Od ponad 50 lat Francja nie potrafi rozwiązać problemu przedmieść. Stopa bezrobocia wśród młodzieży na podmiejskich obszarach dochodzi do 40 proc. Premier Manuel Valls mówi nawet w ich kontekście o francuskim apartheidzie.

Clichy-sous-Bois, epicentrum zamieszek które wstrząsnęły Francją 10 lat temu, zostało odbudowane, wraz z wyremontowaniem publicznych budynków, budową nowych szkół i oddaniem do użytku publicznego basenu. Ma także w końcu posterunek policji.

Ma też jednak zatrważający poziom bezrobocia, który wśród młodzieży sięga 40 proc. W tej podparyskiej miejscowości brakuje 31 tys. miejsc pracy.

Problemy tej podmiejskiej okolicy, mówiąc inaczej – przedmieść, znalazły się w centrum zainteresowania polityków tuż po styczniowej serii zabójstw, dokonanych przez 3 mężczyzn dorastających w tej okolicy. Od 1973 roku, kiedy prezydentem był jeszcze Georges Pompidou, każdy rząd miał własny „podmiejski plan”, mający zmienić sytuację tych regionów. Francja powinna się wstydzić, że przez ten czas wprowadzenie żadnego z nich nie zakończyło się sukcesem.

- Przedmieścia są dzisiaj prawdopodobnie największym problemem Francji – pozostałością po nieudolnej strategii planowania urbanistycznego i zarządzania społecznością prowadzonej przez ponad 50 lat – mówi Jim Shields, który zajmuje się problematyką Francji na Aston University w angielskim Birminhgam. – Ogromne sumy publicznych środków przeznaczonych na poprawę sytuacji przedmieść leczyły jedynie skutki, a nie przyczyny problemów – dodaje.

Reklama

Chociaż Francja nie prowadzi statystyk opartych na zmiennych takich jak rasa czy religia, przedmieścia zamieszkuje bez wątpienia znacznie wyższy odsetek imigrantów i muzułmanów niż w innych częściach kraju. Premier Manuel Valls powiedział nawet, że „we Francji zakorzenił się terytorialny, społeczny i socjalny apartheid”.

>>> Polecamy: Bunt Niemców. Już nie chcą Grecji w strefie euro

Francuskie zony

Kryzys francuskiej gospodarki i rekordowe bezrobocie uderzyło najmocniej w młodych oraz najbiedniejszych ludzi. Udaremniło to rządowe starania w kierunku rozwiązania problemu francuskich przedmieść. Położona na północ od Paryża Clichy-sous-Bois ma bezrobocie na poziomie 22 proc., czyli ponad dwukrotnie wyższe od średniej krajowej.

- Sytuacja jest gorsza niż 10 lat temu – mówi Mohammed Chirani, polityczny konsultant, który został mianowany zastępcą prefekta regionalnego rządu Clichy-sous-Bois tuż po zamieszkach z 2005 roku. – Panuje tutaj masowe bezrobocie i brak perspektyw dla młodych – dodaje.

Ogólnonarodowe protesty z 2005 roku pozostawiły po sobie prawie 9 tys. spalonych samochodów i skłoniły prezydenta Jacquesa Chiraca w celu przywrócenia spokoju do powołania się na 50 letnie prawo dotyczące zakazów i ograniczeń przy organizacji zgromadzeń publicznych. Incydenty z 2005 roku miały swoją kontynuację w 2007 roku niedaleko Paryża, w 2009 w Saint-Etienne i w 2013 roku (znowu w Paryżu).

Około 4,4 mln mieszkańców kraju (7 proc. całej populacji) żyje na obszarach nazywanych „wrażliwymi strefami miejskimi” (ZUS). Charakteryzują się one tym, że około 60 proc. mieszkań znajdujących się tam to lokale publiczne, średnia pensja wynosi połowę średniej krajowej, a prawie jedna trzecia mieszkańców ma rodziców obcego pochodzenia (ten współczynnik dla całego kraju wynosi 10 proc.). W okolicach Paryża prawie 1,3 mln ludzi żyje w ZUS-ach.

Prezydent Francois Hollande zapowiedział, że wszystkie te strefy zostaną zastąpione przez 1300 „priorytetowych sąsiedztw”, włączając w to 200 najbardziej potrzebujących, które będą objęte specjalnym traktowaniem. Rząd ma przeznaczyć na ten cel 5 mld euro w ciągu 10 lat, co ma przyciągnąć inwestycje o łącznej wartości 20 mld euro. Dla porównania, Francja wydaje rocznie 31,4 mld euro na zbrojenia.

To kolejna rządowa inicjatywa w kierunku poprawy sytuacji przedmieść. W 2013 roku Jean-Marc Ayrault (ówczesny premier) ogłosił plan subsydiowania miejsc pracy dla młodzieży w 1000 dzielnicach.