Wymagałoby to jednak obowiązkowego udziału wszystkich krajów i dalszego zacieśnienia integracji strefy euro, która jednocześnie w ten sposób zyskałaby tak potrzebną jej stabilność.

Przeprowadzone przez dwa europejskie ośrodki badawcze symulacje zaprezentowane na wtorkowym posiedzeniu komisji ds. zatrudnienia Parlamentu Europejskiego wskazują, że długofalowo takie ubezpieczenie w zasadzie wyklucza problem występujących w Unii i budzących opory eurosceptycznego elektoratu stałych transferów funduszy do wybranych krajów.

Wymagałoby to jednak obowiązkowego udziału wszystkich krajów i dalszego zacieśnienia integracji strefy euro, która jednocześnie w ten sposób zyskałaby tak potrzebną jej stabilność.

Przy stosunkowo nie tak wysokich nakładach z brukselskiego budżetu można by o ponad jedną trzecią zmniejszyć straty wywołane kryzysem po roku 2008-09. Spowodował on większe zainteresowanie UE tym, jak walczyć z efektami kryzysu, takimi jak bezrobocie.

Według raportu "o kosztach braku Europy" opublikowanego w marcu br. przez PE, istnienie takiego funduszu pomogłoby zredukować spadek PKB w krajach najbardziej dotkniętych kryzysem o 15 mld euro rocznie. To dałoby w przypadku Hiszpanii poprawę sytuacji o nawet 25 proc. i redukcję kosztów kryzysu w Irlandii i Grecji odpowiednio o 1,6 mld euro i 2,3 mld euro.

Reklama

Ekspertka z Centrum Studiów nad Polityką Europejską (CEPS) Ilaria Meselli podała, że według przeprowadzonych symulacji, zastosowanie takiego funduszu tylko w przypadku wielkich wstrząsów, spowodowałoby interwencje 40 razy od roku 2000. Ubezpieczenie mogłoby uratować 1 proc. greckiego PKB. Meselli powiedziała, że łatwo byłoby zarządzać takim funduszem, każdorazowo uruchamiając go, gdy bezrobocie w danym kraju przekroczy pewien próg.

Jedna z przeszkód jest taka, że fundusz musiałby być obowiązkowy, bo stanowiłby rodzaj funduszu reasekuracyjnego. W dłuższej perspektywie każdy uczestniczący kraj by z niego skorzystał. Nawet takie kraje, jak Szwecja czy Dania, byłyby pośrednimi beneficjentami - wynika z przeprowadzonych symulacji.

Chodzi jednak o długofalową perspektywę, a nie krótki okres. Inspiracją takiego ubezpieczenia są Stany Zjednoczone, bo tam każdy stan wpłaca do kasy federalnej, a w przypadku recesji pożycza ze wspólnej kasy. Mathias Dolls z monachijskiego ośrodka badawczego (Zentrum fuer Europaische Wirtschaftsforschung) zwrócił uwagę, że Niemcy długofalowo też mogłyby skorzystać, bo np. bezrobocie było tam wyższe w 2005 r. niż w innych krajach, zanim zaczęły się kłopoty w Grecji, Hiszpanii i Irlandii w późniejszych latach.

Celem takiego mechanizmu ubezpieczenia od bezrobocia, czy jak niektórzy wolą to nazywać europejskiej solidarności, byłaby większa stabilność makroekonomiczna zwłaszcza w strefie euro. Fundusz mógłby "pochłaniać" część wstrząsów: obliczono, że przy pułapie ok. 50 mld euro wkładu europejskiego, unijne gospodarki mogłyby uniknąć nawet jednej trzeciej wstrząsów po 2009 r.

Podczas dyskusji w Parlamencie Europejskim niemiecka socjalistka Jutte Steinruck zwróciła uwagę, że pozornie bogate Niemcy też otrzymywałyby środki z tego funduszu ubezpieczeniowego, a europosłanka Marian Harkin z irlandzkich liberałów podkreśliła, że w kontekście obaw przed stałymi transferami do niektórych krajów, symulacje CEPS i monachijskiego ośrodka badawczego pokazują, że praktycznie stałe transfery nie występują, jeśli mówimy o długofalowych działaniach. Jednak według niemieckiego eurodeputowanego Thomasa Manna z frakcji chadeków mamy już wystarczające instrumenty minimalizacji skutków bezrobocia, takie jak Europejski Fundusz Społeczny czy Europejski Fundusz Globalizacji.