Premier powiedział, że kiedy upadający bank wypowiada się na temat prognozy wzrostu w Polsce, a zainteresowany specjalista bankowy nisko szacuje wartość jednej z naszych spółek giełdowych "to są sytuacje z pogranicza dywersji, sabotażu i spekulacji". "To jest zjawisko, na które nie mamy bezpośredniego wpływu. Możemy tylko reagować. To jest coś czego chciałbym uniknąć" - zaznaczył Tusk.

Zdaniem premiera, politycy europejscy, amerykańscy i azjatyccy nie do końca rozumieją, jakie mechanizmy gdzieś daleko od naszych krajów, decydują o tym, co się dzieje na rynkach finansowych, a właśnie działania podejmowane w miejscach położonych tysiące kilometrów od Warszawy mają wpływ na sytuację Polski.

"Jeśli czegoś się obawiam, to, że istnieją pewne ukryte mechanizmy, które my musimy poznać i chciałbym zdążyć je poznać" - ocenił Tusk. Dodał, że Polska - jak każdy inny kraj - jest w pewnej sieci uzależnień, co najbardziej dotkliwe pokazał przykład Islandii.

Według słów premiera, rząd intensywnie pracuje, żeby przewidzieć, jakie mechanizmy dotychczas nieznane mogą zadziałać negatywnie na polski system kredytowy i bankowy. Premier dodał również, że rząd jest w stałym kontakcie z instytucjami nadzorującymi sytuację finansową m.in. z Komisją Nadzoru Finansowego i NBP, z bankowcami i ekonomistami, i bada, co się dzieje w kraju.

Reklama

"Na pewno nie są potrzebne paniczne działania czy gwałtowne zapożyczanie się" - mówił Tusk. Dodał, że wiele państw właśnie w obliczu kryzysu sięga po pożyczki. "Nasze stanowisko jest racjonalne i logiczne: nie należy się zadłużać" - mówił. Jak zaznaczył premier nawet, gdyby ktoś uważał, że trzeba się zadłużyć, to "niespecjalnie jest gdzie".