Lider rynku grupa PZU poinformowała, że dochody z działalności lokacyjnej za pierwsze półrocze 2013 r. spadły o 36,4 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Podobna sytuacja miała miejsce w Allianz Życie, gdzie przychody z lokat osiągnęły wynik ujemny – minus 50 mln zł w pierwszym półroczu tego roku w porównaniu z blisko 58 mln zysku rok wcześniej.
Wszystko z powodu spadku rentowności obligacji skarbowych. Drugą przyczyną była niższa wycena akcji na giełdzie – indeks WIG spadł w pierwszym półroczu 2013 r. o 5,7 proc., podczas gdy rok wcześniej zyskał 8,6 proc.
– Niższe zarobki firm ubezpieczeniowych mogą je zniechęcić do prowadzenia agresywnej wojny cenowej – uważa Andrzej Powierża, analityk Citi Handlowego. – Nie będą już obniżać cen, aby walczyć o klienta i zdobywać rynek, bo nie zdołają zrekompensować sobie strat zyskami z inwestycji – dodaje.
Przyznają to zresztą same towarzystwa. – To bardzo znaczący powód, dla którego nikt na rynku nie zechce już obniżać cen ubezpieczeń, organizować atrakcyjnych promocji polegających na udzielaniu dużych upustów – twierdzi przedstawiciel jednego z największych zakładów na rynku.
Reklama
Powierża uważa, że niższe dochody z inwestycji w akcje i obligacje zakłady będą mogły sobie zrekompensować, kupując bardziej zyskowne obligacje korporacyjne, papiery BGK czy funduszu drogowego.
– Z naszych przewidywań wynika, że bank centralny zacznie podnosić stopy procentowe dopiero na początku przyszłego roku, do tego czasu firmy powinny się zwrócić w stronę giełdy – uważa Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe Generale. – Nie wystarczy już jednak inwestować w WIG, aby osiągać zadowalające zyski. Radziłbym przeprowadzić wnikliwą analizę małych i średnich spółek notowanych na parkiecie i zainwestować w te najbardziej perspektywiczne – dodaje.
Tomasz Miedziński z biura zarządzania aktywami Warty zapewnia, że jego firma cały czas poszukuje możliwości zwiększenia stopy zwrotu z inwestycji. – Potencjał widzimy w zaangażowaniu w aktywa z korporacyjnym ryzykiem kredytowym, zarówno na rynku krajowym, jak i zagranicznym. Chodzi tu głównie o obligacje emitowane przez duże korporacje czy też instytucje finansowe – wyjaśnia Miedziński.
Z kolei Maciej Izmajłow, dyrektor finansowy Concordia, zaznacza, że mimo spadku oprocentowania depozytów i papierów wartościowych jego zakład nie zamierza zmieniać w najbliższym czasie strategii inwestycyjnej. – Prowadzimy monitoring i dostosowujemy się do zmieniającego się otoczenia rynkowego – wyjaśnia Izmajłow. – Niższe przychody z działalności inwestycyjnej stanowią dodatkowy bodziec do monitorowania efektywności wszystkich obszarów działalności, ale obecnie nie ma konkretnych planów restrukturyzacyjnych – dodaje.
Ograniczeniem dla zakładów jest zapis w ustawie o działalności ubezpieczeniowej, która dopuszcza jedynie 10-proc. pokrycie rezerw techniczno-ubezpieczeniowych obligacjami z korporacyjnym ryzykiem kredytowym. W ocenie Miedzińskiego niesłusznie, bo równocześnie ustawa zezwala na 40-proc. pokrycie rezerw akcjami dopuszczonymi do publicznego obrotu – niosącymi znacznie większe ryzyko od obligacji. – Warto rozważyć zmianę zapisu dotyczącego obligacji. Tak określone limity zmuszają towarzystwa do zwiększania zaangażowania w obligacje korporacyjne poprzez inwestycje w jednostki funduszy inwestycyjnych – twierdzi Miedziński.
W ten sposób mogą zainwestować środki stanowiące 30-proc. pokrycie rezerw.
– Powoduje to, że tracą pełną kontrolę nad selekcją ryzyka kredytowego, co może mieć niemałe znaczenie w momencie wejścia w reżim Solvency II. Inwestując bezpośrednio w obligacje danej firmy, zarządzający ma pełną świadomość, z jakim ryzykiem to się wiąże – dodaje.