Pierwsza polska elektrownia jądrowa stanie nad morzem, w gminie Choczewo (Kopalino-Lubiatowo), ok. 70 km od Gdańska. Kilka dni temu rząd poinformował, że Komisja Europejska zgodziła się na tzw. pomoc publiczną. Oznacza to, że państwo może przeznaczyć środki na budowę i zagwarantować spłatę kredytów. Tym samym na dobre zaczyna się polski program atomowy.

Prąd z Choczewa popłynie najszybciej w 2036 roku. To odległa perspektywa, ale należy zaznaczyć, że w Polsce powstaje zupełnie nowy sektor energetyczny. Dotąd jedynymi reaktorami w naszym kraju, były te badawcze, ulokowane w Narodowym Centrum Badań Jądrowych (NCNJ) w Świerku pod Warszawą.

Gdzie powstaną kolejne elektrownie jądrowe?

Na lokalizacji Kopalino-Lubiatowo się nie zakończy. W kluczowym dokumencie, czyli „Programie polskiej energetyki jądrowej” czytamy, że konieczna jest budowa dwóch elektrowni o mocy od 6 do 9 GWe „w oparciu o sprawdzone, wielkoskalowe, wodne reaktory jądrowe generacji III(+)”.

Tym samym na poziomie rządowym zapowiedziano budowę kolejnej elektrowni, do tego podając preferowaną technologię. Rzecz w tym, że opisana strategia powstała w 2014 roku i została znowelizowana w 2020 roku. Obecnie trwają konsultacje społeczne w sprawie nowego programu. W dokumencie przedstawianym środowisku jądrowemu nie ma rewolucji. Ministerstwo Energii chce budować drugą elektrownię w lokalizacji „gdzie dziś działają elektrownie systemowe opalane węglem kamiennym lub brunatnym”.

„Rozwiązanie takie pozwoli na zastąpienie mocy węglowych mocami jądrowymi przy jednoczesnym ograniczeniu zmian w sposobie funkcjonowania Krajowego Systemu Energetycznego oraz ograniczeniu niezbędnych inwestycji w rozbudowę infrastruktury sieciowej” – czytamy w dokumencie.

Budowa elektrowni jądrowej ma być elementem transformacji regionów powęglowych. W związku z tym z 27 wstępnie wybranych i przebadanych lokalizacji w całym kraju wybrano cztery:

  • Bełchatów
  • Konin
  • Kozienice
  • Połaniec.

„Lokalizacje te powinny zostać poddane bardziej szczegółowej analizie, przy czym preferowanymi lokalizacjami, podobnie jak w aktualizacji PPEJ z 2020 r., są Bełchatów i Konin. Ostatecznie lokalizacja dla EJ2 zostanie wybrana przez inwestora po szczegółowych analizach i badaniach terenowych” – czytamy w dokumencie.

Decyzja zostanie podjęta najpóźniej w 2027 roku. Oznacza to, że elektrownia zostanie uruchomiona prawdopodobnie dopiero w latach 40.

Kto zbuduje kolejne elektrownie?

Do niedawna wydawało się, że sprawa drugiej „atomówki” jest przesądzona. W 2023 roku podpisano porozumienie między państwową grupą PGE, prywatną spółką ZE PAK należącą do imperium Zygmunta Solorza i koreańskim gigantem KHNP zajmującym się budową oraz obsługą elektrowni jądrowych.

Na mocy tamtego porozumienia zaplanowano budowę dwóch reaktorów ARP 1400 o mocy 2,8 GWe w miejscu elektrowni Konin i Pątnów. Powinny powstać do 2035 roku, ale Koreańczycy wycofali się kilka miesięcy temu. Miało to związek nie tylko ze zmianą rządu, lecz także z naciskiem strony amerykańskiej. KHNP po podpisaniu porozumienia z Westinghousem wycofała się ze wszystkich projektów w Ameryce Północnej i Europie, z wyjątkiem Czech.

W październiku ze wspólnego projektu wycofała się także firma Solorza, ZE PAK. Wszystkie udziały w spółce celowej powołanej do budowy elektrowni przejęła Polska Grupa Energetyczna.

- Polska Grupa Energetyczna przejmuje pełną kontrolę nad spółką badającą potencjalne lokalizacje elektrowni jądrowych, która stanowi jedno z najbardziej kompetentnych i najsilniejszych zapleczy merytorycznych w kraju w zakresie prowadzenia tego typu analiz i badań. Spółka zatrudnia wybitnych specjalistów skoncentrowanych na ocenie lokalizacji dla energetyki jądrowej – powiedział wtedy Dariusz Marzec, do niedawna prezes PGE.

Amerykanie prowadzą, ale Francuzi nie odpuszczają

W wyścigu o kolejną elektrownię prowadzą zatem Amerykanie. Przypomnijmy, że to Westinghouse dostarczy reaktory do pierwszej polskiej elektrowni. Ma także chrapkę na drugą, o czym wprost pisze na swojej stronie internetowej.

„Wybór technologii AP1000 dla całej floty reaktorów w Polsce, czyli budowa nie 3 a 6 bloków, pozwoli Polsce skorzystać z efektu synergii, skali i powtarzalności. (…) Jak wynika z raportu Massachusetts Institute of Technology (MIT), bloki w drugiej lokalizacji mogłyby być nawet o 15-20% tańsze od tych w Lubiatowo-Kopalino. Ten spadek ceny wynika ze zdobytego know-how, posiadania wykwalifikowanej już siły roboczej oraz istnienia rozwiniętego łańcucha dostaw.”

W rozgrywce liczy się także francuski EdF (Électricité de France), jeden z największych graczy na światowym rynku energetyki jądrowej. Współpraca ta była rekomendowana przez wielu ekspertów także ze względów politycznych. Polska z Francją mogłyby forsować rozwiązania korzystne dla atomu na forum Unii Europejskiej.

EdF już kilka lat temu złożył Polsce ofertę budowy reaktorów „pod klucz” skrojoną pod PPEJ. Mówiono wtedy wiele o strategicznym polsko-francuskim partnerstwie, które miałoby być kluczowe dla celów europejskiej neutralności klimatycznej. Teraz francuski gigant zaczął audyt swoich podwykonawców w Polsce, w celu sprawdzenia, w jakim stopniu mogliby współpracować przy budowie „atomówki” w naszym kraju.

W październiku br. rozpoczęły się również oficjalne rozmowy Ministerstwa Energii z rządem Francji na temat współpracy przy budowie elektrowni. Stronę polską reprezentuje wiceminister Wojciech Wrochna. „Oficjalnie rozpoczęliśmy rozmowy na temat zaangażowania Francji w konkurencyjny proces wyboru partnera do budowy drugiej elektrowni jądrowej w Polsce” – poinformowało wtedy ministerstwo. Kolejne spotkanie odbywa się 11 grudnia w Paryżu.