W Europie po zakończeniu drugiej wojny światowej generalnie nastały lata gospodarczego rozwoju. Do 1989 r. wciąż jednak wisiała groźba kolejnej wojny, a z dobrobytu i demokracji mogły korzystać tylko narody położone na zachód od żelaznej kurtyny. Wszystko zmieniło się wraz z upadkiem muru berlińskiego i dołączeniem państw byłego bloku wschodniego do grona krajów demokratycznych z gospodarką rynkową. Kolejne 15 lat to okres triumfu wspólnej idei i demokratycznej Europy. Wprowadzono swobodę przepływu osób, towarów i kapitału, a uwieńczeniem integracji miało być ustanowienie wspólnej waluty. Ludzie mieli pracę, wartość ich majątku rosła, mogli pozwolić sobie na nowe kredyty, na konsumpcję i rozrywki. Powszechnej radości i wiary w przyszłość nie zakłócały nawet zbrodnie wojenne w byłej Jugosławii czy dalekie echa wojny z terroryzmem. Wydawało się, że ten stan rzeczy będzie trwać wiecznie.
Poniedziałek 15 września 2008 r. nie zapowiadał końca tego stanu rzeczy. Stało się jednak inaczej. Upadek amerykańskiego banku Lehman Brothers zapoczątkował bowiem ogólnoświatową lawinę, której skutki pomimo upływu 5 lat odczuwamy do dzisiaj.
Wydarzenia, jakie miały miejsce po tej dacie, zmieniły w Europie sposób postrzegania roli państwa, mechanizmów rynkowych, a nawet sensu dalszej integracji europejskiej. Wysokorozwinięte kraje Unii Europejskiej, tj. Hiszpania, Portugalia, Irlandia i Grecja, znalazły się na progu bankructwa, którego jak na razie uniknęły wyłącznie dzięki setkom miliardów euro, jakie otrzymały od innych krajów unijnych w ramach instrumentów pomocowych. Wartość majątku obywateli tych krajów spadła drastycznie praktycznie z dnia na dzień, a oni sami stracili pracę, a nawet szansę na jej szybkie znalezienie. Po raz pierwszy od drugiej wojny światowej młodzi Europejczycy nie mają perspektyw, a ich wysiłki, np. w zakresie edukacji, tracą sens.
Reklama
W lipcu br. bez pracy w całej Unii Europejskiej pozostawało ok. 5,6 mln młodych osób, z tego 3,5 mln w strefie euro. Największy odsetek młodych bezrobotnych odnotowano w Grecji (62,9 proc.) i Hiszpanii (56,1 proc.).
Sytuacji zwykłych mieszkańców krajów Unii Europejskiej nie poprawiły jak na razie trwające od kilku lat prace i dyskusje nad nowymi rozwiązaniami instytucjonalnymi i gospodarczymi. Wdrażanie kolejnych pomysłów powoduje nie tylko pączkowanie kolejnych urzędów, rad i komitetów – ale przede wszystkim zdaje się ono dla zwykłych ludzi całkowicie oderwane od ich realnych problemów. Nawet najlepszym specjalistom, na co dzień zajmującym się tematyką nowych funduszy pomocowych, zintegrowanego nadzoru bankowego czy koordynacji polityk gospodarczych (wdrażanie sześcio- i dwupaków), trudno jest ogarnąć wszystkie zawiłości nowych systemów i coraz to nowych wyjątków od dopiero co wprowadzanych zasad. W ciągu ostatnich pięciu lat powstały tymczasowe Europejski Mechanizm Stabilności Finansowej oraz Europejski Instrument Stabilności Finansowej, które zostały zastąpione przez Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (o kapitale zakładowym 700 mln euro). W okresie od 1 października 2008 r. do 1 października 2012 r. Komisja Europejska zatwierdziła pomoc dla samego sektora finansowego w łącznej wysokości 5,06 bln euro (40,3 proc. PKB UE). Dodatkowo powstały bądź powstają kolejne instytucje nadzoru nad rynkiem finansowym: ESRB, EBA, ESMA, EIOPA, Single Resolution Board, Single Bank Resolution Fund, których działalność, a nawet samo istnienie większości obywateli Unii Europejskiej są całkowicie nieznane.
Równie ważne zmiany, które mogą mieć długofalowe skutki, zaszły w samym postrzeganiu podstaw gospodarki rynkowej. Przykładem tego jest chociażby regulacyjne ograniczanie wysokości zarobków kadry kierowniczej w prywatnych przedsiębiorstwach wbrew woli ich właścicieli (na razie tylko w bankach), a także pomijanie obowiązujących jeszcze niedawno teorii i praktyki w zakresie instrumentów banków centralnych i możliwości dodruku przez nie pieniędzy (obecnie jest to nazywane niestandardowymi narzędziami polityki pieniężnej, choć do niedawna nie mieściły się one w ekonomii głównego nurtu). Trzyletnie operacje finansujące Europejskiego Banku Centralnego wyniosły dotychczas ponad bilion euro.
Ostatnim, i to dosłownie, efektem obecnego kryzysu, który mógłby zagrozić istnieniu Unii Europejskiej, jest brak legitymacji demokratycznej i odpowiedzialności za podejmowanie decyzji w ramach jej struktur. Jeśli większość Europejczyków stwierdzi, że nie ma żadnego wpływu na sytuację w Unii, a wszystkie decyzje podejmują politycy i urzędnicy, mogłoby to doprowadzić do rewolucji i końca Unii Europejskiej w obecnym kształcie. Dobrze jednak, że ten problem został dostrzeżony w Brukseli i uznany za jedno z kluczowych wyzwań docelowej Unii Gospodarczej i Walutowej. I to od jego rozwiązania, a nie od kolejnych mechanizmów i komitetów, będzie zależała w dużym stopniu przyszłość Unii Europejskiej.
ikona lupy />
Małgorzata Zaleska członek zarządu Narodowego Banku Polskiego, profesor w Instytucie Bankowości i Ubezpieczeń Gospodarczych Szkoły Głównej Handlowej, wiceprzewodnicząca Komitetu Nauk o Finansach Polskiej Akademii Nauk / Dziennik Gazeta Prawna