Już w najbliższy czwartek MF chce sprzedać obligacje za maksymalnie 4 mld zł. Nie jest to ambitny plan biorąc pod uwagę wyniki ostatniej aukcji w styczniu, gdy resort na jednym przetargu ustanowił historyczny rekord sprzedając papiery za 12 mld zł.

Podaż na cały miesiąc też nie jest wysoka: oferta MF to połowa tego, co ministerstwo sprzedało w styczniu (w sumie za 18,1 mld zł).

- Widać, dlaczego ministerstwo tak się spieszyło w styczniu ze sprzedażą. Sfinansowanie ponad połowy tegorocznych potrzeb pożyczkowych daje mu teraz komfortowa sytuację. Nie musi sprzedawać, jeśli warunki na rynku są niesprzyjające – mówi Arkadiusz Urbański analityk Pekao.

>>> Czytaj więcej: Resort finansów sfinansował już 53 proc. potrzeb pożyczkowych

Reklama

Według Urbańskiego z nowej oferty MF chętnie skorzystają banki krajowe i TFI. A podaż jest na tak mała, że resort nie powinien mieć problemu z przeprowadzeniem aukcji. I to nie tylko tej w czwartek, ale również 13 lutego. Analityk zwraca uwagę na konstrukcję samej oferty. To ukłon w stronę pozostałych na rynku inwestorów krajowych. W czwartek MF chce sprzedawać zmiennoprocentowe obligacje zapadające w styczniu 2019 roku. To może być odpowiedź na spadek płynności tych papierów po transferze aktywów OFE – z danych na koniec grudnia wynika, że fundusze miały prawie 60 proc. całej dostępnej wówczas emisji tych obligacji. Co oznacza, że po poniedziałkowej operacji przeniesienia połowy aktywów funduszy do ZUS i umorzenia obligacji z rynku mogła zniknąć pokaźna pula tych papierów, przez co stały się one trudno dostępne dla innych graczy. Oprócz OFE obligacjami o zmiennym oprocentowaniu interesowały się też krajowe banki i fundusze inwestycyjne. Zaangazowanie zagranicy – według opublikowanych informacji MF – było w tym przypadku minimalne.

Resort wystawia również obligacje dwuletnie o zerowym oprocentowaniu – tzw. obligacje zerokuponowe (ich cena rynkowa jest niższa niż nominał i na tym dyskoncie zarabiają inwestorzy). Dlaczego? Bo są one dość odporne na ostatnie zawirowania na rynku długu, a popyt na nie ze strony krajowych graczy –zwłaszcza banków - też zwykle jest duży.

- W takich warunkach rynkowych, jak obecnie wystawienie dwulatek i obligacji zmiennoprocentowych to jedyne rozsądne wyjście. Notowania papierów o stałym oprocentowaniu wahają się tak gwałtownie, że trudno byłoby ministerstwu trafić w odpowiedni moment – mówi Arkadiusz Urbański, analityk Pekao. I przypomina, że średnio i długoterminowe papiery o stały oprocentowania to ulubione inwestycje zagranicznych inwestorzy. I to oni nadają teraz nadają ton notowaniom, zaniepokojeni ostatnimi wydarzeniami na rynkach wschodzących. W ciągu ostatnich dwóch tygodni rentowność obligacji pięcioletnich wzrosła o 33 pkt bazowe proc. (we wtorek wynosiła 3,92 proc.), dziesięcioletnich – o 24 pkt. (4,585 proc.) Dla porównania w przypadku dwulatek spadek wyniósł 15 pkt bazowych (a rentowność wzrosła do 3,145 proc.).