Kolejne, publikowane ostatnio niemal w każdym tygodniu, słabe dane na temat stanu gospodarki zwiększają prawdopodobieństwo, że władze Chin zdecydują się na pobudzenie jej za pomocą pakietu stymulacyjnego. Do tej pory premier Li Keqiang odrzucał taką możliwość, ale tempo wzrostu zaczęło się zbliżać do granicy akceptowalnego poziomu.
W środę podano, że sporządzany przez instytut Markit i bank HSBC wskaźnik PMI dla przemysłu spadł w lipcu z 48,2 do 47,7, czyli do najniższego poziomu od 11 miesięcy. Odczyt poniżej 50 oznacza spowolnienie gospodarki. A sygnałów wskazujących na to jest coraz więcej. W zeszłym tygodniu podano, że tempo wzrostu gospodarczego w II kw. spadło do 7,5 proc. PKB wobec 7,7 proc. w trzech poprzednich miesiącach. Na dodatek był to dziewiąty w ciągu ostatnich 10 kwartałów, w którym tempo wzrostu hamowało.
Według standardów zachodnich taki przyrost PKB wciąż jest bardzo wysoki, ale dla rozwijających się Chin – minimum. Jeszcze w marcu, gdy prezydent Xi Jinping i premier Li Keqiang obejmowali stanowiska, władze potwierdziły, że celem na ten rok jest 7,5-procentowy wzrost. Ale nawet to bezpieczne, jak się wówczas wydawało, założenie może nie zostać osiągnięte. Zhiwei Zhang, ekonomista z banku inwestycyjnego Nomura, przewiduje, że w obecnym kwartale wzrost spadnie do 7,4, a w następnym do 7,2 proc. To oznaczałoby pierwszy od 1998 r. przypadek, że cel wzrostu nie zostałby osiągnięty.
Nie chodzi tu tylko o to, że nowa ekipa zaczyna rządy od wpadki. Utrzymanie wysokiego tempa wzrostu jest warunkiem koniecznym, by nie zwiększało się bezrobocie. Ekonomiści szacują, że aby do tego nie doszło, roczny wzrost musi wynosić co najmniej 7 proc. Dlatego Li Keqiang w tym tygodniu zasugerował możliwość stymulowania gospodarki. – Tolerancja dla niższego wzrostu nie jest nieograniczona – komentuje Zhu Haibin, analityk z JP Morgan.
Reklama
Xi Jinping i Li Keqiang mają w pamięci to, że gdy na przełomie 2008 i 2009 r. uderzyła pierwsza fala światowego kryzysu, w ciągu kilku miesięcy pracę straciło 20 mln osób, głównie imigrantów, którzy z prowincji przyjechali do wielkich miast. Dlatego za wszelką cenę chcą uniknąć powtórzenia tego scenariusza. Szczególnie że partia komunistyczna uzasadnia swoje jedynowładztwo właśnie tym, że zapewnia ona stabilność społeczną i podnoszenie poziomu życia.
W pierwszej fazie kryzysu Chiny przeznaczyły na stymulowanie gospodarki 4 bln juanów (645 mld dol.). Ale sposób spożytkowania tych pieniędzy pozostawiał wiele do życzenia – np. państwowe banki udzielały kredytów wielkim państwowym firmom, nie patrząc na ich kondycję finansową. A problemem chińskiej gospodarki jest to, że małe i średnie przedsiębiorstwa nie mają dostępu do kredytów i nie mogą się rozwijać.
Zdaniem ekspertów tym razem ewentualny pakiet stymulacyjny musi być bardziej precyzyjny. Powinny to być inwestycje w infrastrukturę kolejową, sektor IT i telekomunikacyjny, kredyty na rozwój ekologicznych technologii, ulgi podatkowe dla sektora usług czy właśnie kredyty dla małych i średnich przedsiębiorstw. Tym bardziej że sektor publiczny cały czas wykazuje się rażącą niegospodarnością. We wtorek rząd wstrzymał na pięć lat konstrukcję wszelkich nowych budynków dla władz centralnych i lokalnych. To efekt doniesień o ogromnych kosztach i luksusowym wyposażeniu urzędniczych siedzib.
>>> Czytaj też: Chiny, czyli mocarstwo biedy
7,25 mln tyle nowych miejsc pracy powstało w Chinach w pierwszej połowie tego roku, to wzrost o 310 tys. w porównaniu z tym samym okresem 2012 r.
4,1 proc. tyle wynosi, według oficjalnych danych, bezrobocie w Chinach, choć niezależni analitycy tę liczbę kwestionują