Po bankructwie PRL przyszła transformacja, teraz czas na planowanie, reindustrializację, wielkie programy społeczne i opiekę państwa nad obywatelami. Wystarczy posłuchać wypowiedzi obecnego albo przyszłego premiera, aby zrozumieć, że następne wybory wygra partia miękkiego socjalizmu – chyba że wygra partia Gowina, ale właśnie, że nie wygra.
Jakąś pociechą pozostaje to, że plan przywództwa państwa w gospodarce już kiedyś mieliśmy i nie był to wcale plan komunistów, lecz polskich patriotów skupionych wokół wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego. Plan piętnastoletni z rozmachem kreślił zadania na najbliższe trzyletnie zrywy. Najpierw „osiągniemy najwyższą doskonałość sił zbrojnych”. Następnie „rozbudujemy na wielką skalę komunikację” i płynnie przejdziemy do „podniesienia na najwyższy poziom” oświaty i rolnictwa. Wreszcie „rozbudujemy miasta i spotęgujemy rozwój przemysłu”. Na koniec przezwyciężymy podział Polski na „A” i „B”.
Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Powiedz mu o swoich planach. Nasz plan piętnastoletni miał zostać uruchomiony w 1939 roku... Oczywiście nikomu, a zwłaszcza nam samym, nie życzę, aby i tym razem wielkie projekty paramodernizacyjne spaliły na panewce z powodu kataklizmu. Zdecydowanie lepiej będzie, jeżeli cyniczni liderzy oszukiwać będą Polaków przez jakieś 10–15 lat, że uruchomienie ogromnego podobno potencjału naszych starych fabryk zbrojeniowych (tak, tak, mamy taki plan) stanie się dźwignią rozwoju kraju, a zbudowanie Pendolino przeniesie nas do wyższego wymiaru. Pokolenie Polaków wyrosłe w naszym półkapitalizmie, pozbawione etatów i udręczone komercyjną publiczną służbą zdrowia, na dodatek wkręcone w idiotyczny system teatru edukacji „wyższej” jest chętne, by dać się trochę oszukać. Europejczyk ma zresztą prawo szukać w państwie struktury rozwiązującej jego problemy, bo taka jest powojenna europejska tradycja. Niby wiemy, że na dobrą sprawę rząd szczęścia nie daje – ale może spróbujemy? A nuż się uda?
Powie ktoś: no zaraz, w końcu Polska „potransformacyjna” też szczęścia nie dała. Wystarczy przejść się do lekarza albo spróbować żyć z „normalnej” pensji (o ile ją ktoś ma). Jasne, że tak, Polskę trzeba zmieniać. Pytanie o to, kto ma ją zmieniać: Ty, ja, on/ona czy Mądrzy z Warszawy. Największym naszym skarbem narodowym nie są eurodotacje, nie są mury fabryk i wielkie projekty władzy, tylko energiczni Polacy. Niestety, ani plan piętnastoletni, ani obecne „projekty dla Polski” nic o nich nie mówią. Energiczni mają być tylko urzędnicy.
Reklama