Ukrytym celem tego posunięcia jest wymuszenie spadku zysków prywatnych, w tym głównie zagranicznych koncernów energetycznych. Sektor państwowy rozpycha się także w innych dziedzinach gospodarki Węgier.

Decyzja o obniżeniu cen energii w sektorze komunalnym została podjęta w przededniu wejścia w życie od stycznia 2013 r. nowego podatku obciążającego każdy metr sieci przesyłowych. Podatek ma przynieść w tym roku kilkadziesiąt miliardów forintów dodatkowych wpływów do budżetu. Zaraz po obwieszczeniu nowej daniny, a przed informacją o wymuszonej obniżce cen sektor sprzedawców energii obliczył, że warunkiem wygenerowania zysków na dostawie prądu, gazu i ogrzewania byłaby 6-procentowa podwyżka cen energii.

Według rządu, efekt mniejszych taryf powinien ujawnić się już w rachunkach na styczeń, ale na razie nikt, łącznie z urzędnikami, nie wie za co odbiorcy mieliby mniej płacić. Czy za korzystanie z przewodów i rur, czy też za sam gaz, elektryczność i energię cieplną? Sytuacja przypomina dziecięcą wyliczankę: na kogo trafi – tego bęc!. Bęc to w tym przypadku krótsza droga na krawędź bankructwa. W koszcie dostawy energii elektrycznej i cieplnej 60 proc. przypada na używanie sieci, a 40 proc. to koszt samej energii. W rachunkach za gaz proporcja ta wynosi 70-30.

Na kogo padnie, na tego bęc

Reklama

Jeżeli zatem 10-procentowa obniżka cen detalicznych dokonałaby się w bilansach firm utrzymujących sieci, to będą one musiały obniżyć swoje ceny aż o 30 procent. Jeśli ciężar mieliby ponieść producenci, to ich ceny musiałyby spaść o 20 proc. Możliwy jest też jakiś podział obciążeń wynikających z rządowego nakazu obniżki cen detalicznych. Problem polega na tym, że czas ucieka, a instrukcji brak.

Właściciele sieci energetycznych nie kłopoczą się jednak o to czy, ale ile stracą w 2013 r. ponieważ zadekretowana obniżka cen dotyczy wyłącznie komunalnej części rynku. Firmy zajmujące się produkcją i dystrybucją energii energetyczne zastanawiają się natomiast, jak mogłyby pozbyć się koncesji na obsługę klientów indywidualnych. Tu główna komplikacja polega na tym, że ustawodawca nie przewidział możliwości oddania koncesji z powodu braku rentowności. Kłopot zaczyna się jednak już od trudności z rozgraniczeniem sieci i dostaw w podziale na odbiorców komunalnych i przemysłowych. Doświadczenia zagraniczne pokazują, że koniec końców firmom nie pozostaje nic innego jak przeniesienie sprawy do sądu. W identycznej sytuacji we Francji firmy wygrały spór z państwem właśnie w postępowaniu sądowym.

Cały artykuł czytaj na www.obserwatorfinasowy.pl.