Most Świętokrzyski w Warszawie może ucieszyć oko nawet najbardziej wybrednego konesera architektury. Wystający 87,5 metra ponad poziom Wisły pylon w kształcie litery A (do jego budowy użyto stali 18G2ACu) oraz 48 potężnych lin podtrzymujących przęsło. Te informacje można znaleźć na stronie Trasa.com.pl. Surfując po tej witrynie, dowiemy się także, że spółka Trasa Świętokrzyska została utworzona w kwietniu 1997 r., że jej jedynym właścicielem jest m.st. Warszawa i że już zrealizowała dwa postawione jej cele: most Świętokrzyski oraz „Tunel drogowy w zagłębieniu Wisłostrady na odcinku od mostu średnicowego do ulicy karowej” (pisownia oryginalna – red.). Mimo to spółka wciąż działa.
Trzy lata temu stołeczni urzędnicy twierdzili, że jest ona „operatorem systemów bezpieczeństwa i odwodnienia w Tunelu Zagłębienia Wisłostrady”, co polega na „konserwacji i bieżącym nadzorowaniu wszystkich urządzeń technicznych zapewniających funkcjonowanie i bezpieczeństwo pracy Tunelu”. Dokładnie tym, czym zajmuje się warszawski Zarząd Dróg Miejskich. W 2008 r. firma handlowała wizerunkiem mostu, ale mimo to zanotowała 3 mln zł straty. W ubiegłym roku strata wyniosła 4,4 mln zł. – W tej chwili spółka jest w likwidacji, trwają procedury przekazania majątku ZDM – mówi rzeczniczka ratusza Agnieszka Kłąb. Na pytanie, dlaczego dopiero teraz, nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Wiadomo, że likwidacja trwa od października 2010 r.

Plusy dodatnie, plusy ujemne

Zdecydowanie bardziej znana jest spółka celowa Ministerstwa Sportu PL.2012, której zadaniem była koordynacja przygotowań do finałów piłkarskich mistrzostw Europy. Impreza przebiegła w znakomitej atmosferze, choć święto zepsuli nam piłkarze, którzy nie wyszli z grupy. Nadszedł czas podsumowań, wszelkie raporty zgodnie stwierdzały, że impreza była sukcesem. – Chciałabym, aby Stadion Narodowy był naszą dumą, tak jak to miało miejsce podczas Euro 2012. Dlatego też nowa umowa operatorska zostanie podpisana ze spółką PL.2012 – mówiła na początku grudnia szefowa resortu sportu Joanna Mucha.
Reklama
Na tym spotkaniu dowiedzieliśmy się także, że „w ramach nowej struktury, na bazie umowy operatorskiej spółka PL.2012 (od 1 stycznia 2013 PL.2012+) odpowiedzialna będzie za następujące działania: zarządzanie stadionem i nieruchomością zgodnie z przygotowanym i corocznie aktualizowanym biznesplanem”. Warto podkreślić, że w ustawie dotyczącej organizacji Euro z 2007 r. był punkt mówiący, że „spółki celowej nie rozwiązuje się, jeżeli, za zgodą ministra właściwego do spraw kultury fizycznej i sportu, właściwy podmiot powierzył spółce celowej zarządzanie obiektami budowlanymi powstałymi w wyniku realizacji przedsięwzięć Euro 2012, nie później jednak niż do dnia 31 grudnia 2012 r.”. Ale dwa lata później zastrzeżenie – „nie później niż do 31 grudnia 2012 r.” – usunięto, co de facto otworzyło spółce drogę do nieśmiertelności.
Planowany łączny budżet na rok 2013 dla spółek PL.2012+ i NCS Rozliczenia jest o ok. 40 proc. niższy niż zsumowane koszty działalności PL.2012 oraz NCS w tym roku. Dodatkowo zatrudnienie w obu zmniejszy się o ok. 45 proc. Gwoli wyjaśnienia: NCS Rozliczenia to spadkobierca Narodowego Centrum Sportu (NCS), który ma zakończyć ciągnące się procesy sądowe z wykonawcami obiektu. Warto pamiętać, że jedna spółka została powołana, by zorganizować zakończone sześć miesięcy temu Euro 2012, a druga po to, by zbudować stadion, na którym ta impreza się odbyła.
I jeszcze fragment komunikatu prasowego: „Należy mieć pełną świadomość tego, że w 2013 i 2014 roku osiągnięcie dodatniego rezultatu na Stadionie Narodowym może nie być możliwe. Trzeba pamiętać o tym, że w tym roku nie zostały zrealizowane działania, które miały wpływać znacząco na przychody SN. Nie została podpisana umowa na prawa do nazwy, nie zostały wynajęte wszystkie loże, nie zakończono przygotowywania centrum konferencyjnego. Zadaniem spółki PL.2012+ będzie właśnie minimalizacja wynikających z tej sytuacji strat w latach 2013–2014”. Ale minister Mucha jest spokojna. – Cieszę się, że zarząd PL.2012 wraz z zespołem zdecydował się na przyjęcie propozycji zarządzania Stadionem Narodowym. Spółka potwierdziła swoje umiejętności zarządcze i organizacyjne związane z realizacją trudnych projektów, na co wskazują efekty organizacji Euro 2012 w Polsce. Błędem byłoby, gdybyśmy nie wykorzystali doświadczeń zebranych podczas przygotowań do mistrzostw – mówiła niedawno.
Minister sportu nie wspomina natomiast o tym, że jeszcze trzy lata temu szef NCS szukał dla Narodowego operatora z najwyższej światowej półki. – Sondujemy oczekiwania i możliwości największych firm tego typu, zarządzających stadionami budowanymi na mistrzostwa świata w RPA, na Dalekim Wschodzie i w Europie – mówił w rozmowie z prasą Rafał Kapler, ówczesny szef NCS. Najwyraźniej w Ministerstwie Sportu uznano, że doświadczenia PL.2012 są jednak bardziej znaczące.

Strefa wpływów

Powoływaniu wszelkiego rodzaju spółek towarzyszy nadanie określonych środków i zasobów. Czasem w postaci żywej gotówki, a częściej majątku. – Stworzenie takiego bytu wiąże się z określoną liczbą stanowisk: od funkcji dyrektorskich przez kierowników aż po zwykłych specjalistów – opisuje socjolog Marcin Zarzecki z warszawskiego Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, który prowadzi badania dotyczące funkcjonowania administracji publicznej. – Z biegiem czasu taką instytucję obdarza się dodatkowymi funkcjami, więc zakusy, by ją rozwiązać, nawet po wypełnieniu przez nią pierwotnego celu, zawsze napotykają bariery. Minister, któremu podlega instytucja, traktuje to jako zamach na jego strefę wpływów. A on ma akolitów, o których musi dbać, i nie może sobie na coś takiego pozwolić. Takie miejsca to doskonałe przechowalnie, w których można ulokować osoby z nadania politycznego i w pewien sposób spłacić zobowiązania, które poczyniło się, dążąc do władzy – tłumaczy.
W tym kontekście warto wspomnieć o Agencji Nieruchomości Rolnych, która jest prawną następczynią Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, a w listopadzie obchodziła 20-lecie działania. Na początku przejęła 4,7 mln ha gruntów, majątek trwały o wartości 9 mld zł, ponad 336 tys. mieszkań, 6 tys. obiektów przemysłowych i zabytków. Do tego należy dodać 2 mld długów po PGR-ach. Do zadań instytucji należą m.in. poprawa struktury obszarowej gospodarstw rodzinnych oraz restrukturyzacja, prywatyzacja i administrowanie zasobami majątkowymi mienia Skarbu Państwa użytkowanego lub przeznaczonego na cele rolnicze.
– Agencja miała jeden główny cel: zagospodarować ziemię po PGR-ach i spłacić ich długi. Chodziło o to, żeby ziemia trafiła w ręce rolników. ANR miała ją przede wszystkim sprzedawać – mówi Artur Balazs, rolnik, były minister rolnictwa i poseł na Sejm. – Początek był dobry, potem już nieszczególnie – podsumowuje.
Spójrzmy na liczby. W ciągu 20 lat działania ANR sprzedała 2,2 mln ha gruntów, nieco mniej niż połowę tego, co przejęła. W latach 1995–2002 średnio nabywców znajdywało 144 tys. ha. W latach 2003–2010 było to tylko 100 tys. ha. Agencja tłumaczy spadek m.in. wejściem w życie regulacji, która przewiduje, że jeden nabywca nie może od niej kupić więcej niż 500 ha ziemi.
Ale w 2010 r. ANR sprzedała 96 tys. ha, w zeszłym roku aż 125 tys. Do końca listopada 110 tys. ha. Jak się dowiadujemy w agencji, wzrost wynika „ze zmiany polityki państwa”. Najwyraźniej rządzący uznali, że dziurę budżetową można zasypywać z wpływów ze sprzedaży ziemi. Ale warto zwrócić uwagę na to sformułowanie. Bo pośrednio mówi ono o tym, że wcześniej państwu, czyli też agencji, na sprzedaży ziemi tak bardzo nie zależało. Być może problem tkwi głębiej – gdyby agencja faktycznie sprzedała majątek, którym dysponuje, to... straciłaby rację bytu.
Choć pewnie urząd nie poddałby się tak łatwo. Przecież już nadzoruje „46 spółek strategicznych”. I chodzi nie o gazociągi, ropociągi czy elektrownie, ale o „hodowle roślin uprawnych oraz hodowle zwierząt gospodarskich o szczególnym znaczeniu dla gospodarki narodowej”. Do tych ostatnich zaliczają się m.in. stadniny koni w Janowie Podlaskim i Michałowie. Pewnie z tego powodu, jak czytamy na stronie ANR.gov.pl, „Prezes ANR Leszek Świętochowski przyjął członkostwo w Komitecie Honorowym Cavaliady, jednego z najważniejszych wydarzeń sportowo-jeździeckich w Polsce”.
– ANR zaczęła żyć własnym życiem i dziś czerpie przeogromne zyski z dzierżawy gruntów. To daje poczucie stabilności i spokoju, jeśli chodzi o byt własny. A fakty są takie, że przez kolejne lata nie udało się skonstruować zgodnego z prawem rozwiązania, by ziemia trafiła w ręce polskich rolników przed otwarciem rynku gruntów dla farmerów z UE w 2016 r. – mówi Balazs.
Mimo to urzędnicy są gotowi do działań. W komunikacie prasowym ANR uderza podobieństwo do PL.2012: „Poważna dyskusja o przyszłości Agencji i jej ewentualnej roli w niewątpliwie czekającymi Polskę chociażby przekształceniami strukturalnymi w sektorze gospodarstw indywidualnych ciągle przed nami. Biorąc pod uwagę ogrom i wagę zadań zrealizowanych przez Agencję w ciągu ostatnich 20 lat, nie ulega wątpliwości, że ANR ma zarówno doświadczenie, ludzi oraz potencjał, aby nowym wyzwaniom, w warunkach nieograniczonej konkurencji europejskiej, sprostać”.

Polak potrafi. Ale inni nie gorsi

By być sprawiedliwym, trzeba podkreślić, że to nie tylko ministerstwa sportu czy rolnictwa mają swoje przechowalnie. Bo ministrowi obrony podlega Agencja Mienia Wojskowego. Jej zadaniem jest „sprzedaż lub inne zagospodarowanie nieruchomości zbędnych dla Ministerstwa Obrony Narodowej i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych”. Czy kiedykolwiek zakończy swoją działalność? – Akty prawne regulujące działanie AMW nie wskazują terminu wypełnienia przez agencję swoich ustawowych obowiązków, ponieważ zgodnie z intencją ustawodawcy AMW nie została powołana na z góry określony czas funkcjonowania – odpowiada rzecznik MON Jacek Sońta. Ma to swoją logikę – przecież ministerstwa cały czas będą kupowały rzeczy, których po pewnym czasie już nie będą potrzebować.
Prawdopodobnie w niedalekiej przyszłości AMW połączy się z Wojskową Agencją Mieszkaniową. Być może wtedy będzie musiała zmienić swoje dotychczasowe działania z zakresu CSR (społecznej odpowiedzialności biznesu) i strategię PR (bo agencja taką posiada). Po co państwowej instytucji podległej ministerstwu, które ma sztab ludzi od komunikacji, własna strategia PR? – Jak każda nowoczesna i profesjonalna instytucja, która zobowiązana jest dbać o swój wizerunek oraz budować odpowiednie stosunki między nią a środowiskiem zewnętrznym, AMW musi dysponować sprawną i zintegrowaną koncepcją zarządzania informacją. Strategia PR, którą się posługuje, definiuje m.in. główne założenia oraz wskazuje cele i przesłania polityki komunikacyjnej – wyjaśnia Sońta i dodaje, że została ona przygotowana wyłącznie przez pracowników agencji, bez udziału firm zewnętrznych.
Warto jednak podkreślić, że to nie tylko polskie spółki i instytucje państwowe mają niesamowitą zdolność trwania na przekór wszystkiemu. Opisywaliśmy już specjalną komórkę w administracji greckiej, która w 1957 r. miała się zająć osuszeniem jeziora w pobliżu Teb. Wodę udało się odprowadzić jeszcze w tym samym roku. Mimo to przez następne 50 lat urząd dalej działał, a 30 osób pobierało pensje. Przytaczaliśmy także przykład biura, które zajmowało się promocją Salonik jako Europejskiej Stolicy Kultury. Z tym że Saloniki nosiły to miano w 1997 r., a w 2010 r. biuro wciąż działało.
Jedną z niewielu instytucji państwowych, które faktycznie rozwiązano po wykonaniu dużej części powierzonych zadań, był powołany do prywatyzacji przedsiębiorstw wschodnioniemieckich Treuhandanstalt. O ile w 1990 r. instytucja zarządzała przedsiębiorstwami, które zatrudniały ponad 4,1 mln pracowników, już cztery lata później, gdy instytucję rozwiązywano, było ich już tylko 1,5 mln. Tak duże i szybkie prywatyzacje oraz likwidacje były przedsięwzięciem unikatowym na skalę światową. Jednak zamknięcie Trauhandu przebiegło w atmosferze skandalu, ponieważ podczas prywatyzacji doszło do kilku głośnych nieprawidłowości.
– To i tak jest dowód na to, że w Niemczech deklaracje polityczne traktuje się uczciwie. Urząd wykonał swoje zadanie i go rozwiązano. U nas tego typu bezpieczniki nie działają – komentuje ekonomista Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. – Zadaniem polskiego rządu nie powinno być zarządzanie stadionem albo prowadzenie stadniny koni. Jedne z najdroższych miejsc pracy to są właśnie te utworzone w sposób polityczny.
Kto za to płaci? Wydaje się, że odpowiedź na to pytanie znał już inżynier Mamoń w filmie „Rejs”: „Pan płaci, pani płaci, my płacimy. To są nasze pieniądze”.