Jak wynika z analiz przeprowadzonych przez Ogólnopolski System Ochrony Zdrowia, suplementy dostaje od rodziców co trzeci maluch. Tymczasem z badań naukowych wynika, iż nie są one w ogóle potrzebne. Dodatkowo przy przedawkowaniu mogą być szkodliwe.
Według badań Instytutu Matki i Dziecka niedobory w dziecięcych organizmach dotyczą jedynie witaminy D i wapnia. Zdaniem lekarzy sporadycznie można zaobserwować brak żelaza lub magnezu. Wszystkiego innego, do czego zachęcają producenci suplementów – czyli kilkunastu typów witamin, m.in. A, B, E czy K, oraz innych minerałów – jest ... albo w normie, albo wręcz w nadmiarze. Paradoksalnie – jak przekonują eksperci– także wpływ (tak chętnie kupowanej i reklamowanej) witaminy C przy przeziębieniu to mit. – Takie preparaty nie mają istotnego wpływu na przebieg choroby – wyjaśnia dr n. med. Iwona Wolska-Kontewicz, specjalista chorób dzieci. Suplementy diety są więc jedynie bublem wciskanym przez producentów, głównie za pośrednictwem nachalnych reklam. – Prawidłowo zbilansowana dieta powinna zaspokoić zapotrzebowanie odżywcze dzieci, a badania epidemiologiczne analizujące dietę maluchów nie wykazują w niej istotnych niedoborów (poza witaminą D) wymagających dodatkowej suplementacji. Jednak rodzice, którzy przychodzą z chorymi dziećmi, oczekują od lekarzy przepisania konkretnego specyfiku poprawiającego odporność i zdrowie dzieci. Dopytują wręcz, jakie preparaty witaminowe byłyby najlepsze – mówi Joanna Friedman-Gruszczyńska z Kliniki Pediatrii i Żywienia Centrum Zdrowia Dziecka.
I dodaje, że jest to o tyle szkodliwe, że w odróżnieniu od leków te produkty nie przechodzą tak rygorystycznej kontroli jakości, a ich przedawkowanie może się wiązać z ryzykiem zatrucia. – Jednak rodzice w taki sposób uspokajają swoje sumienie. Stosując suplementy diety, uważają, że nie muszą już starannie żywić dzieci. Dla nich zróżnicowana dieta to do jednej ręki hamburger, do drugiej witaminka – dodaje Friedman-Gruszczyńska.
Takie nastawienie rodziców wykorzystują producenci. Ich przewaga polega na tym, że mogą swoje produkty – w odróżnieniu od leków na receptę – reklamować. I robią to skutecznie, często też sprzedają je w bardzo atrakcyjnej dla dzieci formie żelków, cukierków czy herbatek witaminowych. A wiele z nich jest przeznaczonych już dla najmłodszych. Jak wynika z analizy oferty jednej z aptek, różnych typów preparatów oferowanych już dla dzieci w pierwszych miesiącach życia było kilkanaście rodzajów. Nie dość tego – producenci regularnie poszerzają swój asortyment. Z danych IMS Health, firmy badającej rynek farmaceutyczny, dotyczących wszystkich produktów sprzedawanych bez recepty (a więc także i suplementów diety) wynika, że tylko w ostatnim roku producenci aż o 31 proc. poszerzyli swoją ofertę, a 15 proc. zwiększyło nakłady na inwestycje. W sumie – choć cały rynek leków się zmniejszał – tutaj nie zanotowano aż tak dużych spadków. Wartość była o kilka procent mniejsza. Polacy kupowali ich mniej, jednak producenci podnieśli ceny o 6,3 proc. Mimo to nadal było na nie wielu chętnych. W sumie do listopada sprzedano 563 mln opakowań za blisko 7 mld zł, zaledwie o 32 mln zł mniej niż w roku poprzednim. Jak przekonuje Małgorzata Boczarska z IMS Helath, w związku z grudniowym wzrostem zachorowań ta różnica zapewne zostanie wyrównana.
Reklama
100 mln zł Polacy wydają rocznie na suplementy diety dla dzieci do 3. roku życia
30 proc. dzieci do 3. roku życia bierze suplementy
7 mld zł wyniosła od stycznia do listopada 2012 r. wartość rynku leków OTC, czyli wydawanych bez recepty