Edward Snowden, ujawniając istnienie systemu gromadzenia informacji elektronicznej PRISM, przy okazji zwrócił uwagę na inny ważny problem – taki, że służby wywiadowcze Stanów Zjednoczonych do normalnego funkcjonowania coraz bardziej potrzebują pracowników firm zewnętrznych.
Snowden pracował w ośrodku Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA) na Hawajach z ramienia firmy Booz Allen, która ma tylko jednego klienta – rząd USA. Odpowiada on za 99 proc. przychodów firmy, które w ubiegłym roku wyniosły 1,3 mld dol. Pracownicy Booz Allen są obecni także w centrali NSA w Fort Meade, gdzie zresztą ma ona swoją główną siedzibę. Z 22,5 tys. osób w niej zatrudnionych osób dostęp do informacji ściśle tajnych ma około połowa. A firm świadczących usługi na rzecz wywiadu w 2009 r. było 1931.
Stewart Baker, były doradca NSA i Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego (DHS), uważa, że kazus Snowdena pokazuje, że USA powinny przemyśleć swoją politykę odnośnie do wykorzystywania zewnętrznych podmiotów. – Musimy dokładniej się przyjrzeć, jak kontrolujemy informacje oraz jak dobrzy jesteśmy w sprawdzaniu, co ludzie robią z tymi informacjami – mówił agencji Reuters.
Z tym jednak może być problem, bo dostęp do informacji niejawnych ma w USA 4,9 mln ludzi, z czego 1,4 mln do ściśle tajnych. Spośród nich 800 tys. to pracownicy rządowi, zaś 480 tys. to pracownicy prywatnych firm (nie wiadomo, do jakiej kategorii zalicza się reszta). Jeszcze w 2010 r. rządowych było 854 tys., a prywatnych – 265 tys. Zresztą bardzo często są to ci sami ludzie – wiele osób po zdobyciu doświadczenia w agencjach przechodzi do sektora prywatnego. Tak jak Snowden, który wcześniej odpowiadał za bezpieczeństwo informatyczne placówki CIA w Genewie, a dopiero potem trafił do sektora prywatnego.
Reklama
Jak bardzo się te dwa światy przenikają, świadczy to, że obecny koordynator służb wywiadowczych John Clapper wcześniej był menedżerem w Booz Allen. John McConnell, obecny wiceprezydent firmy, zajmował stanowisko Clapppera za prezydentury George’a W. Busha. Gdzie obecnie pracuje czyjś kolega, bardzo często można się dowiedzieć tylko z tego, jakiego koloru nosi identyfikator. „Niebiescy” to pracownicy zewnętrzni, „zieloni” – pracownicy rządowi. Ewentualnie można to poznać po tym, jakim samochodem jeździ. Rządowy analityk wywiadu średnio zarabia 126,5 tys. dol. rocznie, prywatny – 250 tys.
Zatrudnieni w firmach zewnętrznych coraz częściej przejmują obowiązki liniowych pracowników wywiadu. Nie tylko analizują dane wywiadowcze, także je zdobywają. A nawet pomagają w ich interpretacji dowódcom, asystując przy opracowywaniu strategii. Tylko w DHS pracowników zewnętrznych jest tylu, ilu rządowych. W biurze, które zajmuje się danymi wywiadowczymi, 6 na 10 to pracownicy zewnętrznych firm. Łącznie na rzecz departamentu usługi świadczy 318 podmiotów. Na rzecz NSA – 484. National Reconnaissance Office bez zewnętrznych nie byłoby w stanie utrzymać swojej sieci satelitów wywiadowczych.
Zresztą zjawisko to nie jest charakterystyczne wyłącznie dla wywiadu. Sektor prywatny obsługuje coraz więcej kwestii związanych z obronnością Stanów Zjednoczonych. Rocznie USA płacą za te usługi zewnętrznym podmiotom 300 mld dol., co oznacza, że od 2000 r. wydatki na ten cel uległy potrojeniu. A od początku wieku USA zapłaciły za usługi związane z obronnością 1,5 bln dol.
Także w tej kwestii niektórzy komentatorzy są zdania, że rząd stanowczo zbyt mocno polega na zewnętrznych podmiotach. Tym bardziej że usługodawcy często popełniają gafy, czego najsłynniejszym przykładem jest firma Blackwater, która świadczyła militarne usługi na terenie Iraku i Afganistanu, nie patyczkując się z miejscową ludnością. Pracownicy zewnętrznych firm brali udział w skandalu w więzieniu w Abu Ghraib. Także w więzieniu, tyle że w Afganistanie, kamery nagrały pracowników firmy ArmorGroup, jak urządzali sobie orgię.