Dziś i jutro odbywa się szczyt Rady Europejskiej, na którym przywódcy europejscy będą rozmawiać o przyszłości. Co będzie najważniejsze z polskiej perspektywy?
Poza europejską polityką bezpieczeństwa poruszane będą także kwestie unii bankowej, a na wniosek premiera Donalda Tuska, omawiana będzie sprawa Ukrainy. Warto zaznaczyć, że temat wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony pojawi się na Radzie po raz pierwszy od pięciu lat. Prace nad projektem konkluzji trwały do ostatnich dni. Ujęto w nich wiele konkretów dotyczących grup bojowych, wsparcia dla Europejskiej Agencji Obrony (EDA), a także kwestie, w które byliśmy mocno, wspólnie z ministrem Radosławem Sikorskim, zaangażowani. Dotyczą one konsolidacji europejskiego przemysłu obronnego. Mocno zabiegaliśmy o to, by była ona otwarta dla przemysłu z takich państw jak Polska.
Pojawiają się głosy, że ta konsolidacja dla polskiej zbrojeniówki może być ostatnim gwoździem do trumny.
Wręcz przeciwnie, jeśli weźmiemy w niej udział. Analizowaliśmy doświadczenia m.in. Hiszpanii, która włączyła się w ten proces i teraz ma kilka procent udziałów w koncernie zbrojeniowym EADS, a przez to uczestniczy w podziale i realizacji dużych zamówień i projektów. My chcielibyśmy pójść w tę samą stronę. Konsolidacja w obszarze zbrojeniówki jest nieunikniona. Na tym rynku od kilkunastu lat trwa proces łączenia się firm. Dlatego, zgodnie z wrześniową decyzją premiera, powstała Polska Grupa Zbrojeniowa - podmiot, który będzie kierował naszym przemysłem obronnym.
Z czym możemy wyjść do europejskich partnerów, którzy technologicznie są dużo bardziej zaawansowani?
Są takie obszary, w których radzimy sobie dobrze. Wiążemy nadzieję m.in. z produkcją śmigłowców. Znaczącym produktem eksportowym mogą być kołowe transportery opancerzone Rosomak. Jeśli chodzi o radary i bezzałogowce, to są to obszary gdzie dysponujemy wartościowym potencjałem. Ale naszym głównym atutem nie jest to, w jakim stanie jest nasz przemysł, który - przekładając to na standardy europejskie – tworzą małe i średnie przedsiębiorstwa. Na dodatek zakłady często znajdują się w trudnej sytuacji i są niedoinwestowane. Prawdziwym atutem jest zakres środków na modernizację, czyli ponad 100 mld zł, które wydamy do 2022 r. Chcielibyśmy, żeby te środki wzmocniły nasz przemysł i naukę, by był to nasz pomost do uczestnictwa w europejskim przemyśle zbrojeniowym. To może być lokomotywa postępu dla wielu ośrodków naukowych i kilkudziesięciu firm w całej Polsce.
Co zrobić by to polskie przedsiębiorstwa dostały te kontrakty? Przecież jeśli nie mamy wyznaczonych „obszarów kluczowych ze względu na bezpieczeństwo państwa” to zgodnie z unijną dyrektywą dotyczącą obronności przetarg musi być otwarty dla podmiotów z całej UE.
Część takich obszarów mamy, części nie mamy. Pamiętajmy, że ta dyrektywa obowiązuje od lutego tego roku i cały czas nad nią pracujemy.
Mamy wyznaczone takie obszary?
Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale nie realizowalibyśmy żadnych zamówień, gdybyśmy nie mieli tych obszarów. W wielu miejscach są określone kryteria, które stanowią, że ze względu na bezpieczeństwo i budowę potencjału obronnego zamówienie jest wyłączone z normalnej konkurencji.
Te obszary są przyjęte przez Radę Ministrów?
Nie muszą być przyjęte przez Radę Ministrów. Takie rozwiązanie, by określała to Rada Ministrów, było proponowane, ale ostatecznie określa je minister obrony.
Nie obawia się pan tego, że jeśli te obszary wyznacza „tylko” minister obrony, a nie Rada Ministrów, to Komisja Europejska będzie mogła je zakwestionować, a pieniądze trafią do firm np. francuskich czy niemieckich?
W różnych krajach te kwestie zostały różnie rozwiązane. Np. w niemieckim Bundestagu jest tak, że to komisja obrony zatwierdza większe zamówienia. Ale są i takie kraje, w których te obszary nie są wyznaczane nawet przez samego ministra, a przez jego urzędników. Oczywiście tę dyrektywę trzeba dobrze stosować. Kiedyś po prostu pisano, że ze względu na bezpieczeństwo państwa i potrzeby operacyjne sił zbrojnych ten zakup musi być dokonany w Polsce. Teraz trzeba to solidnie uzasadnić. Dla przykładu umowa, którą podpisaliśmy ostatnio z Jelczem, na dostawę kilkuset ciężarówek, była dla nas swego rodzaju ćwiczeniem, jak podchodzić do kryterium bezpieczeństwa państwa. Trzeba pamiętać, że w tym aspekcie chodzi bardziej o kwestie stanu zagrożenia i dostaw podczas ewentualnego kryzysu niż o sprawy konkurencyjności. Ta dyrektywa unijna stwarza możliwości, by duża część pieniędzy, które chcemy wydać, trafiła do polskich firm.
>>> Czytaj więcej o polskich planach wejścia w struktury lotniczo-kosmicznego koncernu EADS