Z Ludwikiem Koteckim rozmawiają Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak

Chcieliśmy zacząć od nawiązania do filmu…
„Czy leci z nami pilot?”.
Ciekawe, że pan to mówi, bo my myśleliśmy o podtytule znanego serialu - „Winter is coming”.
Reklama
To chyba rodzaj telepatii. Dokładnie takiego zdania - „Idzie zima” - użyłem na ostatnim posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej. Faktycznie idzie zima, mówię zupełnie serio i to trochę wyjaśnia 50-proc., a nie większą podwyżkę stóp. Rada się przestraszyła „zimy”, którą pokazali analitycy NBP w najnowszej projekcji inflacyjnej.
Ale co ta zima będzie oznaczać?
Do tej pory uważałem, i to podtrzymuję, że nie będzie w Polsce prawdziwej recesji, może techniczna. Uważam za to, że będziemy mieć podręcznikową stagflację. To oznacza cały czas wysoką inflację i lekko dodatni, bliski zera wzrost PKB. To jest najgorszy scenariusz, jaki może spotkać obecną Radę Polityki Pieniężnej, bo nie bardzo wiadomo, co z tym robić.
Skąd ten pesymizm?
Wynika on przede wszystkim z tego, co się zaczyna dziać w otoczeniu zewnętrznym. Wszyscy zaczynają mówić o głębokiej albo poważnej, albo jakiejś tam recesji, szczególnie w Europie, ale też w Stanach Zjednoczonych. Międzynarodowy Fundusz Walutowy zapowiedział, że będzie mocno korygował swoje prognozy wzrostu gospodarczego na świecie. Także Chiny spowalniają. Wojna w Ukrainie się nie skończy szybko. Może ceny surowców lekko się obniżą albo już nie będą rosły, ale to nie wpłynie na nas aż tak bardzo. W efekcie będzie silne spowolnienie w Polsce, może nawet silniejsze, niż pokazuje to NBP, który jest obecnie najbardziej pesymistyczny wśród rynkowych prognostów. Jednocześnie nieprzerwanie do I kw. przyszłego roku będzie galopowała inflacja. Najpóźniej na początku roku czekają nas bardzo silne podwyżki cen prądu i gazu, które mogą być niedoszacowane w projekcji inflacyjnej. To by sugerowało, że inflacja w styczniu 2023 r. może podskoczyć powyżej 20 proc. Według projekcji tymczasem na koniec przyszłego roku powinna spaść do 6 proc. Wydaje się, że to niemożliwe, bardzo mało prawdopodobne. No, chyba że ponownie zamrozimy gospodarkę jak w 2020 r.
W założeniach do budżetu jest 3,2 proc. wzrostu PKB w przyszłym roku, ale jak rozumiemy, on będzie jeszcze korygowany.
Dlatego nasza ostatnia decyzja była podejmowana w takim dziwnym momencie. Bo cały świat zaczyna mówić o recesji, korektach prognoz, ale rząd jeszcze tego nie zrobił. Może zrobi to w najbliższych dwóch, trzech tygodniach, przy okazji prac nad projektem budżetu na 2023 r. - budżet państwa nie może bowiem opierać się w takich okolicznościach na optymistycznych założeniach makroekonomicznych. A skoro tak, to nie wiemy, jakie będą realia budżetowe w przyszłym roku, więc rada podejmowała decyzję trochę w ciemno. Jednak uwarunkowania przyszłoroczne będą gorsze, niż wcześniej oczekiwano.
Baliście się, że większa podwyżka spowoduje silniejsze hamowanie gospodarki?
Na to, co się wydarzy w Niemczech, strefie euro, Stanach Zjednoczonych itd., RPP nie ma żadnego wpływu. A polska gospodarka - jak każda - działa w jakimś otoczeniu i ono się bardzo popsuje w 2023 r. Niestety więcej na ten temat będziemy wiedzieć dopiero we wrześniu. Do tego dochodzą problemy krajowe. NBP wierzy w scenariusz silnego spowolnienia i wysokiej, ale szybko obniżającej się inflacji, a ja zgadzam się z pierwszą częścią, ale uważam, że inflacja pozostanie z nami na dłużej.
Boi się pan stagflacji, ale może jest lepsza niż recesja?
Nie jest. Z recesją wiadomo, co zrobić. Klasyczna recesja oznacza, że ceny zaczynają bardzo mocno spadać bardzo szybko i spada produkcja. Ale wiadomo, jakie jest na to lekarstwo - trzeba poluzować politykę makroekonomiczną - fiskalną, obniżyć stopy itp. A co zrobić, jak jest minimalny wzrost, a ceny nadal szybko rosną? Nie bardzo wiadomo, jak z tym walczyć, trzeba wybrać mniejsze zło. Luzowanie polityki fiskalnej czy pieniężnej w takich warunkach tylko napędza inflację, która i tak jest wysoka. Zacieśnianie zaś obniża i tak niski wzrost gospodarczy. Nie ma dobrej odpowiedzi na stagflację.
Podręczniki ekonomii mówią, że jak jest wysoka inflacja, to i stopy powinny iść w górę.
Zgoda, tylko że RPP nie oddziałuje na inflację bieżącą. Trzeba było podnosić stopy rok albo półtora roku temu, co nie zostało zrobione. Generalnie wszyscy bankierzy centralni i podręczniki akademickie mówią, że nie można dopuścić do sytuacji „za mało, za późno”. A u nas było i za mało, i za późno.
Tyle że na wiosnę 2021 r. - może poza jednym, który się w Toruniu zakładał, że będzie dwucyfrowa inflacja, czyli panem - większość, w tym tzw. konsensus rynkowy, mówiła o przejściowym wzroście cen.
Ale obiektywnie trzeba powiedzieć, że popełniono błąd. Poza tym mam nadzieję, że nie byłem jedyny. Ta inflacja musiała się wydarzyć, a to, że obstawiano inny scenariusz, było błędem logicznym.
Logicznym czy politycznym?
Logicznym, ekonomicznym, politycznym może też. W zeszłym roku bank centralny nie musiał skupować obligacji PFR. Ekonomicznie i politycznie nie było już takiego silnego ciśnienia na luzowanie polityki pieniężnej, można było zacząć powoli ją zacieśniać. Ale tego nie zrobiono. Naprawdę myślano, że dodruk kilkuset miliardów złotych pustych pieniędzy nie wywoła wzrostu cen. I że tej inflacji za chwilę nie będzie. To poważny błąd.
Co zima, o której mówiliśmy, będzie oznaczać dla przeciętnego obywatela?
Że jego płace nie będą już tak rosły jak obecnie, a inflację będzie miał dwucyfrową, czyli będzie płacił co miesiąc za ten sam koszyk towarów i usług konsumpcyjnych kilka procent więcej.

Cały wywiad z przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.