Premier Jean-Marc Ayrault został pierwszą ofiarą ciężkiej porażki socjalistów w niedzielnych wyborach lokalnych we Francji. Wczoraj po południu złożył on dymisję na ręce prezydenta Francois Hollande’a. Nowym szefem rządu zostanie dotychczasowy minister spraw wewnętrznych Manuel Valls. Rekonstrukcja gabinetu będzie znacznie głębsza niż tylko wymiana premiera. Zagrożonych jest co najmniej sześciu ministrów, w tym wpływowy szef resortu finansów Pierre Moscovici.
– Mój rząd nie wyjaśnił wystarczająco dobrze prowadzonych działań, których celem jest to, by kraj znów stanął na nogach. Nadal uważam, że te trudne reformy przyniosą efekty – oświadczył Ayrault po ogłoszeniu wyników głosowania, gdy się okazało, że socjaliści utracili władzę w 150 spośród około 500 miast pozostających pod ich kontrolą. Problem w tym, że wbrew temu, co mówił, w ciągu niemal dwuletnich rządów duetu Hollande–Ayrault zbyt wielu reform nie przeprowadzono, a w ich polityce nie było widać konsekwencji ani spójnej myśli.
Wiosną 2012 r. Francuzi zagłosowali na socjalistów – najpierw w wyborach prezydenckich, a potem parlamentarnych – gdyż ci obiecywali, że zamiast dalszego cięcia deficytu budżetowego priorytetami będą wspomaganie wzrostu gospodarczego i walka z bezrobociem. Efekt jest taki, że bezrobocie, które miało przed końcem 2013 r. zacząć spadać, nadal rośnie – w lutym o 31,5 tys., a całkowita liczba osób bez pracy przekracza 3,3 mln.
>>>Czytaj też: "Terapia szokowa" może wywołać traumę na Ukrainie
Reklama

Francuska gospodarka stoi w miejscu

Tegoroczny wzrost gospodarczy według najnowszej prognozy Komisji Europejskiej wyniesie zaledwie 1 proc., zaś jak podano wczoraj, deficyt budżetowy w 2013 r. zamiast zakładanego 4,1 proc. wyniósł 4,3 proc., przez co tym bardziej wątpliwe jest, czy Hollande zrealizuje złożoną Brukseli obietnicę sprowadzenia go do końca 2015 r. poniżej poziomu 3 proc.
Nie wszystko można usprawiedliwić słabą koniunkturą, bo rząd sam się do niej przyczynił. Efektem jednego ze sztandarowych pomysłów Hollande’a – 75-proc. podatku od zarobków powyżej miliona euro rocznie – mimo że wszedł on w życie w nieco złagodzonej formie, był spadek inwestycji zagranicznych w zeszłym roku o 77 proc. Sami członkowie rządu byli podzieleni, czy należy ograniczać wydatki publiczne, czy też raczej je zwiększać.
W styczniu Hollande zmienił front na bardziej probiznesowy i ogłosił pakt odpowiedzialności, w ramach którego zapowiedział ulgi podatkowe dla przedsiębiorstw. Inicjatywa została dobrze przyjęta przez biznes, ale szybko się okazało, że ich wartość zamiast 30 mld euro wyniesie tylko 10 mld, a i tak rząd do tej pory nie wyjaśnił, w jaki sposób to sfinansować.
Do połowy kwietnia Francja ma przedstawić w Brukseli plan, w jaki sposób zamierza zejść z deficytem poniżej 3 proc. Ponieważ jest on wyższy, niż zakładano, także cięcia będą musiały być większe niż przewidywane dotychczas 50 mld euro. Tymczasem w minionym tygodniu pojawiły się informacje, że rząd planuje ulgi podatkowe dla najbiedniejszych.
– Otrzymaliśmy jasny przekaz, że ludzie nie oczekują mówienia tylko o ekonomii i finansach publicznych, lecz więcej sprawiedliwości społecznej i solidarności – powiedziała minister kultury Aurelie Filippetti. Nawet minister finansów Moscovici uważa, że w tej sytuacji trzeba większy nacisk położyć na sprawiedliwość społeczną i tworzenie nowych miejsc pracy. Nie możemy i nie powinniśmy pozostać głusi na przesłanie, które Francuzi nam wysłali – mówił wczoraj.
Niezależnie od tego, jakich wolt personalnych i programowych dokonają teraz socjaliści, mało prawdopodobne jest, by przyniosły im one zwycięstwo w wyborach do Parlamentu Europejskiego, bo Hollande przez niespełna dwa miesiące nie nadrobi tego, co utracił przez dwa lata. Jego działania popiera dziś 25 proc. Francuzów, co oznacza, że jest on najgorzej ocenianym prezydentem w 56-letniej historii V Republiki. O zwycięstwo powalczą centroprawicowa UMP i skrajnie prawicowy Front Narodowy.
>>>Czytaj również: Stałe bazy NATO w Polsce i krajach bałtyckich? Sojusz wkrótce podejmie decyzję