Kilka dni temu koncern Gazprom ogłosił, że ukraińska spółka Naftohaz zalega z zapłaceniem 7 miliardów dolarów. Kijów ma dług wobec Moskwy bo wziął mniej surowca niż przewiduje kontrakt.

Zasada „bierz lub płać” zapisywana jest w niemal wszystkich kontraktach Gazpromu. Jednak Ukraina płacić nie chce, bo nie potrzebuje aż tyle gazu ile dostaje od Rosjan.

Komentator portalu Lenta.ru Aleksandr Poliwonow ostrzega Gazprom przed wszczynaniem wojny z Kijowem. Według rosyjskiego publicysty -„Ukraina nigdy nie odda Rosji 7 miliardów dolarów”. Dziennikarz ma także wątpliwości czy Moskwie uda się sprawę wygrać w międzynarodowym Arbitrażu. Poliwonow dodaje również, że konflikt z Kijowem zaszkodzi -„i tak słabej reputacji Gazpromu w Europie”.

>>> Czytaj też: Gazprom wystawił Ukrainie rachunek za gaz. W Kijowie zawrzało

Reklama

Co chcą ugrać Rosjanie?

Prawdopodobieństwo wybuchu nowej wojny gazowej między Ukrainą a Rosją wynosi 50 procent. Takiego zdania jest ukraiński ekspert do spraw energetycznych Mychajło Honczar.

Jego zdaniem, wystawiając Ukrainie rachunek w wysokości 7 miliardów dolarów za niepobrany w zeszłym roku gaz, Rosja chce skompromitować ten kraj przed szczytem Ukraina - Unia Europejska, który ma się odbyć 25 lutego. Moskwa liczy także na skłonienie w ten sposób Kijowa do integracji z kontrolowanym przez siebie sojuszem celnym Rosji, Białorusi i Kazachstanu.

Mychajło Honczar w rozmowie z Polskim Radiem nie wykluczył też, że Gazprom stara się w ten sposób o przejęcie kontroli nad ukraińskim gazociągami. Ich wartość odpowiada sumie długu. „To by był majstersztyk rosyjskiej polityki, zdobyć cenne aktywa za darmo, za wirtualny sztuczny dług” - podkreślił rozmówca Polskiego Radia.

Ekspert do spraw energetyki zaznaczył przy tym, że Gazprom będzie się starał, aby zminimalizować konsekwencje ewentualnej wojny gazowej dla odbiorców w Unii Europejskiej zwiększając przesył gazu rurociągami omijającymi Ukrainę. Nowe żądania nie przypadkowo wysunięto także pod koniec zimy, gdy zapotrzebowanie na to paliwo na Zachodzie maleje.

Ukraińskie władze konsekwentnie starają się o obniżkę ceny kupowanego u Rosjan gazu. Nie chcą przy tym stracić kontroli nad własnym systemem gazociągów, a także dołączyć do sojuszu celnego Rosji, Białorusi i Kazachstanu. Ten ostatni krok oznaczałby zamknięcie drzwi do powołania strefy wolnego handlu z Unią Europejską, a tego zarówno prezydent Wiktor Janukowycz jak i ukraińscy oligarchowie chcą uniknąć.

Ukraina woli kupować gaz na Zachodzie

Ukraina chce kupować jak najwięcej gazu w Europie Zachodniej. Premier Mykoła Azarow podkreślił, że jest to korzystne dla ukraińskiego budżetu.

Szef rządu zaznaczył, że gaz ten jest tańszy od kupowanego bezpośrednio od Rosjan, a warunki zakupów są o wiele lepsze. Mykoła Azarow dodał, że nie ma tam -między innymi - zasady „bierz albo płać”, która jest zapisana w kontraktach z Rosją i oznacza, że Kijów ma zapłacić za wymienioną w kontrakcie ilość gazu, nawet jeśli faktycznie importował mniej.

Paradoksalnie gaz kupowany w Niemczech także pochodzi z Rosji. Jest on jednak importowany na Ukrainę przez Polskę. Jego cena wynosi 360 dolarów za tysiąc metrów sześciennych, czyli o 70 dolarów mniej niż w ostatnim kwartale zeszłego roku Ukraińcy płacili za gaz kupowany bezpośrednio od Rosjan. W tym roku import z Niemiec ma wynieść 5 miliardów metrów sześciennych, rozpatrywane są także zakupy na Słowacji i Węgrzech. Tegoroczny import z Rosji ma oscylować wokół 20 miliardów metrów sześciennych.