Krótko, ale nie węzłowato. Ponieważ nikt nie ma na nic czasu, więc coraz większą rolę w komunikacji społecznej odgrywa Twitter. Właśnie oglądałem, jak premier Tusk, niczym Obama, formułuje na Twitterze swoje prognozy na 2013 r., a dziennikarz mu zadaje pytania.

Ze względu na wymuszoną skrótowość wypowiedzi zarówno pytania, jak i responsy mają charakter skrajnie banalny. Ale to nie jest tylko rezultat zabawy na Twitterze. Angielskie partie polityczne przed wyborami rozdają ulotki z programem wyborczym na najbliższe cztery lata. Ulotki te mają wielkość karty kredytowej, żeby można było włożyć do portfela. Ile ważnych treści można zawrzeć na takim mikroskopijnym kawałku tekturki? Ale też po co komu treści? Wszyscy chcemy, żeby niemal wszystko zostało przekazane w jak najkrótszej formie.

Oczywiście zręczna fraza czy wręcz aforyzm mają bardzo długą historię, ale trzeba być wielkim pisarzem i myślicielem zarazem, by aforyzmy miały sens. Bardzo wielu grafomanów stara się ułożyć aforyzmy, bo na pozór jest to bardzo łatwe, ale wychodzą im ze tego okropnie pokraczne sformułowania. Mam coraz silniejsze wrażenie, że polityka została także w coraz większym stopniu zdominowana przez aforystycznych grafomanów. Przecież z przyjemnością byśmy posłuchali poważnych i rozwiniętych argumentów na temat prawdopodobnego przebiegu zdarzeń gospodarczych czy też społecznych w tym roku, ale dostajemy jedynie na niczym nieoparte tezy, że w drugim kwartale będzie już lepiej albo że lepiej będzie w trzecim kwartale. Istny Twitter. Gdybym miał siąść i napisać, co sądzę o najbliższej przyszłości, i byłbym ograniczony do twitterowych rozmiarów, napisałbym: „Albo będzie trochę lepiej, albo trochę gorzej”. I uważam, że jest to głębokie i przenikliwe stwierdzenie.

Zasada i przyzwyczajenie do Twittera powoduje że nawet rozmowy w gronie towarzyskim mają coraz krótszy charakter. Ten, kto zaczyna budować argument lub chce opowiedzieć dłuższą historię z początkiem, środkiem i zakończeniem, wychodzi na nudziarza. Najlepiej krótko i do tego ze znanymi wszystkim przerywnikami, których stosowanie nie ma najmniejszego sensu. Nic zatem dziwnego, że politycy występujący w mass mediach mają jedno zdanie do powiedzenia, nawet w trakcie kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych decydowały pojedyncze zdania, a nie argumentacja, bo – jak się domniemywa – gdyby słuchacze lub widzowie musieli znieść argumentację, zasnęliby natychmiast. W istocie jest to przekonanie, że ludzie nie tylko są głupi, ale że wszystko ich nudzi. Przekonanie to staje się prawdziwe na zasadzie samospełniającego się proroctwa. Ale głupi są tylko ci ludzie, którzy się nudzą. Olbrzymia większość nie chce się nudzić i lubi rzeczy ciekawe, jednak dostarczyciele poważnej i masowej rozrywki nie zdają sobie z tego sprawy. Przed dziesięciu laty oglądałem w niemieckiej telewizji rozmowę między Gorbaczowem a Kissingerem. Trwała dwie godziny i była pasjonująca. Dzisiaj to jest nie do zniesienia i nie do wyobrażenia, kiedy zapraszają mnie na konferencję. Główna prośba brzmi: bardzo prosimy, żeby pan mówił osiem, no najwyżej dziesięć minut.

Reklama

To jest humorystyczne, gdyż żadnej rozwiniętej nieco myśli nie da się w takim czasie przekazać, więc na takie konferencje nie chodzę, chyba że bardzo dobrze płacą. Jak najkrócej! – ta zasada doprowadzi nas do zaniku komunikacji międzyludzkiej. Oczywiście można powiedzieć „I love you and I love you too”, ale czy to jest porozumienie międzyludzkie? A wszystko, co chciałoby się dodać, może sprawić, że nasz partner się znudzi. Więc nie tylko politycy stają się aforystycznymi grafomanami, ale takimi stajemy się powoli my wszyscy. Bardzo to przygnębiające, bo wyklucza myślenie. Pozostają tylko emocje. Eksklamacja może być krótka, argumentacja nie może. A my pozostajemy przy pozbawionych treści eksklamacjach. To dopiero będzie nuda.

>>> Czytaj też: Polacy nie chcą ćwierkać. Twitter nas nie urzekł