Europejskie banki wciąż są zbyt duże, żeby upaść. Obecnie wartość aktywów sektora bankowego strefy euro jest trzy razy większa niż PKB krajów unii walutowej. Royal Bank of Scotland opublikował najnowsze szacunki dotyczące ilości dóbr, jakich banki będą się musiały pozbyć do 2018 r., kiedy wejdą w życie nowe regulacje sektora kapitałowego, znane jako Bazylea III. Instytucje finansowe muszą schudnąć jeszcze o 3,2 bln euro.
To oznacza, że proces zmniejszania sektora ledwo osiągnął półmetek, i tak właśnie nazywa się raport RBS: „Długa droga do zdelewarowania: jesteśmy dopiero w połowie”. Od maja 2012 r. bankom udało się pozbyć aktywów o wartości 2,9 bln euro, głównie dzięki zakręceniu kredytowego kurka i sprzedaży pobocznych aspektów swojej działalności. W ten sposób postąpiły przede wszystkim banki brytyjskie, niemieckie i francuskie. Te ostatnie pozbyły się np. swoich greckich włości.
Najwięcej, bo aż o 2,6 bln euro, będą musiały schudnąć małe i średnie banki strefy euro. Co nie znaczy, że skurczeniu nie muszą ulec aktywa gigantów eurobankowości. Największe instytucje finansowe nie tylko mają o 661 mld w aktywach za dużo, ale i muszą znaleźć dodatkowe 47 mld euro kapitału. Najwięcej gotówki potrzebują Deutsche Bank, Crédit Agricole i Barclays, a także Société Générale oraz Commerzbank. Wszystko po to, aby w 2018 r. europejski sektor bankowy spełnił wymagania zakładane przez wprowadzany stopniowo pakiet regulacji Bazylea III. Jego podstawowym celem jest ograniczenie wielkości sektora bankowego w stosunku do realnej gospodarki, co jest postrzegane jako najlepsze zabezpieczenie na przyszłość przed kryzysami takimi jak ten z 2008 r.
Reklama
Delewarowanie banków odegrało ważną rolę przy wychodzeniu z wielu innych kryzysów, co pokazuje raport firmy Deloitte „Capital Gain, Asset Loss”. Przed kryzysem z 2008 r., kryzysem skandynawskim na początku lat 90. czy perturbacjami w Japonii końca lat 90. wskaźnik wartości kredytów w stosunku do depozytów w bankach był za wysoki i po kryzysie malał. W skandynawskich bankach wynosił on średnio 120 proc. i w ciągu trzech lat spadł w Finlandii i Szwecji o 30 pkt proc., a w Norwegii o 20 pkt proc. O tyle samo wskaźnik ten zmniejszył się w Japonii, chociaż zajęło to aż siedem lat. Dla porównania w ciągu czterech lat dla największych europejskich banków ten wskaźnik zmalał zaledwie o 7 pkt proc.: ze 148 proc. do 141 proc. na koniec 2011 r.
Europejski sektor bankowy reaguje na kryzys znacznie wolniej. Przykładem może być ostatnia runda testów wytrzymałościowych, które zostały przeprowadzone pod auspicjami Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego w 2011 r. 91 banków i grup bankowych, posiadających łącznie 65 proc. aktywów całego europejskiego sektora bankowego, sprawdzono wtedy w hipotetycznych scenariuszach skurczeniach się gospodarki w strefie euro o 0,5 proc., i 15-proc. spadku na giełdzie. Dziewięciu bankom nie udało się wtedy utrzymać wymaganego współczynnika wypłacalności.
Sceptycy są zdania, że nadchodząca redukcja aktywów może być trudniejsza niż dotychczasowa. Banki mogą nie znaleźć inwestorów, klimat do inwestycji wciąż jest bowiem daleki od idealnego. Redukcję trzeba będzie też pogodzić z potrzebami gospodarki: już w tej chwili małe i średnie przedsiębiorstwa w Hiszpanii narzekają na trudności w dostępie do kredytów. A dostosowywanie banków do wymogów Bazylei III może się wiązać z ograniczeniem akcji kredytowej.