Proces rozpocznie się 17 października: zarząd Twittera pozwał Elona Muska za to, że ten wycofał się z planów przejęcia społecznościowej platformy. Na początku roku grał na to, by TT stał się - obok The Boring Company, Tesli i SpaceX - jego kolejnym klejnotem. 4 kwietnia ogłosił, że kupił większościowy pakiet akcji spółki. To jednak mu nie wystarczyło - odmówił wejścia do zarządu TT i postanowił dokonać wrogiego przejęcia. Złożył przy tym ofertę nie do odrzucenia - chciał kupić wszystkie akcje, co miało go kosztować ponad 40 mld dol. Szefowie medium społecznościowego początkowo się bronili, ale ostatecznie ofertę przyjęli i 25 kwietnia podpisano umowę.
Już w maju miliarder zaczął się wahać, argumentując, że władze Twittera nie podają prawdziwych danych o odsetku nieautentycznych kont. Ta informacja jest kluczowa dla wyceny serwisu, bo pozwala przewidzieć zyski: inną wartość ma internetowa agora, gdzie dyskutują prawdziwi użytkownicy, inną - miejsce, gdzie interakcje owszem są, ale między automatami. Ponieważ Muska nie zadowalały udzielane przez spółkę wyjaśnienia, zdecydował się na zerwanie umowy. Teraz w myśl porozumienia powinien zapłacić TT odszkodowanie - okrągły 1 mld dol.
Jednak pod koniec sierpnia do sieci wyciekły dokumenty, które mogą sprawić, że nie stanie się uboższy. Dane dostarczone przez sygnalistę wskazują, że zarząd serwisu nie ma żadnego interesu w tym, by ograniczać liczbę nieautentycznych kont. Przeciwnie - jest rozliczany ze wzrostu liczby użytkowników, a to, czy są oni robotami, nie ma żadnego znaczenia. A to tylko wierzchołek góry lodowej problemów, które ma ten serwis społecznościowy.

Legendarny haker

Reklama
Głównym bohaterem najnowszego odcinka sagi o przejęciu Twittera jest Peiter Zatko - do stycznia tego roku szef bezpieczeństwa serwisu. Ściągnął go jeszcze poprzedni prezes Twittera Jack Dorsey. Zatko, znany jako „Mudge”, miał rozwiązać problemy, które serwis miał z bezpieczeństwem.