Prace nad nowelizacją tej ustawy toczą się od 2009 r. Mają one doprecyzować niejasne zapisy i dostosować ją do współczesnych internetowych realiów. Do noweli w 2010 r. dodano artykuł 12a, który od odpowiedzialności cywilnej i karnej za treści np. łamiące prawa autorskie, naruszające czyjeś dobre imię czy propagujące treści faszystowskie zwalniał właścicieli wyszukiwarek internetowych i serwisy z linkami. Wcześniej z takiej odpowiedzialności zwolnieni byli tylko dostawcy technicznych usług.
– Tyle że właśnie formułę wyszukiwarek i serwisów linkowych, czyli serwisy nie tyle z konkretnymi treściami, ile przekierowujące do nich przyjmuje coraz więcej stron pirackich. Takie sformułowanie prawa oznacza, że przykładowo Kim Dotcom, słynny twórca serwisu Megauploud, mógłby nieznacznie zmodyfikować działanie swojego serwisu i jako wyszukiwarka założyć działalność w Polsce – pisał na łamach DGP w połowie lutego były szef departamentu prawnego w Ministerstwie Kultury mecenas Dominik Skoczek.
Wprawdzie MAiC podkreślało, że nie chodzi wcale o propagowanie piractwa, ale zapis ten oburzył też twórców, którzy podkreślali, że ich prace są obecnie nagminnie kopiowane i rozpowszechniane w internecie, a tak sformułowany przepis znacznie utrudni ochronę własności intelektualnej. Oburzeni artyści opublikowali apel do Donalda Tuska, w którym wzywali do wycofania tego artykułu i apelowali o to, by MAiC nie wchodziło w kompetencje Ministerstwa Kultury. Pod wpływem tej krytyki minister Michał Boni zapowiedział wczoraj, że feralny artykuł będzie wycofany z ustawy.
Jednak to wcale nie rozwiązuje problemu. Jak tłumaczy Igor Ostrowski, były wiceszef MAiC, zrezygnowanie z regulacji utrzyma obecny stan niepewności prawnej. – Nadal nie będzie wiadomo, czy i w jakim zakresie właściciele wyszukiwarek mają odpowiadać za umożliwianie dostępu do nielegalnych treści – tłumaczy.
Reklama