Z Jennifer Morgan rozmawia Marceli Sommer
Tak z ciekawości: przyjechała pani do Warszawy pociągiem?

Niestety nie, rozważałam taką opcję, ale tym razem musiałam polecieć.

Reklama
Połączenie nie jest takie złe.

Niestety na odcinku Berlin–Frankfurt nad Odrą mamy teraz komunikację autobusową. Cały przejazd trwa co najmniej siedem godzin.

Ale co do zasady porusza się pani transportem publicznym, kiedy to możliwe?

Oczywiście. Po Niemczech jeżdżę pociągami. Niedługo ma się pojawić nocny pociąg z Berlina do Brukseli, z którego spodziewam się często korzystać. Elementem mojej polityki jest też łączenie wizyt w taki sposób, żeby maksymalnie ograniczać liczbę przelotów i związany z tym ślad węglowy. Kiedy w grudniu poleciałam do Ameryki Łacińskiej, odwiedziłam cztery stolice. A na początku roku wizyty w Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratach Arabskich powiązałam z wyprawą do Indii. Niezależnie od tego mamy też umowę z firmą zajmującą się kompensacją emisji (usuwanie z atmosfery ilości dwutlenku węgla równej emisji, np. przez nasadzenia roślinne – red.).

Reglamentowanie lotów, w postaci np. rocznych limitów na głowę obywatela, to dobry pomysł?

Nie uważam, że autorytatywne zakazy są rozwiązaniem. Ważniejsze jest, aby ludzie wiedzieli, jakie konsekwencje mają ich decyzje, abyśmy inwestowali w innowacje technologiczne oraz w rozbudowę infrastruktury przyjaznej dla klimatu.

Unia chce zakazu rejestracji nowych samochodów spalinowych po roku 2035. Berlin do ostatniej chwili walczył o wyjątek dla aut napędzanych niskoemisyjnymi paliwami syntetycznymi, tzw. e-paliwami. Wierzy pani, że pozwoli to wydłużyć życie silnika spalinowego na europejskich drogach?

E-paliwa będą miały do odegrania istotną rolę w przypadku transportu lotniczego i morskiego. Jeśli chodzi o auta osobowe, to widzimy, że największe rynki stawiają jak na razie raczej na silniki elektryczne. Także w Europie koncerny w swoich strategiach i planach inwestycyjnych stawiają na elektromobilność, czego przykładem są fabryki Mercedesa w Polsce.

Objęła pani urząd pełnomocnika rządu Niemiec ds. klimatycznych w zeszłym roku. Przez poprzednie sześć lat kierowała pani międzynarodowym Greenpeacem. Nie codziennie widzi się takie transfery między światem aktywistów klimatycznych a polityką. W pani przypadku połączone w dodatku z uzyskaniem niemieckiego obywatelstwa. Co zdecydowało o tym, że przyjęła pani ofertę z Berlina?

Najważniejsze było dla mnie poczucie, że jest to rola, w której będę mogła przyczynić się do zmiany. A w Federalnym Ministerstwie Spraw Zagranicznych pod kierownictwem Annaleny Baerbock zielone przyspieszenie jest niebudzącym wątpliwości priorytetem.

Trudno widzieć w Niemcach klimatycznych prymusów. Mają wciąż olbrzymie problemy z wypełnieniem celów wyznaczonych na rok 2020, a węgiel odpowiada za ponad jedną trzecią krajowego miksu energetycznego.

Ale ostatni rok jest czasem poważnego zwrotu w niemieckiej polityce. Decyzje rządu zmierzają w sposób jednoznaczny do przyspieszenia transformacji w kraju. Eksperci szacują, że w rezultacie dekarbonizacja niemieckiej gospodarki nastąpi o pięć, dziesięć lat wcześniej, niż zakładano. Dzięki temu Niemcy mogą odegrać wiodącą rolę w polityce klimatycznej na arenie międzynarodowej. A ten wymiar jest kluczowy, bo choć działania podejmowane na gruncie krajowym czy unijnym mają znaczenie, ostatecznie rzecz biorąc, ocieplenia nie uda się zahamować bez współpracy z innymi krajami, nie tylko tymi sojuszniczymi.

Przejście do polityki oznacza dla pani konieczność zrewidowania niektórych elementów klimatycznej agendy?

Teraz odpowiadam przed obywatelami Niemiec i muszę brać pod uwagę szerszy bilans wszystkiego, co robię, z ich perspektywy, ważyć korzyści i koszty. Transformacja jest dla społeczeństw wymagająca i – jak każda zmiana – bywa źródłem dyskomfortu. Ale jako rząd jesteśmy przekonani, że dekarbonizacja przyniesie Niemcom więcej bezpieczeństwa i więcej dobrobytu. Polityka wymaga otwartości na dialog ze wszystkimi stronami i gotowości do uwzględnienia różnych perspektyw.

Polska i Niemcy mają jakieś wspólne interesy w dziedzinie energii i klimatu?

Mamy ich wiele. Przede wszystkim w kwestii bezpieczeństwa energetycznego i koniecznych zmian w Europie po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Łączą nas też wspólne dla wszystkich krajów UE cele: neutralność klimatyczna do 2050 r., redukcja emisji o 55 proc. do 2030 r. W Niemczech wygasiliśmy już całkowicie import rosyjskich paliw kopalnych i mocno przyspieszamy rozwój odnawialnych źródeł energii.