Oligarcha Petro Poroszenko zmienił swoją rolę na doniosłą rolę prezydenta Petro Poroszenkę w maju ubiegłego roku, podczas przedterminowych wyborów prezydenckich 25 maja 2014 r. Jedną z jego obietnic wyborczych było pozbycie się produkującej słodycze firmy Roshen. To właśnie ona uczyniła z niego miliardera. Warunek? Wybór na najwyższy urząd w kraju.
I choć udało mu się wygrać, a 7 czerwca w Kijowie Poroszenko został zaprzysiężony na prezydenta Ukrainy, to w sprawie interesów oligarchy Poroszenki nie zmieniło się nic.
- Prezydent tę obietnicę złożył i ponawiał ją regularnie – przyznał redakcji Forsal.pl Łukasz Jasina, szef działu wschodniego tygodnika „Kultura Liberalna”. - To jeden z najbardziej wypominanych faktów. Chodzi też o majątek na Ukrainie – powiedział. Jego zdaniem, prezydent Poroszenko prawdopodobnie liczy się z tym, że Rosja może to wykorzystywać.
Aktualnie Poroszenko łączy więc, chcąc nie chcąc, dwie role, których łączyć nie powinien. W ubiegłym roku przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie pisaliśmy, że z majątkiem sięgającym 1,3 mld dolarów Petro Poroszenkozajmował siódme miejsce w swoim kraju i 931. na świecie pod względem bogactwa według szacunków magazynu „Forbes”. Jednocześnie, oligarchowie wypracowali sobie na Ukrainie tak złą opinię, że Koło Narodowego Zaufania, rzecznik Majdanu, sformułowało w lutym 2014 r. wymagania, by do nowego rządu nie wchodzili oligarchowie i ludzie Janukowycza. A dzisiejszy prezydent z jednej strony jest głową państwa, które jest w stanie nieformalnej wojny z Rosją. Z drugiej - posiadając Roshen, Poroszenko chcąc nie chcąc wciąż jest oligarchą i prowadzi w Rosji – i z Rosją – interesy.
- Rosja i Ukraina różni się od siebie także rolą oligarchów – zauważył Ryszard Czarnecki, europoseł i członek delegacji do komisji współpracy parlamentarnej UE-Ukraina. - O ile w Rosji to Putin trzyma oligarchów, to na Ukrainie oligarchowie kontrolują polityków. Sytuacja, gdy ukraiński prezydent jest zarazem oligarchą, jest niedobra, ponieważ może być wykorzystywana przez stronę rosyjską do osłabiania jego autorytetu i to jest zresztą robione - dodał. W biznesowym portfolio prezydenta Ukrainy są też nieruchomości, udziały w bankach, ubezpieczalniach oraz – stoczni na Krymie. Posiada też ukraińską stację telewizyjną, którą chce zatrzymać.
Nie można powiedzieć, że Poroszenko nie próbuje zrealizować swojego przedwyborczego przyrzeczenia w sprawie Roshena. Jak napisał Reuters, zatrudnił on nawet dwie firmy, które miały mu pomóc w sprzedaży majątku, a zwłaszcza Roshen Confectionery Corp, największego producenta słodyczy na Ukrainie. W ocenie ekspertów sprzedaż takiego majątku może potrwać nawet rok, a dodatkowo napięta sytuacja na Ukrainie nie sprzyja takim transakcjom.
Prezydencką spółkę próbuje sprzedać Giovani Salvetti, dyrektor z firmy Rothschild CIS. – To w oczywisty sposób nie jest dobry czas na sprzedaż – powiedział w grudniu agencji informacyjnej Reuters. Doradca finansowy Poroszenki Makar Paseniuk, przekonywał, że udało się zawrzeć porozumienie co do sprzedaży jednego z majątków prezydenta. Nie chciał jednak wskazać, o który chodzi, dopóki umowa nie zostanie domknięta. Przedstawiciel Rottschildów wyraził jednak nadzieję, że sytuacja poprawi się w pierwszym lub drugim kwartale 2015 r. W grudniu informowano, że rozmowy trwały z czterema podmiotami.
Roshen prowadzi dziś sześć fabryk w czterech krajach. Rozważana jest głównie sprzedaż firmy jako całości. Prezes firmy Wiaczesław Moskalewski powiedział w grudniu Reutersowi, że firma przynosi zyski, zanotowała jednak 35 proc. spadku sprzedaży, na co złożyły się wojna we wschodniej Ukrainie, aneksja Krymu i administracyjne zwalczanie spółki w Rosji. Wzrosły też koszty surowców. Przede wszystkim w skutek spadku wartości hrywny.
Jednak w połowie lutego 2015 nic nie wskazuje na tak duże problemy Roshena. Spółka niedawno poinformowała, że rozwinie linię produkcyjną fabryki w Lipiecku w Rosji, poszerzając ją o produkcję waflowych rurek w polewie czekoladowej. Z tym planem związane jest też zwiększenie zatrudnienia. Jak zauważył Obserwator Finansowy, podatki ze zwiększonej produkcji trafią więc do rosyjskiego budżetu, pośrednio mogą posłużyć do finansowania agresji przeciwko Ukrainie.
Dziewięć miesięcy od wyborów
- Minęło już dziewięć miesięcy od wyborów i niektórzy mogą spekulować ze prezydent robi to specjalnie – stwierdził Ryszard Czarnecki. - Nawiązując do charakteru jego biznesu, chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Przecięcie tej pępowiny łączącej oligarchę z prezydentem jest w interesie i Poroszenki i Ukrainy - dodał.
- To, że prezydent Poroszenko nie potrafi pozbyć się swoich interesów na terenie Rosji, może być potencjalnym problemem miedzy nim a UE – dodaje Łukasz Jasina. - Rosja może to wykorzystywać do budowy kolejnych linii podziału, wskazując zachodniej opinii publicznej: „Poroszenko jest wobec was nie fair”.
Przedłużająca się sprzedaż Roshena i innych składników majątku prezydenta jest źle widziana na Ukrainie, co jest raczej oczywistą reakcją. Być może taki brak słowności – lub skuteczności - przeszedłby w czasach pokoju, ale dziś Ukraińcy płacą bardzo wysoki rachunek za powolne działanie polityków, a Majdan sprawił, że przestali milczeć.
Pewien młody ukraiński przedsiębiorca, w rozmowie z Forsal.pl przyznał: „Mężczyźni jadą na wschód i wracają w cynku (w trumnach) i nic z tego nie wynika. Co ma się zmienić, jeśli Poroszenko nadal spokojnie rozwija fabrykę w Rosji”.
Ostatnio Obserwator Finansowy wspomniał o nowej akcji uczestników byłego Majdanu. Pod hasłami „Dość robienia biznesów na krwi żołnierzy” aktywiści zaczęli nawoływać do bojkotu słodyczy produkcji koncernu Roshen. Wedug tego źródła, miały się też już wydarzyć ataki na sklepy firmowe koncernu.
Prowadzenie interesów z Rosją prowadzi do efektu przeciwnego, niż Poroszenko jako polityk chciałby prawdopodobnie osiągnąć. Osłabia jego poparcie, ale też wiarygodność i silne początkowo przekonanie, że wprowadzi do polityki nową jakość. Pojawiają się już podejrzenia, że wojna przeciąga się, ponieważ tak jest na rękę oligarchom.
Obserwator Finansowy stawia tezę, że wprowadzenie stanu wojny na Ukrainie przecięłoby możliwość prowadzenia przez ludzi rządzącej ekipy biznesów z Rosją, w tym także przez firmy należące do Poroszenki. Według portalu, wprowadzenie na objętych stanem wojny terenach tymczasowej administracji wojskowej zrujnowałoby wypracowane przez lata systemy korupcyjnych powiązań. Administracja prezydenta tymczasem tłumaczy się, że stanu wojny, korzystnego z taktycznego punktu widzenia, nie wprowadza, ponieważ uniemożliwiłoby to korzystanie z pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
"Jeśli spróbują wejść do miasta, zrobimy im drugi Stalingrad"
Łączenie polityki i biznesu w jednej osobie to nie tylko Poroszenko. Gubernator Dnietropietrowska również jest oligarchą, który bardzo popiera niepodległość Ukrainy, ale ze swoich interesów nie zrezygnował. Ten trzeci najbogatszy Ukrainiec według Newsweeka opłacił dwa bataliony specjalne – Wschód i Sztorm, do których wstąpili byli bojownicy samoobrony Majdanu, a dowodzą nimi weterani radzieckiej wojny w Afganistanie. Ihor Kołomojski wsławił się słowami skierowanymi na początku konfliktu do prorosyjskich separatystów. – Jeśli spróbują wejść do miasta, zrobimy im drugi Stalingrad – powiedział. We wrześniu Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej oskarżył go o organizowanie operacji wojskowej na wschodzie Ukrainy.
- Taka sytuacja niejasności, przeplatania się ról, gdy oligarchowie są jednocześnie i prezydentem i gubernatorem ważnego obwodu, będzie wykorzystywane przez przeciwników Ukrainy na Zachodzie, którzy szukają pretekstów, by pokazać, jak na Ukrainie źle się dzieje. Lobby prorosyjskie jest w Niemczech, we Francji, w Parlamencie Europejskim, będzie podnosić kwestie, jak Ukraina nie robi reform gospodarczych, instytucjonalnych, czy administracyjnych – powiedział poseł Ryszard Czarnecki.
>>> Czytaj też: Bliski współpracownik Putina: „Mamy jeden cel, rozpad Ukrainy”