Gwarancje pochodzenia – to termin, który wielu osobom jeszcze niewiele mówi, a to jeden z tych instrumentów, które przyspieszają proces obniżania emisyjności gospodarki. Stanowią impuls do zmian w tym kierunku zarówno dla wytwórców energii, jak i jej odbiorców. Tworzą wreszcie dobrą atmosferę wokół działań na rzecz ochrony klimatu.

Kto komu gwarantuje

Reklama
Ujmując rzecz w największym uproszczeniu, gwarancje pochodzenia OZE to dokument poświadczający, że energia wprowadzona do sieci została wytworzona w źródłach odnawialnych. W Polsce możliwe jest również „oznaczanie” w ten sposób energii wytworzonej w niskoemisyjnej, wysokosprawnej kogeneracji, w niektórych krajach – np. Austrii gwarancjami pochodzenia certyfikuje się energię wytwarzaną z wszystkich paliw włącznie z węglem, co zwiększa przejrzystość miksu energetycznego i sprawia, że dany kraj wie, „na czym stoi”, jeśli chodzi o emisyjność.
W Polsce system gwarancji pochodzenia funkcjonuje w oparciu o przepisy ustawy z 20 lutego 2015 r. o odnawialnych źródłach energii oraz ustawy z 14 grudnia 2020 r. o promowaniu energii elektrycznej z wysokosprawnej kogeneracji. Uwzględniają one założenia unijnej dyrektywy o odnawialnych źródłach energii z 2009 r., w tym dotyczące mechanizmu gwarancji pochodzenia. Dokumenty takie są wydawane w postaci elektronicznej i przekazywane bezpośrednio do rejestru gwarancji pochodzenia. Obrót nimi odbywa się w ramach rejestru prowadzonego przez Towarową Giełdę Energii.
Z wnioskiem o wydanie potwierdzenia pochodzenia energii występuje wytwórca – zawiera on m.in. określenie okresu, obejmującego jeden lub więcej następujących po sobie miesięcy kalendarzowych danego roku kalendarzowego, w którym energia elektryczna wytworzona w odnawialnych lub niskoemisyjnych źródłach energii została wprowadzona do sieci energetycznej (co jest warunkiem koniecznym do uzyskania gwarancji), ze wskazaniem daty rozpoczęcia i zakończenia tego procesu.
Gwarancje wystawia Urząd Regulacji Energetyki. W przypadku OZE rozpatrywanie wniosku trwa 30 dni, w przypadku kogeneracji – do 60 dni (chociaż czasami ten termin zostaje wydłużony). Dokument ma ważność 12 miesięcy – potem wygasa. Różnie jednak wygląda liczenie tego terminu. W przypadku OZE to rok od dnia zakończenia produkcji energii, a w przypadku kogeneracji – od daty wydania gwarancji przez Urząd Regulacji Energetyki.

Czemu to służy?

Chociaż z wnioskiem o gwarancje występuje producent energii, to mają one duże znaczenie dla odbiorców, przede wszystkim tych bardziej świadomych i zaangażowanych w ochronę środowiska i klimatu.
Dokumenty poświadczające ich przekazanie do odbiorców końcowych energii są szczególnie istotne dla firm pragnących udokumentować, że wspierają produkcję energii w źródłach odnawialnych lub kogeneracyjnych tym samy wpływają na redukcję emisji CO2 do środowiska. Wykorzystują to następnie w swoich kampaniach marketingowych, budując swój „zielony” wizerunek. Wytwórcy energii, którzy owe gwarancje sprzedają, zyskują dodatkowy dopływ gotówki – kwoty są zróżnicowane w zależności od zastosowanej technologii.
Gwarancje nie są instrumentem giełdowym, nie dają również praw majątkowych. Są elementem polityki środowiskowej Unii Europejskiej i dla nabywców gwarancji – odbiorców energii – mają przede wszystkim charakter wizerunkowy, i w ogólnym rozrachunku jako jeden z wielu instrumentów przyczyniają się do redukcji emisji.
Jest to istotne m.in. dla globalnych koncernów, które zadeklarowały, że zużywana przez nie energia będzie pochodziła ze źródeł odnawialnych. Przykładem jest inicjatywa RE100. Ponad 100 międzynarodowych firm zobowiązało się do korzystania w 100 proc. z energii wytworzonej w OZE. Gwarancje pochodzenia mogą być dla nich środkiem do udowodnienia realizacji tego celu, ale także inspiracją dla mniejszych firm. W końcu troska o środowisko nie jest jedynie przywilejem gigantów.

Także kogeneracja sposobem na klimat

Od października 2019 r. możliwe jest uzyskanie w Polsce gwarancji pochodzenia energii z wysokosprawnej kogeneracji. Ktoś może zapytać, dlaczego ma to dotyczyć również elektrociepłowni, skoro sam mechanizm ma promować raczej odnawialne źródła energii, a przynajmniej niskoemisyjne.
W przypadku kogeneracji powody są dwa. Kluczowym terminem jest wysoka sprawność tego procesu w odróżnieniu od rozdzielonego wytwarzania ciepła i energii elektrycznej, a więc mniejsze straty energii. W przypadku tradycyjnych źródeł wytwórczych znaczna część wytwarzanej w procesie energii w postaci ciepła ulatuje po prostu w atmosferę. Wykorzystując kogenerację, spalając tę samą ilość paliwa, uzyskujemy nieporównywalnie lepszy efekt energetyczny w odniesieniu do rozdzielonego wytwarzania ciepła i energii elektrycznej. Drugi powód jest ściśle związany z emisją dwutlenku węgla – wysoka sprawność procesu kogeneracji generuje niższe wskaźniki emisyjności. Dodatkowo coraz częściej wykorzystywanym paliwem w jednostkach kogeneracji jest gaz ziemny, który w porównaniu z węglem jest paliwem niskoemisyjnym. By nie być gołosłownym – produkcja 1 MWh energii w elektrowniach zasilanych węglem brunatnym to emisja 1070 kg dwutlenku węgla, w przypadku węgla kamiennego – 850 kg. Dla porównania emisyjność należących do PKN Orlen bloków gazowo-parowych w Płocku i Włocławku to ok. 300 kg na 1 MWh. Widać zatem, że wysokosprawna kogeneracja została nieprzypadkowo objęta systemem gwarancji pochodzenia, na razie jednak bez wymiernych efektów, bo praktycznie cały obrót gwarancjami pochodzenia przypada na OZE.

Usunąć bariery

Co zrobić, aby ten stan rzeczy zmienić. Przede wszystkim potrzebne są zmiany w prawie, które dadzą producentom energii z OZE i w kogeneracji znacznie szersze możliwości. Należy przy tym pamiętać, że gwarancje są mechanizmem dobrowolnym – zarówno jeśli chodzi o złożenie wniosku przez wytwórcę energii, jak i ewentualne nabycie gwarancji przez odbiorcę. Zwiększenie obrotu gwarancjami może zatem nastąpić albo na drodze zmian świadomości środowiskowej (i to następuje, chociaż jest to stosunkowo powolny proces), albo poprzez zmiany regulacyjne.
Jeśli chodzi o te drugie, eksperci podpowiadają najczęściej dwa rozwiązania. Pierwszym mogłoby być „oflagowanie” całego miksu energetycznego, czyli wszystkich źródeł, co wiązałoby się zapewne z wprowadzeniem pewnego elementu obowiązkowości dla wytwórców i sprzedawców energii. Swoje gwarancje miałaby wówczas energia produkowana z węgla, gazu itp., na wzór wspomnianej wcześniej Austrii czy Holandii.
Dziś odbiorcy energii mają w praktyce do wyboru gwarancje pochodzenia z OZE i kogeneracji. Poszerzenie wyboru o gwarancje z innych źródeł energii da odbiorcy możliwość zdecydowania, które nisko- lub zeroemisyjne źródła będzie wspierał poprzez zakup gwarancji pochodzenia.

Wyjść poza granice

Drugim czynnikiem, który zdaniem ekspertów mógłby wspomóc zainteresowanie gwarancjami pochodzenia, jest dopuszczenie możliwości handlu nimi na innych rynkach europejskich. Polskie świadectwa są uznawane przez inne państwa, ale handel nimi nadal nie jest możliwy poza Rejestrem Towarowej Giełdy Energii. Nasz kraj nie jest na razie członkiem Association of Issuing Bodies – międzynarodowego stowarzyszenia zajmującego się rozwojem handlu europejskimi gwarancjami pochodzenia zielonej energii EECS. AIB zrzesza rejestry gwarancji pochodzenia z różnych państw. Towarowa Giełda Energii pracuje obecnie nad ujednoliceniem krajowych rejestrów ze standardami AIB, co byłoby pierwszym krokiem do umożliwienia handlu nimi także za granicą.
Jakie byłby korzyści z takiego umiędzynarodowienia? Poprzez zwiększenie grona potencjalnych odbiorców można się spodziewać wzrostu cen gwarancji, a zatem i większego dopływu gotówki do wytwórców. Wystarczy powiedzieć, że jednostkowe ceny na rynkach rozwiniętych (np. w Holandii) osiągały wartości nawet 2 euro/MWh (ok. 8,60 zł/MWh) w 2018 r.
Eksperci są zgodni, że bez przystąpienia Polski do Association of Issuing Bodies (AiB) nie dołączymy do grona państw w pełni wykorzystujących potencjał źródeł nisko- lub zeroemisyjnych. AIB dostarcza zestandaryzowanych narzędzi ujednolicających rejestry gwarancji pochodzenia energii elektrycznej z odnawialnych źródeł energii i kogeneracyjnych oraz platformę obrotu tymi instrumentami.
Z punktu widzenia polskich koncernów energetycznych dołączenie do międzynarodowego obrotu gwarancjami wydaje się sprawą kluczową. Dość wspomnieć o planowanych morskich elektrowniach wiatrowych – tylko projekt PKN Orlen opiewa na 1,2 GW, nie wspominając już o aktywach OZE przejętej przezeń Energi (obecnie 0,43 GW). Brak możliwości wolnego, międzynarodowego obrotu gwarancjami pochodzenia dla potrzeb własnych czy też na potrzeby swoich klientów, ma negatywny wpływ na możliwości rozwoju i konkurencji z innymi europejskimi graczami, którzy skutecznie wykorzystują wszystkie aspekty wolnorynkowego, międzynarodowego systemu gwarancji pochodzenia.
Dołączenie do systemu AiB umożliwi polskiej energetyce nie tylko generowanie dochodu poprzez otwieranie nowych rynków zbytu. Każde dodatkowe wsparcie – a takim mogą być gwarancje pochodzenia (wszak to tylko jeden z wielu instrumentów) – dla producentów zero- i niskoemisyjnej energii jest cenne. Bo ostatecznym efektem będzie szybszy rozwój odnawialnych źródeł energii, a w konsekwencji szybsza redukcja emisji dwutlenku węgla, czyli po prostu zdrowsze powietrze, a także zahamowanie zmian klimatycznych.
To wsparcie, ale i popularyzacja OZE są szczególnie istotne zwłaszcza w obliczu wyzwań energetycznej transformacji, przed jakimi stoi polska gospodarka. Wielkie energetyczne projekty, jakimi są chociażby plany budowy morskich farm wiatrowych, mogą na rozszerzeniu handlu gwarancjami tylko skorzystać. A na powodzeniu tych inwestycji skorzystamy wszyscy.
ads
PARTNER
ikona lupy />
Materiały prasowe