Zaważyć mogą na tym wybory i stan finansów publicznych, który zależy od tempa rozwoju gospodarczego (które wzrosło). Tak czy inaczej, to są jednak tylko plany. Nie jedyne. Ministerstwo Finansów rozważa na przykład, co by się stało, gdyby zamiast kilku stawek (podstawowa 23 proc. plus niższe 8 i 5 proc.) wprowadzono jedną, np. 18 proc. Albo gdyby podstawowa zmalała do 21 proc.

Pierwsze rozwiązanie spodobałoby się dużej części podatników, zwłaszcza zasobniejszych (mniejsze obciążenia przy innych niż żywność zakupach, ponadto łatwiejsze rozliczenia dla firm), ale mogłoby oznaczać niższe wpływy do budżetu. Chyba że cudownie skurczyłaby się szara strefa. Po wtóre, szybszy wzrost PKB cieszy, ale do rekordów mu daleko. A dług publiczny na koniec wakacji i tak sięgnie 1 bln zł. Do tego Europejski Bank Centralny („ujemna” polityka pieniężna) i globalna gospodarka nie tworzą stabilnych ram do rozwoju. Bardzo optymistyczne scenariusze są więc też bardzo niepewne. Za wcześnie, by się nimi cieszyć.

Drugie rozwiązanie to trochę co innego. Nie byłaby to rewolucja wymagająca odpowiednich warunków gospodarczych, fiskalnych i politycznych, ale pewna sprawiedliwość, skoro od kilku lat obowiązuje podwyższona awaryjnie danina (23 zamiast 22 proc.). Z tym że trudno uwierzyć, żeby MF właśnie o to chodziło.