Nasz rozmówca podkreśla, że Polska w ciągu ostatnich 35 lat osiągnęła wiele, ale mogłaby znacznie więcej, gdyby nie fakt, że przez większość tego okresu polscy przedsiębiorcy musieli działać w nieprzyjaznym im środowisku. Winą za ten stan rzeczy obarcza przede wszystkim mentalność urzędniczą i brak sprzyjającego klimatu dla przedsiębiorczości.

- Trzeba docenić fakt, że mimo tych generalnie złych warunków, polskim firmom udało się stworzyć szereg silnych marek rozpoznawalnych poza krajem. Pamiętajmy przy tym, że taki proces trwa długo, a my budujemy kapitalizm od niedawna. Kiedy powstawał McDonald’s, polscy robotnicy w komunistycznym państwie wychodzili na ulicę w protestach, by mieć za co żyć – przypomina profesor. Dodaje, że przyjazne biznesowi otoczenie prawne istnieje w rozwiniętych krajach zachodnich od 200 lat.

Można witać inwestora kwiatami, ale można też nasłać służby i kontrole. Zamiast wsparcia – podejrzliwość i absurdy prawne

Robert Gwiazdowski wiele miejsca w rozmowie poświęca mentalności urzędników wywodzącej się, w jego ocenie, wprost z czasów PRL, gdy „urzędnik był panem”. Przywołuje historię Ryszarda Florka, prezesa Fakro, który opowiadał, jak po zainwestowaniu w Chinach, został powitany przez tamtejszą urzędniczkę na lotnisku bukietem kwiatów. – W Polsce częściej spotkałby się z funkcjonariuszami CBA – ironizuje profesor.

Zdaniem Gwiazdowskiego, polski system administracyjny od lat cierpi na „negatywną selekcję”. Ludzie, którzy nie chcą podejmować ryzyka, zostają urzędnikami, a ci z kolei unikają decyzji, by nie ponosić za nie odpowiedzialności. – Nie ponosi się odpowiedzialności za brak decyzji, tylko za skutki ewentualnych błędnych decyzji – zauważył.

Profesor przypomina również, jak na początku lat 90. w urzędach pozostali ci sami ludzie, którzy pracowali tam za PRL-u. – Oni byli na początku niepewni, wycofani. Ale w połowie lat 90. pojawiła się narracja, że przedsiębiorcy to złodzieje, a państwo musi ich kontrolować – mówił. Efektem była fala represji wobec firm, często oparta na absurdalnych przepisach i niespójnych interpretacjach prawa. To wtedy urzędnicy weszli, jego zdaniem, w stare buty. Mimo zmiany pokoleniowej w kolejnych latach, mentalność się nie zmieniła.

Skutki? Robert Gwiazdowski przytacza przykład Orlenu, który na początku XXI wieku nie mógł przejąć niemieckiej rafinerii Leuna z powodu działań służb specjalnych. – Gdyby wtedy do tego doszło, dziś Orlen byłby o wiele silniejszą firmą. Zmarnowaliśmy pewną szansę – przekonuje prawnik.

Zmarnowane szanse i nadzieja na zmianę

Choć profesor dostrzega pewne pozytywne zmiany w podejściu społeczeństwa i części polityków do biznesu, to jego ocena jest raczej sceptyczna. – Od 1997 roku słyszymy te same deklaracje o odbiurokratyzowaniu gospodarki. Była Komisja Balcerowicza, potem Palikota, teraz Brzoski. Efekt? Przepisów jest coraz więcej, są coraz głupsze i niespójne – ocenia.

Największym problemem, według Roberta Gwiazdowskiego, jest jednak to, że sądy administracyjne zamiast kontrolować działania urzędów, skupiają się na kontrolowaniu obywateli. – W państwie prawa obywatel może wszystko, co nie jest zabronione, a urzędnik tylko to, co mu wolno. U nas jest odwrotnie – ocenia prawnik.

Wyraża przy tym umiarkowaną nadzieję, że zmiana jest możliwa, ale podkreśla, że potrzebna jest realna wola polityczna i głęboka reforma administracji. – Osiągnęliśmy jako kraj wiele, ale pytanie brzmi: czy to był naprawdę sukces, czy też straciliśmy po drodze wiele szans na osiągnięcie czegoś o wiele większego – kwituje Robert Gwiazdowski.

Zapraszamy do obejrzenia i wysłuchania całej rozmowy.