy mnóstwo najróżniejszego jedzenia, trudno przypisać pojęcie „szkody” do konkretnego składnika, nawet jeśli jest ukrywany na etykiecie – dodaje.

Nie oznacza to jednak, że pozwy składane przez prawników, którzy rzucili na kolana Big Tobacco, przepadną. Jak podkreśla Oliver, częścią sukcesu Barretta i innych sprzed czternastu lat był udział prokuratorów i władz stanowych, które zaangażowały się w kampanię przeciw koncernom tytoniowym. – Teraz jeszcze nie widzę takiego zaangażowania z ich strony – zastrzega. Jednocześnie jednak atmosfera wokół koncernów spożywczych gęstnieje – zakazy sprzedaży czy specjalne podatki są najlepszym tego dowodem. – Presja na Big Food rośnie i firmy to czują. Do tej pory ich odpowiedzią były kampanie reklamowe, tworzenie zdrowych alternatyw dla podstawowej palety produktów i wiele innych działań – mówi.

O potencjalnych odszkodowaniach i sukcesie pozywających rozstrzygnie więc to, w jaki sposób ewentualne procesy – nawet jeśli szanse pozywających są niewielkie – odbiją się na finansach branży. Jeśli szkody wizerunkowe przełożą się na malejące zyski, firmy pójdą na ustępstwa. Na to liczy też Barrett. – Jest jedna rzecz, do której korporacyjna Ameryka przywiązuje uwagę: uderzenie po portfelu. I tylko gdy uderzysz w ich zyski, będziesz w stanie wpłynąć na ich zachowanie. To właśnie zamierzamy zrobić – mówi prawnik.