Nie będzie również obiektywnego narzędzia do oceny reformy, na podstawie której do szkół wysłano sześciolatki. Nasi rozmówcy przekonują, że w ten sposób działania MEN nie będą weryfikowalne. Ministerstwo odpiera zarzut i przekonuje, że na analizy do tej pory po prostu nie udało się wynegocjować pieniędzy z UE.

O jakie badania chodzi? Według informacji DGP IBE za trzy miesiące zabraknie pieniędzy między innymi na projekt zrównania wyników egzaminów zewnętrznych. Pozwala on stwierdzić, jak reforma wpływa na stan wiedzy uczniów (nie da się tego ustalić jedynie na podstawie wyników testów na koniec szkoły). Dzięki nim wiadomo np., że gimnazjaliści są znacznie gorsi z matematyki niż uczniowie w ich wieku dekadę temu. Badacze IBE właśnie kończą analizować także wyniki maturalne. Prawdopodobnie ostatni raz. Podobny los czeka także badania szóstoklasistów. Choć pokazały, że polscy uczniowie mają wielkie problemy z rozumowaniem matematycznym, wyobraźnią przestrzenną, a także ortografią, MEN nie będzie sprawdzać, czy w przyszłości w tej dziedzinie jest postęp.

Rzeczniczka resortu Joanna Dębek przekonuje nas, że badania od początku były planowane na pięć lat. Tyle czasu obejmowało ich finansowanie z UE.
Krzysztof Konarzewski, były szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, ostrzega przed konsekwencjami. Jego zdaniem wiedza o edukacji musi być oparta na danych. – Opozycja zawsze mówi, że jest źle, a koalicja zawsze jest zachwycona swoimi pomysłami. Wszystko ze szkodą dla szkoły – ocenia. Według byłej szefowej MEN Krystyny Łybackiej badania pokazują wszystkie zalety i niedociągnięcia w oświacie. – Projektowanie struktury systemu edukacji ma sens, jeśli uwzględnia wyniki tych zmian – komentuje w rozmowie z DGP.

>>> Czytaj też: Demografia i samorządy wykańczają prywatne przedszkola. Będzie wojna z MEN

Reklama

Szkoła kreatywna. Księgowo

Tegoroczny sprawdzian szóstoklasisty będzie pierwszym opartym na wprowadzonej w 2009 roku podstawie programowej. Z analizy przeprowadzonej przez Instytut Badań Edukacyjnych wynika, że nauczyciele wciąż mają trudności, by pracować z uczniami na jej bazie.

Uczniowie nie radzą sobie z rozwiązywaniem bardziej skomplikowanych matematycznych zadań i mają problemy z wyobraźnią przestrzenną. Gubią też sens wykonywanych zadań. Średnio jest też, jeśli chodzi o edukację polonistyczną. Szóstoklasista potrafi wymyślić krótkie opowiadanie, ale ma problemy z ortografią, interpunkcją i poprawnością językową. – Aby nauczyciele zmienili sposób uczenia, potrzeba 5–7 lat – komentował podczas prezentacji wyników Marcin Smolik, szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Tego, czy zmiana idzie we właściwym kierunku, IBE prawdopodobnie już nie sprawdzi. Finansowanie projektu, w ramach którego są prowadzone, jest zapewnione tylko do czerwca.

Co stanie się później? Z jednej strony MEN zastrzega, że z badań nie rezygnuje, a jedynie kończy projekty systemowe zaplanowane do 2015 roku. Z drugiej nie wynegocjował pieniędzy z UE na kolejne badania. – Trudno teraz precyzyjnie wskazać, jakie środki i na jakich warunkach zostaną ostatecznie przeznaczone na działania związane z tworzeniem i funkcjonowaniem narzędzi ewaluacyjnych w obszarze edukacji – informuje nas rzeczniczka resortu Joanna Dębek.

To niejedyna ważna analiza IBE, która jest zagrożona wygaszeniem. Dzięki projektowi „Porównywalne wyniki egzaminacyjne” (w skrócie PWE) można sprawdzić, w jaki sposób na wiedzę uczniów wpływają kolejne pomysły resortu edukacji. Liczby okazały się bezwzględne na przykład dla reformy wprowadzającej gimnazjum. Choć w części humanistycznej tendencja jest rosnąca, w matematyczno-przyrodniczej między 2002 a 2012 r. średni wynik uczniów zmniejszył się o blisko 7 pkt.

– To badanie pozwoliło szybko zareagować na negatywną zmianę i w kolejnych latach uczniowie wypadali już lepiej – mówi prof. Krzysztof Konarzewski, były szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. – Z tych badań nie można zrezygnować. Mają kolosalne znaczenie, bo usuwają podstawowy zarzut, że egzaminatorzy tak manipulują skalą wyników testów, by zawsze politycy dostali dobrą wiadomość. Pozwalają sprawdzić rzeczywisty poziom wiedzy – przekonuje.

W najbliższym czasie badacze IBE sprawdzą, jak na tle poprzednich roczników wypadli maturzyści z ubiegłego roku. Po tym jak w pierwszym terminie co trzeci uczeń nie zdał egzaminu, minister Joanna Kluzik-Rostkowska komentowała, że był to po prostu słabszy rocznik nastolatków. Badanie pozwoli zweryfikować trafność tej tezy.

>>> Czytaj też: Polska wprowadza do zawodówek niemiecki model. UE zapłaci za praktyki

Badania są potrzebne, by uporządkować system edukacji

Badań w oświacie broni Katarzyna Hall, minister edukacji w pierwszym rządzie Donalda Tuska. – Są potrzebne permanentnie, bo edukacji nie da się posprzątać raz na zawsze – uważa. – Teraz monitorowania wymaga zwłaszcza kształcenie zawodowe, a także reforma obniżenia wieku szkolnego – mówi.

Wśród badań, których przyszłość jest niepewna, znalazły się też testy po trzeciej klasie (OBUT), czyli pierwsze narzędzie, które pozwoli sprawdzić, jak sześciolatki radzą sobie w szkole. Przyszłoroczna edycja ma jeszcze zapewnione finansowanie, bo IBE zaoszczędził pieniądze w przeszłości. Kolejne mogą się już nie odbyć. – To jedyne tak rzetelne badanie umiejętności uczniów po trzeciej klasie. W szczytowym momencie przystępowało do niego 80 proc. wszystkich polskich szkół podstawowych – przypomina prof. Konarzewski. – Jest ono ważne z punktu widzenia nauczycieli. Jeśli wyniki ich klasy w OBUT zdecydowanie się obniżają, muszą się zastanawiać nad poprawieniem metod swojej pracy – dodaje.

O tym, jak ważne jest bieżące monitorowanie edukacji, mówi nam również Krystyna Łybacka, minister edukacji w rządzie Leszka Millera. – Na początku dekady wszyscy stawiali na kształcenie ogólne. Bardzo naciskano na mnie, żebym zlikwidowała szkoły zawodowe. Gdyby nie wyniki ówczesnych badań z zakresu rynku pracy, to nie upierałabym się, żeby zostawiać te placówki w systemie. To nie była moja mądrość, ale mądrość badaczy, którzy pokazywali mi, że będzie to potrzebne. Dziś przywrócenie rangi szkolnictwa zawodowego jest jednym z głównych tematów edukacyjnych – przypomina.

To niejedyne badanie, z jakiego MEN wycofał się w ostatnim czasie. Jak pisaliśmy w DGP, Polska zrezygnowała też z udziału w międzynarodowym projekcie TALIS, organizowanym przez OECD co pięć lat. Dostarcza ono informacji na temat tego, jak pracują pedagodzy i jaki mają wpływ na proces uczenia się młodzieży. Powodem rezygnacji z TALIS podawanym przez MEN były również koszty.

>>> Polecamy: Epidemia wtórnego analfabetyzmu. Dlaczego Polska nie stanie się innowacyjna?