Historycy przytaczają sporne racje obu stron - i jak to często bywa w historii - obie strony mają niepodważalne argumenty z przeszłości. Ale bezspornym faktem dnia dzisiejszego jest to, że obecni mieszkańcy, w liczbie dwóch i pół tysiąca, to w ogromnej większości potomkowie brytyjskich osadników. I nie ma wątpliwości, kim się czują.

"Musimy uzmysłowić Argentynie, że nikt z nas na wyspach nie chce zostać Argentyńczykami, a światu, że jesteśmy na wskroś Brytyjczykami" - mówiła BBC jedna z wyspiarek.

Referendum ma być odpowiedzią na nieustającą argentyńską akcję jednania sobie poparcia innych państw, w nadziei na uzyskanie praw do archipelagu, tym razem drogą pokojową. Konserwatysta Andrew Rosindell, który przewodzi komisji do spraw Falklandów w Izbie Gmin, mówi: "W referendum chodzi o to, żeby pokazać całemu światu, że mieszkańcy Falklandów, jak każdej innej byłej kolonii, powinni mieć prawo decydować o swojej przyszłości. Kiedy poznamy wynik, myślę, że każda szanująca się demokracja powie, że tak, Falklandczycy powinni mieć prawo do takiej decyzji, jak wszyscy."