Ekonomiści jeszcze przed opublikowaniem danych GUS rewidowali w górę prognozy, po tym jak firma Samar opublikowała dane o wzroście sprzedaży aut w styczniu (wzrosła o 11,9 proc.). Ale i tak ostateczne wyniki ich zaskoczyły.
Mimo to w opiniach ekspertów euforii nie widać. Zwracają uwagę, że oprócz samochodów motorem sprzedaży były wyniki niewyspecjalizowanych sklepów. Do tej kategorii GUS wrzuca duże dyskonty, supermarkety i hipermarkety. Sprzedaż w nich wzrosła w styczniu o 16,5 proc. rok do roku. Ten wynik nie musi jednak oznaczać rosnącego popytu – to raczej efekt dynamicznego rozwoju sieci handlowych i przenoszenia się do nich obrotów z małych osiedlowych sklepów oraz bazarów. Sklepiki i bazary do tej pory wymykały się oficjalnej statystyce, bo GUS uwzględnia dane z podmiotów zatrudniających co najmniej 9 pracowników. Wraz z przeniesieniem się do dyskontów ta część obrotów w handlu „statystycznie” się ujawniła.
Drugi powód, dla którego ekonomiści traktują styczniowe dane z rezerwą, to efekt przeniesienia wypłat bezpośrednich dla rolników z grudnia na styczeń. Analitycy BZ WBK szacują ich wielkość na 3 mld zł w styczniu. To przesunięcie było jednym z powodów spadku sprzedaży w grudniu (o 2,5 proc.) i jej wzrostu w styczniu. – Gdyby uśrednić dane z grudnia i stycznia, to okaże się, że w tym okresie wzrost sprzedaży był niewielki, rzędu 0,3–0,4 proc. w skali roku. To pokazuje, jak słaby jest ciągle popyt konsumpcyjny – twierdzi Piotr Bujak, ekonomista Banku Nordea.
Innym powodem, by nie popadać w nadmierny optymizm, są wyniki sprzedaży RTV, AGD i mebli. To dobra trwałego użytku, z których zakupu rezygnujemy w pierwszej kolejności. Po raz pierwszy od trzech lat sprzedaż w tej kategorii spadła – o 1,5 proc. w porównaniu ze styczniem 2011 r. Do ostrożnych w ocenach należy Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku, który zwraca uwagę na kolejny czynnik: większą liczbę dni roboczych w styczniu tego roku w porównaniu z 2012 r. To też zaburzyło wynik.