Od 2010 r. na świecie powstało 320 cyfrowych banków. Na koniec zeszłego roku funkcjonowało 256 z nich. Jak podaje raport firmy konsultingowej Exton, większość tych podmiotów działała w Europie – łącznie 111, z czego 37 na rynku brytyjskim. Prawdziwy boom pod względem liczby powstających wirtualnych banków przeżywa ostatnio Ameryka Południowa, gdzie działa ich ponad 30. W regionie Azji i Pacyfiku funkcjonują 34, a w Ameryce Północnej 44. Tylko w ostatnich dwóch latach na świecie rozpoczęło działalność ponad 140 nowych podmiotów. Stosuje się wobec nich różne określenia. Najszerszy zakres ma określenie neobanki, czyli banki działające online. Nie wszystkie mają licencję bankową, jak tzw. challenger banki. Duża część neobanków to wyłącznie operatorzy płatności, inne korzystają z licencji tradycyjnego banku, który odpowiada za wypełnianie wymogów regulacyjnych (w modelu banking as a service – BaaS). Tak jest w przypadku Chime – największego amerykańskiego banku wirtualnego, mogącego się pochwalić 12 mln klientów, który współpracuje z Bancorp Bank.

Neobanki funkcjonują w specyficznych segmentach, a nawet niszach rynkowych. Ich klientami są osoby młodsze, poszukujące wyłącznie usług cyfrowych (tzw. digital natives), zwracające uwagę na ceny i przynajmniej do pewnego stopnia wykluczone finansowo. Zgłaszają zapotrzebowanie na proste produkty bankowe, a przez to nie są cenione przez tradycyjnych graczy bankowych, chociażby z powodu braku udokumentowanej historii kredytowej czy zatrudnienia. Może to tłumaczyć sukces brazylijskiego Nubanku – największego południowoamerykańskiego banku cyfrowego, wycenianego na 26 mld dolarów. Obsługuje on 35 mln klientów, wydał miliony kart kredytowych, oferuje uproszczony i szybki proces weryfikacji klienta oraz niższe stopy procentowe niż konkurenci. Funkcjonuje na kilku rynkach latynoskich, gdzie poziom ubankowienia dotąd nie przekraczał 50–70 proc. populacji, jednak dla ponad 80 proc. klientów głównym narzędziem korzystania z usług bankowych jest smartfon. Można więc powiedzieć, że ta instytucja (mająca licencję bankową) odgrywa w społeczeństwie rolę inkluzyjną. Podobnie jest w przypadku chińskiego MyBank, należącego do AntGroup. Kieruje on ofertę do społeczności niewielkich miast i wsi oraz małych przedsiębiorstw i mikrofirm. W ostatnim roku obsługiwał ponad 35 mln klientów i osiągnął w tym zakresie imponujący 70-procentowy wzrost – wynika z raportu rocznego banku.

Neobanki są dla osób, które zgłaszają zapotrzebowanie na proste produkty, a przez to nie są cenione przez tradycyjnych graczy bankowych.

Słabo ubankowionych segmentów klientów, m.in. z powodu wysokich cen usług bankowych, nie brakuje również w krajach rozwiniętych. Stąd sukces wspomnianego Chime ze Stanów Zjednoczonych czy brytyjskiego Revoluta, który najpierw jako fintech oferował korzystne kursy wymiany wielu walut, a teraz jako licencjonowany bank rozwija pełną gamę produktów finansowych dla ponad 15 mln klientów, głównie w Europie. Z kolei TransferWise (obecnie Wise), który ubiegły rok zamknął zyskiem, ofertę międzynarodowych transferów pieniężnych kieruje głównie do społeczności emigranckich, a regionem najszybszego wzrostu jest APAC. Ma ponad osiem milionów użytkowników. Ten fintech również rozbudowuje swoje usługowe portfolio – m.in. o rachunek wielowalutowy, kartę debetową i produkty inwestycyjne. Inną niszę działalności wybrał fiński Holvi, kontrolowany przez hiszpański bank BBVA. Jego klientami są osoby samozatrudnione i wykonujące wolne zawody, jednak łącznie tylko 200 tys. klientów, głównie w Finlandii i Niemczech. Oprócz tradycyjnych usług bankowych firma oferuje platformę sprzedaży z funkcjami fakturowania oraz analiz przepływów pieniężnych.

Reklama

W porównaniu z tradycyjnymi graczami cyfrowe banki mają wiele przewag konkurencyjnych w zakresie kosztów i efektywności działania. Niższe są koszty infrastruktury, nie tylko z powodu braku oddziałów. Według analizy Bain & Company neobanki, które w swej działalności wykorzystują chmurę obliczeniową, mogą mieć koszty nawet o 60–70 proc. niższe niż banki średniej wielkości, a to oznacza znacznie mniejsze zatrudnienie i trzykrotnie wyższy wskaźnik liczby klientów przypadających na jednego pracownika. Niższe, nawet o 75 proc., są także koszty pozyskiwania klientów. Otwieranie nowego rachunku zajmuje kilka minut, podczas gdy w tradycyjnym banku może trwać nawet godzinę, zważywszy na konieczność odwiedzenia oddziału. Dzięki zastosowaniu sztucznej inteligencji i analizy danych oferta challenger banków może być bardziej spersonalizowana, np. w zarządzaniu finansami osobistymi (tzw. PFM – personal finance management). Oznacza to, że jest lepiej dopasowana do potrzeb klientów, czego skutkiem jest ich wyższa lojalność. Ponadto challenger banki znacznie częściej utrzymują kontakty z klientami i pozwalają im wpływać na swoją ofertę. Monzo zwrócił się do klientów, by określili wysokość opłat za wypłaty z bankomatów, niemiecki Fidor uzgadniał z klientami nazwę karty kredytowej, a Revolut organizował w wielu miastach eventy z klientami, budując w ten sposób lojalność wobec marki.

Niestety, mimo tych wysiłków neobanki nie notują silnego wzrostu popularności. Badania Accenture na 28 rynkach (2020 Accenture Global Banking Consumer Survey) wskazują, że co prawda 23 proc. klientów banków ma rachunek w neobanku (o 6 pkt. proc. więcej niż rok wcześniej), jednak zaledwie dla 12 proc. jest to podstawowe konto bankowe. Paradoksalnie nawet w Wielkiej Brytanii, gdzie jest najwięcej cyfrowych banków, ufa im tylko 10 proc. klientów, czyli cztery razy mniej niż w przypadku tradycyjnych instytucji bankowych. Podobnie wygląda sytuacja w Stanach Zjednoczonych, gdzie 8 proc. klientów traktuje bank online jako bank pierwszego wyboru, a wśród klientów mających rachunki w dwóch bankach neobanki mają zaledwie 14-procentowy udział. Co więcej, aż 70 proc. rachunków w bankach cyfrowych nie służy do bieżących operacji, a przeciętne saldo nie przekracza 350 dolarów.

Nawet w Wielkiej Brytanii, gdzie jest najwięcej cyfrowych banków, ufa im tylko 10 proc. klientów, czyli cztery razy mniej niż w przypadku tradycyjnych instytucji bankowych.

Można wyróżnić kilka modeli rozwoju neobanków. Najpowszechniejszy polega na szybkim pozyskiwaniu klientów, jednak często kosztem znacznego obniżenia rentowności, bo klienci nie ponoszą opłat albo są one sporo niższe niż w tradycyjnych bankach. Niewielu graczom udaje się osiągnąć taką skalę działania, jak Revolutowi, który pod koniec zeszłego roku uzyskał rentowność. Inny model biznesu ma Atom Bank, którego baza klientów również rośnie (choć znacznie wolniej – 250 tys.) dzięki temu, że skupił się na bardziej dochodowych pożyczkach dla małego biznesu i kredytach hipotecznych. Jego dochody, w odróżnieniu od 80 proc. banków cyfrowych, mają charakter odsetkowy, a bank wykazuje zysk. Jeszcze inny model cyfrowej bankowości stosuje brytyjski Starling. Ten w pełni licencjonowany bank uruchomił platformę (banking as a platform), która umożliwia różnym podmiotom niepodlegającym regulacjom, w tym fintechom oraz detalistom, rozwój i sprzedaż własnych produktów. Dzięki temu klienci mają dostęp do wielu rozwiązań w jednym miejscu. Przychody banku zależą od liczby użytkowników (płatność za kliknięcie). Ten model biznesu okazał się dochodowy, bo bank od końca zeszłego roku notuje zysk.

Coraz więcej cyfrowych banków stosuje model subskrypcji. Z reguły obejmuje ona dostęp do produktów premium, jak w przypadku niemieckiego N26, działającego aż na 25 rynkach. Oferuje on bez prowizji podstawowy rachunek, kartę debetową i debet w rachunku; za korzystanie z większej liczby usług pobiera miesięczne opłaty. Podobną strategię realizuje brytyjski Monzo. Model subskrypcji obejmujący całą ofertę przyjął natomiast założony w Belgii i wchodzący do Polski Aion Bank. Korzystanie z produktów, również stron trzecich, za pośrednictwem platformy inwestycyjnej nie wymaga dodatkowych opłat. Jak mówi Karol Sadaj z Aion Bank, chodzi o maksymalizowanie wartości dla użytkownika. Takie podejście powoduje, że strumień przychodów banku może być bardziej przewidywalny, a klienci chętniej będą traktować bank jako podstawowe miejsce zaspokajania potrzeb finansowych.

Branżowe czasopismo „The Banker” przeanalizowało wskaźniki kapitałowe i efektywności (Tier 1, ROA, ROC i C/I ) w neobankach, które uzyskały licencję w ciągu ostatnich 10 lat. Najbardziej stabilnie pod tym względem przedstawia się działalność dwóch cyfrowych banków chińskich – WeBank i MyBank. Osiągnęły one dużą skalę działania i niski wskaźnik kosztów do dochodów (poniżej 40 proc.), a także najwyższe zwroty z kapitału (32,5 proc. i 13,6 proc.). Nie powinno to dziwić, bo podmioty te mają wsparcie, nie tylko finansowe, chińskich bigtechów – odpowiednio Tencenta i Alibaby. Najniższą wartość C/I osiągnął jednak brytyjski OakNorth i hiszpański WiZink Bank – 30–33 proc. Są to jednak lokalni gracze o niewielkiej skali działalności. Bardzo dobre wyniki notują też: koreański KakaoBank, mający ponad 12 mln klientów, oraz działający w Europie Ferratum Bank i brazylijski Agibank, z których każdy ma ponad milion aktywnych użytkowników. Osiągnięcie zbliżonego poziomu efektywności jest trudne do wyobrażenia dla większości graczy cyfrowych oraz – przede wszystkim – dla banków tradycyjnych.

Dwa cyfrowe banki chińskie – WeBank i MyBank osiągnęły dużą skalę działania i niski wskaźnik kosztów do dochodów.

W zeszłym roku challenger banki cieszyły się dużym zainteresowaniem inwestorów venture capital, do czego z pewnością przyczyniła się pandemia, podczas której klienci chętniej korzystali z kanałów cyfrowych. Tylko w trzech pierwszych kwartałach 2020 r. otrzymały one wsparcie (State of Fintech Q3’20 Report) w wysokości 6,8 mld dolarów. To znacznie więcej niż wartość transakcji w poprzednim roku (3,7 mld dolarów). Większość funduszy może jednak długo czekać na zyski, bo znaczna liczba wirtualnych banków nie jest na razie rentowna i koncentruje się na wzroście. Analitycy Exton Consulting sugerują, że banki, które działają ponad pięć lat, miały czas na zbudowanie odpowiedniej skali biznesu i inwestorzy mogą stracić cierpliwość.

Przedłużająca się pandemia stanowi dodatkowe utrudnienie dla wielu neobanków, bo ich klienci, często zagrożeni utratą pracy lub otrzymujący nieregularne dochody, mogą zwiększać ryzyko dla portfeli kredytowych. Lockdowny drastycznie ograniczyły także podróże, a one kreowały przychody banków z transakcji płatniczych i wymiany walut. Niektóre banki wycofały się z zagranicznych rynków (np. N26 z Wielkiej Brytanii) albo zrezygnowały z planów wejścia na nie – jak Monzo, który ponadto zwolnił 120 pracowników.

Możliwych jest kilka scenariuszy rozwoju cyfrowych banków. Może się pojawić presja na konsolidacje, aby zmniejszyć koszty i osiągnąć większą skalę biznesu. Cześć podmiotów może zostać przejęta przez tradycyjnych graczy, którym pomoże to przyspieszyć cyfrową transformację biznesu. Wirtualne banki, jeśli będą miały dostęp do kapitału, mogą szybciej dążyć do wieloproduktowości lub stać się brokerem usług, nie tylko finansowych. Warunki do powstawania nowych cyfrowych banków będą znacznie gorsze niż w poprzednich latach, a liczba tych podmiotów może się istotnie zmniejszyć.

Mirosław Ciesielski, wykładowca akademicki, opisuje rynki finansowe, zmiany na rynku fintechów i startupów