"Portfel kredytów mieszkaniowych w polskich bankach jest portfelem zdrowym. Nie ma zagrożeń" - mówi prezes BIK Krzysztof Markowski.

Jednocześnie z danych BIK widać, że banki przystopowały z kredytami. O ile od stycznia do kwietnia tego roku liczba kredytów mieszkaniowych wzrosła prawie o 200 tys., to od kwietnia do lipca liczba tych rachunków kredytowych zwiększyła się tylko o niecałe 16 tysięcy.

"Są sygnały z banków, że może nastąpić spowolnienie kredytów. Może pojawić się więcej pytań weryfikacyjnych" - mówi prezes Markowski.

Z przedstawionych w czwartek danych BIK wynika, że polscy kredytobiorcy mają się całkiem nieźle. Kłopoty - mniejsze i większe - ma tylko 18.567 z nich, czyli zaledwie 1,61 proc. To dotyczy tych, którzy mają jakikolwiek poślizg z płatnościami dłuższy niż 30 dni. Dla banku prawdziwy kłopot zaczyna się, gdy klient zalega z płatnościami ponad 90 dni. W bazie danych BIK są informacje o 1.150.907 kredytach mieszkaniowych (według stanu na lipiec).

Reklama

W lipcu kwota zadłużenia mieszkaniowego w bankach wynosiła 135,8 mld zł, z czego opóźnione ponad 30 dni spłaty dotyczyły kredytów o wartości 1,9 mld zł, czyli 1,4 proc. kwoty zadłużenia. Nie jest to więc wartość zaległości.

Banki zaczęły dokładniej sprawdzać kretobiorców i to nie tylko pod kątem spłacania przez nich kredytów, ale także - płacenia rachunków za telefon czy prąd. "Mamy więcej zapytań z sektora bankowego. Średnio miesięcznie kierowano do nas ich 360 tysięcy, we wrześniu było ich 390 tysięcy. Instytucje finansowe zaczęły bardziej sprawdzać" - mówi Mariusz Hildebrand, prezes InfoMonitora, jednego z biur informacji gospodarczej, gromadzących dane o różnych rodzajach zadłużenia i współpracującego z BIK.

Z danych BIK wynika, że polscy kredytobiorcy znacznie lepiej spłacają kredyty udzielone we frankach szwajcarskich niż w złotych. O ile w lipcu odsetek kredytów, gdzie były zaległości 30 dniowe i więcej - co jest bardzo ostrym kryterium - wynosił 1,61 proc, to w przypadku kredytów we frankach kłopoty wiązały się z 0,67 proc. kredytów, a kłopoty w związku z kredytami w złotych - z 2,2 proc. ich liczby.

BIK zanalizował też kredyty inne niż mieszkaniowe. W styczniu było ich ponad 18,3 mln, a w lipcu - ponad 22,1 mln. O ile w lipcu liczba spóźnialskich ponad 30 dni stanowiła 8,52 proc. kredytów, a w kwietniu - 9,18 proc., to w lipcu - 9,04 proc. kredytów. Krzysztof Markowski wyjaśnia, że to zupełnie innego typu kredyty niż mieszkaniowe, ich kwota średnio nie przekracza 4 tys. zł . To kredyty gotówkowe, konsumpcyjne, często tylko na dowód, a więc takie, przy których z założenia ryzyko kłopotów ze spłatą jest większe. "Ale tu też nie ma konkluzji o zagrożeniu" - dodaje prezes BIK

Z analizy BIK wynika też, że im klient jest bardziej aktywny, czyli im częściej zmienia banki lub w im większej liczbie banków ma rachunki, tym niesie ze sobą większe ryzyko niespłacenia kredytu. Liczba wykorzystywanych rachunków kredytowych jest brana pod uwagę przez banki przy wystawianiu oceny dla potencjalnego kredytobiorcy. Jednak zdaniem prezesa Markowskiego, nie powinno to krzywdzić klientów dobrych, ale wybrednych, wciąż poszukujących odpowiedniego dla nich banku. Banki powinny natomiast wyciągać z tego wniosek, jak utrzymać lojalnego dobrego klienta.

Zdaniem Andrzeja Topińskiego, głównego ekonomisty BIK, nic nie wskazuje, by w Polsce powstał kryzys kredytowy. Istnieje natomiast pośredni wpływ sytuacji na rynkach światowych. Ponieważ polskie banki już weszły w tę fazę, że udzielają więcej kredytów niż mają depozytów, czyli najtańszego sposobu finansowania kredytu, muszą pożyczać pieniądze od siebie, w tym - na rynku międzynarodowym. Jednak obecnie, tak jak wszystkie banki na świecie, mają z tym problem. "Uzyskać kredyt mieszkaniowy jest trudniej" - podkreśla Andrzej Topiński.

Przypomina, że w połowie lat 90-ych w Polsce mieliśmy do czynienia z kryzysem na rynku bankowym. Wówczas banki należące do Skarbu Państwa otrzymały na dokapitalizowanie obligacje, powołano też Bankowy Fundusz Gwarancyjny dla bezpieczeństwa wkładów w bankach prywatnych. Polski kryzys skończył się bez nadmiernych kosztów i mało kto dziś pamięta dramatyczne przemówienie ówczesnej prezes NBP Hanny Gronkiewicz-Waltz w Sejmie. Natomiast Czesi skupili złe długi przez specjalną instytucję, podobnie jak teraz czynią to Amerykanie.

Andrzej Topiński uważa, że w przyszłości zmienią się regulacje dotyczące rynku kredytowego, może też zwiększyć się rola banków centralnych. Jego zdaniem należy rozpocząć dyskusję nad instrumentami zarządzania kryzysowego, roli Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, który mógłby nie wystarczyć na trudniejsze czasy oraz roli rządu w sytuacji poważnego kryzysu.

Anna Lach