ikona lupy />
Liczba gospodarstw domowych i przeciętna liczba osób w gosp. / DGP

W najbliższych czternastu latach zmniejszać się będzie liczba ludności naszego kraju, ale równocześnie liczba gospodarstw domowych zwiększy się aż o 1,3 mln. Będzie to napędzać popyt na nowe mieszkania.

W 2030 r. w gospodarstwach domowych będzie żyło w Polsce 36,9 mln osób, czyli o prawie 1,2 mln mniej niż obecnie – wynika z prognozy GUS. Oczywiście to efekt starzenia się społeczeństwa i stosunkowo małej liczby dzieci, które będą przychodzić na świat. W tym czasie liczba gospodarstw domowych zwiększy się o 1,3 mln. Paradoks jest pozorny, bo śmierć starszych osób nie powoduje automatycznie zniknięcia gospodarstw domowych, ponieważ umiera zwykle najpierw jeden z partnerów. Po tym fakcie wdowa albo wdowiec mieszkają albo samodzielnie lub z kimś z rodziny (wdów jest więcej, ponieważ kobiety żyją przeciętnie o osiem lat dłużej niż mężczyźni).

ikona lupy />
Prognoza dospodarstw domowych wg woj. / DGP
Reklama

Równocześnie przybywać będzie usamodzielniających się dzieci, a młodzi ludzie po pierwsze coraz później decydują się na małżeństwa, a po drugie coraz częściej wybierają życie bez partnerów. Dlatego powiększać się będzie liczba gospodarstw domowych. – Punktem wyjścia dla utworzenia gospodarstwa domowego jest własne, albo wynajmowane mieszkanie lub dom – zwraca uwagę prof. Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego. Dlatego, jego zdaniem, przy rosnącej liczbie gospodarstw domowych należy oczekiwać znacznego popytu na nowe lokale mieszkalne.

Z danych GUS wynika również, że zmiany w liczbie gospodarstw domowych będą regionalnie mocno zróżnicowane. Dlatego firmy budowlane będą mieć więcej pracy na przykład na Podkarpaciu gdzie liczba gospodarstw domowych zwiększy się o 87 tys. niż w woj. łódzkim, gdzie wzrośnie ona tylko o 38 tys.

Sytuacja ta zmieni się po 2030 r., gdy liczba gospodarstw domowych zacznie się w Polsce zmniejszać i w ciągu 20 lat spadnie o 12 proc. – W konsekwencji wyraźnie skurczy się też zapotrzebowanie na mieszkania – ocenia prof. Szukalski.