"Płynnościowe potrzeby firm rosną z dnia na dzień. Zagrożone są miejsca pracy i działalność firm, których masowy upadek pogłębiłby i przedłużył nadchodzącą recesję" - podkreślił w sobotnim komentarzu ekspert TEP Robert Kowalski.

O koronawirusie w Chinach, jak zaznaczył, wiemy od stycznia 2020 r., a wielu epidemiologów ostrzegało o nadciągającej epidemii. Dodał, że oprócz pandemii, paniki i strachu, na obrót gospodarczy mają obecnie istotny wpływ warunki podatkowe i regulacyjne. "Polskie mikro, małe, średnie przedsiębiorstwa oraz pracownicy, w szczególności 1,3 mln osób pracujących na podstawie umów cywilno-prawnych, wymagają szybkiego wsparcia" - wskazał. Dodał, że potrzebne jest natychmiastowe zapewnienie gotówkowej płynności finansowej i przewidywalność działania wszystkich instytucji zapewniających bezpieczeństwo obrotu.

Kowalski podkreślił, że przedsiębiorcy sygnalizują konieczność zwalniania pracowników - już w najbliższym czasie. Powołał się na wyniki badań przeprowadzonych 16-17 marca 2020 r. m.in. wśród przedsiębiorstw z Fundacji Firm Rodzinnych i Fundacji Startup Poland. "Firmy mówią o kryzysie płynności i informują o prawdopodobnym zmniejszaniu zatrudnienia. A należy pamiętać, że dla 83 proc. przedsiębiorców firma jest jedynym źródłem utrzymania ich rodziny" - podkreślił. Mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa, czyli ponad 2 mln firm w naszym kraju, są najczęściej przedsiębiorstwami rodzinnymi - przypomniał.

Ekspert zaznaczył, że 94 proc. firm w ciągu 3 miesięcy będzie musiało zwolnić pracowników ze względu na brak płynności. "Mamy już wstępne informacje dotyczące +tarczy antykryzysowej+, z których wynika, że wynagrodzenia mogą być w 40 proc. dofinansowane ze środków publicznych (do wysokości średniego wynagrodzenia w gospodarce), ale tylko wtedy, gdy przedsiębiorcy wykażą spadki przychodów" - zaznaczył.

Reklama

Według niego 40 proc. dofinansowania może być w wielu przypadkach niewystarczające i uruchamiane za późno. "Dotyczy to tych 21 proc. firm, które mówią, że będą zmuszone zwalniać pracowników już teraz, mogą przeczekać bez zwolnień mniej niż miesiąc" - zaznaczył.

Ekspert zwrócił uwagę, że niepokój powiększają odpowiedzi na pytania o skalę absencji pracowników zadane w badaniach. "W jednym z nich tylko niespełna 30 proc. firm informuje, że wszyscy zatrudnieni ciągle pracują. Drugie badanie wskazuje, że sytuacja jest jeszcze gorsza: pełna obsada pracownicza jest tylko w niespełna 20 proc. firm" - wskazał. Zastrzegł, że w części to zwolnienia chorobowe, kwarantanny, efekty zawieszenia działalności gospodarczej.

"Aby wyhamować ten niebezpieczny proces, niezbędne jest podzielenie się kosztami pracy z pracodawcami w celu ratowania zatrudnienia i firm z branż, które zmuszone zostały do zamknięcia działalności z racji na stan epidemii. W wielu przypadkach niezbędne będzie także czasowe obniżenie wynagrodzeń" - ocenił.

Kowalski wskazał, że w czasie obowiązkowego zawieszania działalności w części branż, spadku obrotów w większości pozostałych sektorów gospodarki oraz obowiązkowych okresów kwarantanny, rośnie prawdopodobnie liczba osób, które „ratują się” przejściem na chorobowe, co w okresie grypowym nie jest trudne. "Pozostawienie ciężaru wypłaty chorobowego na firmach może (...) w bardzo dużym stopniu wpłynąć na niewypłacalność firm. Wydaje się, że trzeba natychmiast zmienić regulacje, tak aby ZUS mógł przejąć płatność chorobowego za pracodawcę po 5 dniach choroby" - ocenił.

Doświadczenia Chin wskazują, jak dodał ekspert TEP, że epidemia koronawirusa będzie trwała co najmniej dwa miesiące, a to oznacza narastanie problemów. "Tylko ok. 20-24 proc. przedsiębiorców, w zależności od badania, uważa, że najbliższy miesiąc uda im przetrwać bez zwolnień pracowników. "Wyniki te wskazują, że już konieczna jest pomoc dla osób tracących pracę i środki do życia, w szczególności osób na umowach cywilno-prawnych. Rozważenia wymaga obniżenie minimalnego wynagrodzenia, aby zwiększyć szanse na utrzymanie pracowników w zatrudnieniu" - wskazał.

Przyznał, że przedsiębiorstwa i pracownicy ratują sytuację uruchamiając pracę zdalną. Ale, jak dodał, nie wszędzie jest to możliwe - ze względu na charakter pracy czy na sprzęt komputerowy i oprogramowanie, które trzeba pracownikom zapewnić. "One są szczególnie narażone na utratę płynności finansowej, a tym samym na szybkie bankructwo" - podkreślił.

Towarzystwo Ekonomistów Polskich (TEP) wyjaśnia zjawiska gospodarcze współczesnego świata, propagując poszanowanie własności prywatnej, wolną konkurencję oraz wolność gospodarczą, jako warunki rozwoju Polski. (PAP)

autor: Magdalena Jarco