Stworzenie terminu BRIC było niezwykle zmyślnym zabiegiem marketingowym, gdyż w krótkim czasie nazwa ta nabrała szczególnego znaczenia dla inwestorów na całym świecie. Jej twórca, Jim O’Neill z Goldman Sachs, połączył Brazylię, Rosję, Indie i Chiny w największy, najgęściej zaludniony i najłatwiej dostępny rynek krajów rozwijających się, sugerując inwestorom, by dodali go do swoich portfolio.

Spowodowało to napływ nowych produktów, takich jak fundusze hedgingowe czy EFT, które sprzedawano na szeroką skalę, i które pochłonęły miliardy zainwestowanych w nie dolarów.

Dziś jednak dla BRIC słońce nie świeci już tak jasno, gdyż w ubiegłych miesiącach fundusze we wszystkich czterech krajach odnotowały znaczny odpływ kapitału. Ostatnie pół roku upłynęło pod znakiem wycofania z funduszy akcyjnych BRIC aż 581,4 mln dol. W sumie na fundusze akcyjne rynków wschodzących wpłynęło 12,5 mld dol., co dowodzi, że inwestorzy zwrócili się ku innym krajom rozwijającym się.

>>> Czytaj też: Jedność krajów BRICS to propagandowa fasada

Reklama

Przyczyną mogą być między innymi ostatnie wyniki rynkowe. W 2011 roku wskaźniki podstawowe w każdym z państw BRIC spadły o 17-23 proc. Według firmy badawczej Cerulli Associates fundusze BRIC, zarówno obligacyjne jak i akcyjne, największy odpływ kapitału odnotowały w regionie Azji i Pacyfiku. W ostatnich 7 miesiącach 2011 roku wycofano z nich aż 4,1 mld dol.

Idea BIRC jako wspólnego rynku od początku największe zainteresowanie budziła u prywatnych inwestorów. Jak twierdzi Melissa McDonald z HSBC Global Asset Management, obecnie wycofują oni swój kapitał z rynków wschodzących z obawy przed ryzykiem.

Wraz z poprawą sytuacji gospodarczej prawdopodobnie zaczną oni inwestować na nowo, jednak tym razem niekoniecznie w fundusze BRIC. Kraje te nadal pozostaną punktem wyjścia dla wielu inwestycji na rynkach wschodzących, lecz pojawią się także inne możliwości.

Analitycy uważają, że kraje BRIC po prostu za bardzo się od siebie różnią, zwłaszcza pod względem gospodarczym. W związku z tym dla inwestorów o wiele ciekawiej jest traktować je jako samodzielne jednostki, niż jako niejednorodny pakiet.

>>> Polecamy: Turcja chce być mocarstwem na Bliskim Wschodzie (analiza)

ikona lupy />
Premier Indii Manmohan Singh, prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew, Gospodarz spotkania prezydent Chin Hu Jintao, prezydent Brazylii Dilma Rousseff oraz prezydent RPA Jacob Zuma podczas szczytu państw BRICS. / Bloomberg / Nelson Ching