„PKB Brazylii wzrósł w zeszłym roku zaledwie o 1 procent. W tym roku wzrost może wynieść nie więcej 2 proc., przy oficjalnej prognozie 3 proc. Rosja powinna zanotować podobne wyniki, przy takim samym potencjale, mimo że baryłka ropy kosztuje około 100 USD. PKB Indii rosło w ostatnich latach bardzo szybko (11,2 proc. w 2010 i 7,7 w 2011), ale wzrost zmalał do 4 proc. w 2012 roku. Gospodarka Chin rosła o 10 proc. przez ostatnie trzy dekady, ale w zeszłym roku wyhamowała do 7,8 proc. i jest zagrożona twardym lądowaniem.

Wiele rozwijających się dotychczas krajów takich jak Turcja, Argentyna, Polska, Węgry i inne kraje środkowej i wschodniej Europy, także odczuło spowolnienie rozwoju. Co doskwiera krajom BRIC i innym rozwijającym się gospodarkom?”.

Roubini stawia diagnozę – te gospodarki uległy przegrzaniu w 2010 i 2011 roku. Nie powinno więc dziwić ich zahamowanie, zważywszy na to, że bogatsze kraje wciąż tkwią w kryzysie, a boom na rynku towarowym zmalał. Ponadto każdy z tych krajów boryka się z własnymi problemami instytucjonalnymi.
Należy dodać do tego fakt, że bank federalny USA może wreszcie wstrzymać program luzowania ilościowego, czyli zasilania rynku dodatkową gotówką. To oznacza, że inwestorzy nie będą musieli przenosić kapitału na rozwijające się rynki, w celu uzyskania większych dochodów. Ta analiza wydaje mi się trafna. Co czeka więc kraje BRIC i światową gospodarkę?

>>> Więcej na ten temat: Kraje BRIC wypadają z inwestycyjnej mapy świata?

Reklama

Myślę, że ta tendencja odbije się negatywnie na Indiach i Brazylii, ale nie wykroczy poza wymiar lokalny . Rozwój w tych krajach wyciągnął miliony ludzi ze skrajnego ubóstwa. Kolejne miliony wciąż w nim tkwią. Wzrost gospodarczy powoduje w wielkich krajach regionalne migracje. Brazylia i Indie to gospodarki, w których ogromną rolę odgrywa rolnictwo. Eksport soi i wołowiny pchnął do przodu brazylijską gospodarkę. PKB Indii jest wciąż w dużej mierze uzależnione od monsunów, które wpływają na rozmiar plonów. Spowolnienie gospodarki rolnej w tych krajach może wpłynąć na ceny niektórych produktów. Jednak w skali globalnej, nie będzie to tak dotkliwy cios jak zahamowanie rozwoju w Chinach.

Rosja i Chiny to już zupełnie inne przypadki. Rosja to jeden z najważniejszych krajów na rynku energetycznym na świecie. Chiny z kolei to producent połowy tanich towarów dostępnych w supermarketach. Oba te kraje lubią się odgrażać, gdy sprawy przyjmują niekorzystny dla nich obrót.

Problem Chin jest rzecz jasna bardziej intrygujący. Dostawy rosyjskiego gazu są być może kluczowe dla Europy Zachodniej, ale w ostateczności (i prawdopodobnie za wielką cenę) można je zastąpić. Ale Chiny? Chiny to unikat. Masowa migracja chińskich robotników do pracy w fabrykach doprowadziła do historycznego zmniejszenia poziomu ubóstwa w kraju. Przyczyniła się również do gigantycznego spadku cen dóbr w krajach rozwiniętych.

Chiński rząd sponsoruje wiele projektów w krajach rozwijających się, aby zabezpieczyć swoje zasoby na przyszłość. Chiny były głównym, jeśli nie samodzielnym autorem boomu na rynku surowców.

To oznacza, że Chiny są nie tylko odpowiedzialne za produkcję tanich akcesoriów kuchennych czy telewizorów, ale również za wsparcie rolnictwa w Brazylii czy wydobycie ropy w Wenezueli. Wpływy Chin sięgają bardzo daleko. Dokładnie tak jak efekty poważnego spowolnienia Chin.

Jeśli Chiny nie będą mogły zaoferować taniej siły roboczej i nie będą mogły łączyć się z zachodem za pomocą gigantycznej i finansowanej z państwowych pieniędzy infrastruktury, to tanie produkty z supermarketów przestaną być tak tanie. Jak dotąd słabo wyspecjalizowani pracownicy byli skłonni pracować za bardzo niskie pensje. Rząd mógł wydawać imponującą część swojego PKB na inwestycje, a nie na dobra konsumpcyjne. Mimo to, pensje w Chinach zaczęły rosnąć. Pozycja Chin jako dostawcy taniej siły roboczej została zachwiana.

Inne kraje regionu, które dotychczas nie mogły konkurować z chińskimi korzyściami skali, zaczynają przejmować część prostych prac montażowych i szwalniczych. Na skalę globalną, może to oznaczać koniec absurdalnie tanich dóbr. Pracownicy z krajów rozwiniętych mogą odczuć mniejszą konkurencję ze strony chińskich fabryk, ale to niewielkie pocieszenie, przy narastającej konkurencji ze strony robotów produkcyjnych.

Dla Chin to może być katastrofa. Na chińskich wsiach wciąż mieszka dużo biednych ludzi. W miastach wciąż żyje się daleko od ideału. Jeśli rozwój nie będzie tak dynamiczny jak dotąd, ludzi ogarnie niepokój, bo rząd zawarł z nimi porozumienie: nie oczekujcie za wielu wolności politycznych, a my przyniesiemy wam rozwój gospodarczy. Jeśli rozwój się zatrzyma, w kraju znajdzie się miliard nieszczęśliwych ludzi.

Rozwój gospodarczy to dobra wymówka na wszystko. Gdy kraj się rozwija, wiele rzeczy może ujść na sucho: tandetna księgowość, słabe instytucje i chora polityka demograficzna. Problem w tym, że gdy rozwój hamuje, wszystkie te pretensje zaczynają narastać. Wszystkie naraz i właśnie wtedy, gdy nie ma najmniejszych szans się z nimi uporać.

Oczywiście Chiny nawet nie myślą o recesji. Nie interesuje ich wzrost na poziomie krajów Zachodu. Zastanawiają się nad tym, co się stanie jeśli wzrost spadnie z 10 do 6 procent.

Ale w którym momencie zostanie przebrana miarka? Kiedy dziury w systemie bankowym i prawnym zaczną wychodzić na wierzch? Tego nie wiemy, ale zmartwiona i wściekła populacja Chin to dla świata nic dobrego.

Megan McArdle, felietonistka Bloomberg, odpowiada na bieżące pytania zadawane w świecie ekonomii.

ikona lupy />
Szczyt krajów BRICs w 2011 roku w Sanya, chińskiej prowincji Hainan / Bloomberg