Stabilniejsze prawo przyciągnie na Ukrainę przedsiębiorców znad Wisły - przekonywał w Brukseli Władysław Kaskiw, prezes ukraińskiej Agencji Inwestycji i Projektów Narodowych. Polskie firmy liczą na ułatwienia, ale obawiają się, że skutkiem ubocznym porozumienia Kijowa z Brukselą będą kłopoty z reeksportem towarów do Rosji.

Władysław Kaskiw przekonywał dziennikarzy, że Ukraina nie liczy na pojedyncze wielkie polskie inwestycje, lecz na większą współpracę małego i średniego biznesu. "To nie będzie od razu współpraca między wielkimi firmami. Liczymy na inwestycje setek małych i średnich przedsiębiorstw. To nasza strategia, która umożliwi wzrost gospodarczy obu krajom" - deklaruje Kaskiw.

Ryszard Florek - prezes firmy Fakro produkującej okna dachowe przyznaje w rozmowie z IAR, że dzięki umowie stowarzyszeniowej Kijowa z Brukselą może poprawić się klimat inwestycyjny. Jego firma wybudowała fabrykę na Ukrainie już ponad 10 lat temu. Ryszard Florek obawia się jednak, że polskie firmy obecne już za wschodnią granicą będą mieć problemy z wysyłaniem towarów do Rosji. "Jest nadzieja na bardziej ustabilizowane prawo, ale obawiam się, że innym efektem umowy stowarzyszeniowej z Unią będą trudności w handlu Ukrainy z Rosją" - zaznacza Ryszard Florek. Prezes FAKRO spodziewa się, że w takiej sytuacji polskie firmy, które do tej pory inwestowały jedynie na Ukrainie i sprzedawały towary na rynki ościenne, będą zmuszone do budowy zakładów również w Rosji.

Do tej pory łącznie polskie przedsiębiorstwa zainwestowały na terenie Ukrainy prawie miliard dolarów. W zeszłym roku było to jednak jedynie 40 milionów dolarów.

Reklama

Podpisanie umowy stowarzyszeniowej między Ukrainą i Unią Europejską ma nastąpić podczas listopadowego szczytu w Wilnie. Jednak jednym z warunków przyjęcia porozumienia jest uwolnienie Julii Tymoszenko. Na razie jednak władze w Kijowie nie chcą się zgodzić na jej wypuszczenie z więzienia, nie zaakceptowały też jeszcze kompromisowego rozwiązania, czyli wysłania byłej premier na leczenie za granicą.