W 2005 r. francuskie państwo sprzedało inwestorom 14 proc. akcji EDF, resztę zachowując dla siebie. Akcje kupiło ok. 5 mln Francuzów, skuszonych bezpieczną inwestycją w stabilną spółkę, produkującą prąd w elektrowniach atomowych. Za każdą akcję zapłacili 32 euro. Zapewne niewielu pierwotnych akcjonariuszy jest do dziś udziałowcami, bo większość nie wytrzymała znaczących wahań kursu. Akcje kosztowały i ponad 75 euro i niewiele ponad 5 euro. Ostatni raz cena była wyższa niż w ofercie publicznej w 2010 r., a w ostatnich latach kurs często nie przekraczał 10 euro. To jeden z powodów, dla których zaoferowaną cenę odkupu 12 euro za akcję można uznać za przyzwoitą.
Giełdową drogę koncernu można niemal wprost odnieść do historii polskich firm energetycznych. Skarb Państwa postanowił wprowadzić je na giełdę, zachowując jednocześnie w swoich rękach pakiet dający kontrolę. Sprzedaż niektórych zbiegła się z promocją idei akcjonariatu obywatelskiego. Program miał spopularyzować inwestowanie na giełdzie wśród Polaków, a akcje państwowych spółek miały być podstawowym narzędziem jego realizacji. W ten sposób na przykład akcje Tauronu w 2010 r. kupiło 231 tys. inwestorów i była to jedna z najpopularniejszych ofert w historii naszego rynku. Później było już tylko gorzej.