"Najważniejszy problem z Trumpem polega na tym, że nie wiemy, które ze swoich przedwyborczych zapowiedzi spełni, a które okażą się tylko pustymi słowami, mającymi jedynie zaskarbić mu popularność i głosy w walce o amerykańską prezydenturę – mówi PAP indyjski analityk z tygodnika "Outlook" Pranay Sharma. - Jeśli jednak dotrzyma większości deklaracji, w Azji Południowej i Środkowej może dojść do rewizji dotychczasowej równowagi geopolitycznej".

Pakistan ma najwięcej powodów do zmartwień

Najwięcej powodów do niepokoju ma Pakistan, będący od początku swojego istnienia głównym sojusznikiem USA w regionie. Już za prezydentury Baracka Obamy (2008-2016) stosunki między Waszyngtonem i Islamabadem pogorszyły się, a nawet stały się najgorsze w historii.

Amerykanie zaczęli surowiej niż za prezydentury George’a W. Busha (2000-2008) wytykać Pakistańczykom, że będąc ich sojusznikami w wojnie z talibami w Afganistanie, udzielają u siebie gościny nie tylko afgańskim partyzantom, ale nawet oddziałom Al-Kaidy. Symbolem "zimnej wojny" między sojusznikami były amerykańskie zbrojne rajdy, w wyniku których zabili na terytorium Pakistanu przywódcę Al-Kaidy Osamę bin Ladena (2011 r.) i szefa afgańskich talibów mułłę Mansura (maj 2016 r.).

Reklama

Pogorszeniu się stosunków z Pakistanem towarzyszyło niepokojące Islamabad zbliżenie USA z Indiami. "Pakistańczyków musiała zaniepokoić wroga muzułmanom retoryka Trumpa z kampanii wyborczej, a dodatkowo jedną z jego nielicznych konkretnych zapowiedzi dotyczących polityki zagranicznej była walka z dżihadystami – mówi Sharma. – Nie sądzę, by USA miały porzucić Pakistan dla Indii, ale pod rządami Trumpa Islamabadowi będzie znacznie trudniej, niż gdyby w Białym Domu panowała Hilary Clinton. Przeciwwagi dla Amerykanów Pakistańczycy mogą szukać w Chinach, ale je z kolei w swojej kampanii wyborczej Trump przedstawiał jako głównego rywala Ameryki, więc umizgi Pakistańczyków mogłyby zrazić do nich Trumpa jeszcze bardziej".

Relacje USA z Indiami najlepsze w historii

W przeciwieństwie do Pakistanu wygrana Trumpa ucieszyła rządzących z Delhi. "Relacje Indii z USA są najlepsze w historii, a Trump ma w Delhi wielu zwolenników i znajomych, z którymi kiedyś robił interesy. Hinduscy nacjonaliści świętowali jego wygraną, a z premierem Narendrą Modim łączy go też konserwatyzm poglądów" – wskazuje Sharma. Dodaje, że "w sytuacji, gdy między Delhi i Islamabadem doszło do nowego kryzysu, związanego z powstaniem w Kaszmirze, mając w Trumpie sprzymierzeńca, Indiom znacznie łatwiej będzie izolować Pakistan i przedstawiać ten kraj jako matecznik dżihadystów".

Ci ostatni nie kryli zachwytu na wieść, że Trump zostanie prezydentem USA, ich głównego wroga. "To skończony dureń, a jego nieskrywana nienawiść wobec muzułmanów podczas kampanii wyborczej przysporzy nam tysiące rekrutów – powiedział jeden z komendantów afgańskiej filii Państwa Islamskiego (IS) Abu Omar Chorasani. – Nie spodziewaliśmy się nawet, że Amerykanie własnymi rękami wykopią sobie grób".

Pożegnanie Amerykanów z Afganistanem

Wyborem Trumpa na prezydenta najbardziej zaniepokojone są władze Afganistanu. "Trump mówił w kampanii różne, często sprzeczne ze sobą rzeczy, ale jedno przynajmniej powtarza od dawna: uważa, że Amerykanie powinni wycofać się z Afganistanu, a przynajmniej nie zawracać sobie głowy budowaniem i wspieraniem afgańskiego państwa. Trump uważa, że odpowiedzialność za to muszą wziąć sami Afgańczycy. Mówił to zresztą też Obama" – mówi PAP były ambasador Polski w Kabulu, a dziś analityk z ośrodka badawczego GlobalLab Piotr Łukasiewicz.

Według niego "całkowite pożegnanie Amerykanów z Afganistanem miałoby dla tego ostatniego skutki fatalne". "Amerykanie ponoszą prawie całkowity koszt utrzymania afgańskiego państwa i wojska, a 10 tys. żołnierzy z USA wciąż pomaga afgańskiej armii powstrzymywać ofensywy talibów. A co najważniejsze, Amerykanie są gwarantem równowagi politycznej w Afganistanie i pokojowego współistnienia nieprzyjaznych sobie rywali z wyborów prezydenckich w 2014 roku, szefa państwa Aszrafa Ghaniego i szefa rządu dr. Abdullaha" - zaznaczył. "Jeśli Amerykanie wycofają się z Kabulu, afgańska stolica natychmiast pogrąży się w politycznym chaosie" - podkreślił Łukasiewicz.

Zdaniem eksperta "przed porzuceniem Afganistanu mogą powstrzymać Trumpa sprzeciwiający się jego izolacjonistycznym skłonnościom działacze jego Partii Republikańskiej i współpracownicy, wśród których znajdują się m.in. były ambasador USA w Kabulu, Bagdadzie i ONZ, Afgańczyk z pochodzenia Zalmay Chalilzad oraz weteran afgańskiej wojny i jeden z jej architektów gen. Mike Flynn". Jak dodaje Łukasiewicz, "Trump może też zechcieć pozostać w Afganistanie i utrzymać tam wojska USA, by mieć instrument nacisku na Iran, jeśli – co zapowiada - zerwie porozumienie atomowe, jakie z Teheranem zawarł Obama". "W całej Azji Południowej i Środkowej Afganistan jest jedynym krajem zależnym i przyjaznym Ameryce" - wskazuje.

Nadchodząca prezydentura Trumpa zasiała za to spokój w sercach środkowoazjatyckich prezydentów satrapów. "Trump nie kryje swojej fascynacji autorytarnymi przywódcami w rodzaju (prezydenta Rosji) Władimira Putina czy (prezydenta Turcji) Recepa Tayyipa Erdogana, ani nie uważa, by rolą Ameryki było wyręczanie całego świata w zaprowadzaniu demokracji – mówi PAP Pranay Sharma. – Marnie to wróży demokratom i obrońcom praw człowieka z poradzieckiej Azji Środkowej. Nie wydaje się, by mogli oni liczyć na takie jak dotąd amerykańskie wsparcie".

Ekspert uważa, że "zachowanie nowej administracji Trumpa wobec Afganistanu będzie sprawdzianem, czy będzie ona podtrzymywać wcześniejsze zobowiązania Ameryki". "Test ten łatwo można będzie przełożyć na inne, podobne amerykańskie zobowiązania wojskowe, także w Europie" - zauważa.

>>> Czytaj też: Odważny zakład inwestorów. Zachodnie koncerny pompują pieniądze do Rosji