Polski rząd zamierza już od przyszłego roku wprowadzić rządowy podręcznik dla pierwszoklasistów, w następnych latach będą powstawać książki dla kolejnych klas. Zgodnie z założeniami MEN, właścicielami książek będą szkoły lub lokalny samorząd. Uczniowie będą je za darmo wypożyczać. Pomysł resortu edukacji znalazł się ogniu krytyki wydawców. Oto najważniejsze zarzuty wobec rządu formułowane przez przedsiębiorców.

Ingerencja w wolny rynek

Zdaniem Warsaw Enterprise Institute (WEI), wprowadzając darmowy podręcznik, państwo dąży do przejęcia roli wydawcy podręczników na rynku i wyeliminowania z rynku prywatnych podmiotów. „Doprowadzi to przede wszystkim do sytuacji nierówności w traktowaniu przez państwo uczestników rynku. Jednym z nich stanie się bowiem rząd, który w dodatku będzie funkcjonował na innych niż prywatni przedsiębiorcy, własnych prawach” – czytamy w raporcie WEI.

Unicestwienie rynku wydawniczego

Reklama

Z szacunków Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, przy którym działa WEI, wynika, że w tej chwili w magazynach wydawców zalega 300 tysięcy podręczników opracowanych według obowiązujących dziś zasad. Cena za komplet wraz z ćwiczeniami to około 125 zł, czyli tyle, ile oczekuje rząd. „Szczególnie ujemny wpływ ustawa będzie miała na kanał hurtowy i detaliczny, co w ocenie wydawców przez najbliższe dwa lata spowoduje spadek liczby księgarń do ok. 10-15 proc. obecnego stanu, a w rezultacie załamanie dostępności książki dla klienta końcowego, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach” – pisze WEI. Cały sektor wydawniczy w Polsce generuje ok. 0,5 proc. PKB. Wartość rynku książki w Polsce (mierzona w cenach zbytu wydawców) wyniosła w 2012 r. 2,67 mld zł. Segmentem o najwyższej wartości jest rynek podręczników. Wynosi ona od 840 mln zł do ok. 1,3 mld zł.

Księgarnie będą znikać z rynku

Już teraz z powodu kryzysu na rynku książek w Polsce wiele księgarni zarabia głównie ze sprzedaży podręczników. Tylko w ciągu ostatnich 3 lat działalność na polskim rynku zakończyło ponad 500 księgarni i pojawia się coraz mniej nowych. Pod koniec 2013 roku na rynku było ich już tylko 2,8 tys.

„Bezpłatne książki dla dzieci z klas I–III będą dla nas naprawdę dużym zmniejszeniem obrotów. Może to dotknąć nawet 1,8 tys. spośród wszystkich 2,8 tys. księgarni. Albo zaczną się zamykać, albo zmienią w sklepy wielobranżowe” – ocenia Henryk Tokarz, szef Izby Księgarstwa Polskiego. Czytaj więcej na ten temat tutaj.

Zdaniem WEI, obroty w dystrybucji książek zmniejszą się o co najmniej kilkaset milionów zł. Sam rynek podręczników dla klas I-III to ok. 210-230 mln zł.

Fatalne skutki dla rynku pracy

Przedsiębiorcy alarmują, że problemy na rynku wydawniczym uderzą w rynek pracy. Zatrudnienie w księgarniach i firmach poligraficznych może zmniejszyć się o co najmniej kilka tysięcy osób – szacuje Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Tymczasem według rządowych założeń, darmowy podręcznik odbierze pracę „jedynie” 360 osobom. Jak pisze ZPP, liczba zatrudnionych w całym przemyśle książki to ponad 80 tys. osób, a w samych wydawnictwach – prawie 6 tys. osób. Podręczniki są największą częścią tego rynku.

Darmowy podręcznik będzie drogi

Zgodnie z założeniami rządu, rodzice na podręcznikowej reformie mają zaoszczędzić w tym roku około 100 mln zł, w kolejnych latach - po 750 mln zł rocznie. MEN szacuje, że w ciągu najbliższych 10 lat na bezpłatne podręczniki i dotacje na zakup książek dla podstawówek i gimnazjów wyda 3,31 mld zł. W tym roku wydatki na podręcznik dla pierwszoklasistów oraz dotacje na ćwiczenia dla uczniów mają wynieść około 60,5 mln zł. W przyszłym roku wzrosną do 260 mln zł, w kolejnych latach nawet do 375 mln. Czytaj więcej o kosztach darmowych podręczników.

Oszczędności kosztem jakości edukacji

Przedsiębiorcy twierdzą, że proponowana przez rząd reforma pociągnie za sobą spadek jakości edukacji w Polsce, a to z kolei w dłuższym terminie odbije się negatywnie na poziomie konkurencyjności krajowej gospodarki na globalnym rynku. Jeden obowiązujący podręcznik mają obecnie tylko cztery kraje w Europie – Rosja, Ukraina, Grecja i Węgry.

Podręcznik z błędami

Wydawcy uważają, że resort edukacji nie jest w stanie przygotować dobrego podręcznika, ponieważ jest na to zbyt mało czasu. Jarosław Matuszewski, z sekcji wydawców edukacyjnych Polskiej Izby Książki twierdzi, że już dziś widać, że zaprezentowanej już pierwszej części podręcznika są błędy. Jako polonista dostrzega sporo błędów językowych. "Po co robić na siłę, na wariata w dwa miesiące podręcznik, skoro mamy gotowe na rynku. Wiele z tych podręczników to pozycje wielokrotnie nagradzane przez MEN – mówi Matuszewski.

„Wśród merytorycznych sugestii pojawiają się np. uwagi „polonistyczne” typu: nieodpowiednia czcionka lub krój niektórych liter, kolejność nauki literek (inna, niż przyjęło się standardowo), uwagi do metodyki nauki sylab, głosek, spółgłosek. Część osób uważa, że grafika jest ciekawa, kolorowa, wesoła. Inne osoby piszą, że zbyt kolorowa, chaotyczna. Pojawiają się też zastrzeżenia do kolorystyki np. czcionek. – mówiła DGP pod koniec kwietnia Joanna Dębek, rzecznik prasowy MEN.

Rozwarstwienie społeczeństwa

Wydawcy twierdzą, że państwowy podręcznik sprawi, że między uczniami szkół publicznych i prywatnych powstanie edukacyjna przepaść. Dzieci z tych pierwszych placówek będą kształcone w oparciu o słabsze podręczniki, tymczasem w szkołach niepublicznych uczniowie będą mieli dostęp do lepszych pomocy edukacyjnych. „W szkole publicznej, w obawie przed utratą dotacji, nauczyciel nie będzie mógł zlecić zakupu dodatkowych ćwiczeń, atlasów czy innych pomocy” – twierdzą przedstawiciele Warsaw Enterprise Institute.

ikona lupy />
Przychody ze sprzedaży książek w Polsce (w mln zł). / Media
ikona lupy />
Liczba sprzedanych książek (w mln egzemplarzy). / Media
ikona lupy />
Przychody ze sprzedaży książek według typów literatury / Media