Rząd przygotował już projekt nowelizacji kodeksu pracy, który ograniczy stosowanie umów terminowych oraz zapewni większą stabilność zatrudnienia na takich kontraktach. Gdyby nie zmiany na szczytach władzy, pewnie poznalibyśmy już jego szczegółowe rozwiązania. Teraz 3,5 mln osób pracujących na tej podstawie musi trzymać kciuki za to, by kolejny gabinet kontynuował prace bez zbędnej zwłoki.

A jest na co czekać. Bardziej wymagające warunki zwolnień oraz limit zatrudnienia na czas określony to zmiany korzystne dla pracowników. Cień Brukseli nad tymi rozwiązaniami ciąży już od jakiegoś czasu – to m.in. orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE przyspieszyło prace nad wspomnianymi zmianami. Na tym jednak wpływ UE się kończy. Teraz wprowadzenie nowych rozwiązań zależy już tylko od nas samych. Będzie to prawdziwy test z gospodarczej dojrzałości, zarówno dla pracodawców, jak i pracowników. Okaże się, czy ci pierwsi zaoferują podwładnym lepsze warunki zatrudnienia, czy też będą obmyślać kolejne sposoby na unikanie stałych etatów. Z kolei ci drudzy mają okazję, aby wykazać, że pogłoski o ich roszczeniowej postawie są przesadzone i firmy nie powinny bać się zatrudniania na umowę o pracę.
Wszystkim powinno zależeć na dobrym wyniku tego sprawdzianu, bo przecież prawie każdy był, jest lub będzie albo pracodawcą, albo pracownikiem.