Google’a czekają w Europie ciężkie czasy. Urzędy ds. ochrony danych osobowych z sześciu europejskich krajów, m.in. z Holandii, Portugalii, Wielkiej Brytanii i Francji, rozpoczęły postępowanie wyjaśniające w sprawie polityki prywatności, jaką amerykańska firma wprowadziła w swoich serwisach w marcu 2012 r.

Chodzi o jedną, wspólną politykę prywatności obejmującą wszystkie usługi świadczone przez firmę. Wcześniej każda usługa Google miała swoją własną, więc inną miał YouTube i jeszcze inną Gmail. Nowa polityka zawiera enigmatyczny zapis o możliwości łączenia danych użytkownika z różnych usług.

– Problem w tym, że my po prostu nie wiemy, co Google robi z tymi danymi – mówi DGP Johannes Caspar, hamburski komisarz ochrony danych i wolności informacji. – Metody ich łączenia, jak również konkretne sposoby wykorzystania powinny być wprost zawarte w polityce prywatności. W przeciwnym wypadku użytkownik, zgadzając się na politykę, tak naprawdę nie wie, na co się zgadza – mówi Caspar.

Google ze swojej strony tłumaczy, że nowa polityka jest znacznie prostsza do zrozumienia dla przeciętnego użytkownika oraz pozwala na tworzenie lepszych produktów. Urząd, któremu Caspar przewodniczy, będzie chciał sprawdzić prawomocność tych stwierdzeń.

Reklama

Francuski nadzór zgłaszał amerykańskiemu gigantowi swoje zastrzeżenia już w ubiegłym roku. CNIL dał Amerykanom cztery miesiące na ustosunkowanie się do zarzutów. Spotkanie z przedstawicielami firmy w paryskiej siedzibie CNIL w połowie marca nie przyniosło żadnych efektów. Stąd rozpoczęcie dochodzenia.

Ale to niejedyny problem amerykańskiego giganta na Starym Kontynencie. Hamburski urząd jeszcze nie zamknął sprawy zbierania danych o otwartych sieciach bezprzewodowych przez pojazdy Google Street View. Na pieńku mają także z firmą europejskie gazety, które uważają, że Google powinien płacić za udostępnianie fragmentów treści.

Rząd francuski w 2011 r. proponował podatek od reklamy internetowej, który przezwano „Google tax”. Ponieważ jednak europejska siedziba firmy znajduje się w Irlandii, we Francji nie zapłaciłaby nic, za to zapłaciłyby mniejsze, lokalne firmy.

>>> Czytaj też: Nowy dyrektor generalny BBC przed wyzwaniem redukcji 3 tys. etatów

To jednak nie koniec złych wieści. W Unii toczy się dyskusja co do wysokości kar, jakie można nakładać na firmy łamiące prawo o ochronie danych osobowych. Teraz wynoszą one do 300 tys. euro. – Obecnie kary przewidywane przez prawo europejskie są niewspółmierne do możliwych nadużyć. Dlatego w debacie nad nową dyrektywą o ochronie danych, która toczy się w Brukseli, mówi się o 2 proc. wartości rocznej sprzedaży – mówi Caspar. W ub.r. Google osiągnął 50 mld dol. przychodu.