Kim może być polski piłkarz po zawieszeniu korków na kołku? Albo utracjuszem z wielkim wysiłkiem wiążącym koniec z końcem, albo niezłym inwestorem lokującym miliony wybiegane na zielonej murawie. Tych drugich jest coraz więcej, bo i warunki ku temu polscy futboliści mają z roku na rok coraz bardziej do pozazdroszczenia.
To fakt – piłkarze jako ogół nie uchodzą za tytanów intelektu. W końcu nie za to jednak im się płaci. Mają dobrze grać i dostarczać milionom ludzi prostych, ale ważnych emocji. Jeśli są utalentowani i nie trwonią czasu w nocnych klubach, po zakończeniu kariery odcinają kupony od sławy. Szczególnie jeśli wcześniej sami zdecydowali lub ktoś im doradził, by nie przepuszczali wszystkiego, co wpływa na ich konto.
W pierwszoligowej drużynie piłkarz średniej klasy bez większego problemu zarabia ok. 20 tys. zł netto miesięcznie. Nawet jeśli ma 18 – 19 lat. Potem zarobki szybko rosną, często w tempie 30 – 50 proc. rocznie. Najlepsi gracze drużyn z pierwszej części tabeli ekstraklasy inkasują co miesiąc między 40 a 80 tys. Do tego dochodzą premie m.in. za zdobyte mistrzostwo kraju lub wywalczony Puchar Polski, a także występy w rozgrywkach europejskich. Wprawdzie na niezłym poziomie w piłkę można grać dość krótko – najwyżej 15 lat, ale to i tak długo, by zgromadzić kapitał, który potem sensownie zainwestowany daje stopę zwrotu pozwalającą żyć na wysokim poziomie.
Jeżeli do tego piłkarz rozegra bardzo dobry sezon (średnio około 40 – 50 meczów w ciągu roku – w lidze i w pucharach), zyskuje szansę na podpisanie intratnego kontraktu zagranicznego. Tak zrobili Robert Lewandowski i Jakub Błaszczykowski – dzisiaj nie tylko podstawowi, lecz także najlepsi gracze drużyny Borussia Dortmund i autorzy pierwszego w historii klubu podwójnego trofeum w sezonie (mistrzostwo i Puchar Niemiec). O ich zarobkach i inwestycjach krążą legendy. Lewandowski podobno zgarnia co miesiąc 100 tys. euro (ponad 400 tys. zł), a po przedłużenia kontraktu jego apanaże mają się powiększyć aż czterokrotnie; Błaszczykowski zarabia niewiele mniej. Do tego ich bankowe wyciągi zasilają sowite wpływy z kontraktów reklamowych, m.in. z producentem kosmetyków Gilette (Lewandowski) czy Nike i Mc Donald’s (Błaszczykowski). Takie zarobki dają możliwości nabywania dóbr, na które zwykłego piłkarza, o innych zawodach nie wspominając, zwyczajnie nie stać.
Reklama

Firmy, akcje, kluby

– Przez trzy godziny dyskutowałem z Markiem Koźmińskim i nawet przez minutę nie poruszaliśmy tematu piłki – powiedział niedawno doradca premiera Jan Krzysztof Bielecki. – Zajmowała nas gorąca rozmowa o kondycji małych i średnich firm we Włoszech. Marek zna się na tym bardzo dobrze – dodaje Bielecki.
Koźmiński, były piłkarz kilku włoskich drużyn Serie A i polskiej reprezentacji, rzeczywiście wie, co mówi. Nie tylko grał we Włoszech w piłkę, lecz także inwestował tam ciężko zarobione pieniądze. Było to możliwe przede wszystkim dlatego, że choć nie był polskim Cristiano Ronaldo, a jedynie dobrze znającym swój fach piłkarskim rzemieślnikiem, miał szczęście do podpisywanych kontraktów. Grał m.in. w Udinese, Brescii, Anconie (oraz greckim PAOK Saloniki), a więc w klubach nie z europejskiej czołówki. Być może dlatego niemal zawsze łapał się do pierwszego składu. Dzięki temu nie tylko nie musiał się martwić o życie na odpowiednim poziomie, lecz także mógł inwestować nadwyżki finansowe. Jako jeden z nielicznych polskich piłkarzy przeznaczał na to od 50 do 80 proc. swoich przychodów. Efekty? Kilkanaście różnego rodzaju nieruchomości w całej Europie, w tym kamienica w prestiżowej części Krakowa, a także współwłasność klubu piłkarskiego Górnik Zabrze (obecnie udziałów już nie ma).
Od wielu lat za jednego z najlepiej radzących sobie w biznesie byłych piłkarzy uchodzi legenda polskiego futbolu Zbigniew Boniek. Zawodnik Widzewa Łódź, a potem Juventusu (podpora drużyny razem z Michelem Platinim) i As Roma, trzeci piłkarz Europy 1982 r. w plebiscycie magazynu France Football, jeszcze w czasie zawodniczej kariery inwestował miliony zarabiane na boisku. Już po definitywnym porzuceniu trykotu założył firmę Go & Goal (pośrednik w obrocie prawami do transmisji telewizyjnych z ważnych wydarzeń sportowych), jest także właścicielem nieruchomości i sklepów w Rzymie. Od 2004 r. do 20 lipca 2006 r. ponownie związany był z Widzewem jako jeden ze współwłaścicieli. Od 18 czerwca 2007 r. do września 2008 r. był członkiem Rady Nadzorczej nowo utworzonego Klubu Sportowego Widzew Łódź SA.
Ale i mniej utalentowani, choć również nieźli byli futboliści nie mogą narzekać na swoje finansowe życie po zakończeniu kariery. Piotr Świerczewski, wicemistrz olimpijski z Barcelony w 1992 roku, grający w latach 90. m.in. we Francji (Olimpique Marsylia), gdzie urodziły się jego dzieci – a on sam do dzisiaj ma francuskie obywatelstwo – ulokował według nieoficjalnych źródeł między 5 a 10 mln zł w różnego rodzaju inwestycjach w rodzinnym Nowym Sączu. Posiadał tu lub posiada dyskotekę, pub, trzy restauracje, dwa sklepy z akcesoriami sportowymi, kręgielnię i pizzerię. Świerczewski, całkiem niezły swego czasu piłkarz, ale i jak się okazuje, odnoszący sukcesy biznesmen, zawsze podkreśla, że z jednej strony jest to jego sposób na życie po zakończeniu przygody z piłką, a z drugiej pomoc rodzinie zaangażowanej w operacyjne zarządzanie grupą firm należących do popularnego „Świra”.
Część byłych piłkarzy pociąga też rynek kapitałowy. Byli reprezentanci Polski Tomasz Wieszczycki i Tomasz Łapiński z różnym skutkiem grają na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Początkowo obydwaj traktowali to jako hobby i przedłużenie emocji z boiska, potem giełda wciągnęła ich na poważniej. Żaden oczywiście nie jest hazardzistą, ale obserwowanie kursów blue chipów stało się jednym z ich codziennych, ważnych zajęć. Plotki głoszą, że obaj, inwestując w akcje, zyski z rosnących kursów ulokowali w mieszkaniach.
Zakup nieruchomości zresztą to zdecydowanie ulubiona i najczęściej praktykowana forma inwestowania pieniędzy przez piłkarzy. Kupować mieszkania zaczynają w wielu przypadkach już po roku zawodowego grania w piłkę. Oczywiście po to, aby przez jakiś czas je wynajmować, a potem sprzedać z zyskiem. Spadki na rynku nieruchomości w ostatnich latach wiele z tych planów zweryfikowały, ale na boisku i w szatni i tak nikt nie narzeka. Przeciwnie, im więcej mieszkań posiadasz, tym lepiej to o tobie świadczy – uważają polscy piłkarze.

Słabość do nieruchomości

A rekordziści naprawdę mają się czym pochwalić. Cezary Kucharski, były piłkarz warszawskiej Legii i reprezentacji Polski, dzisiaj poseł PO, według złożonego w Sejmie oświadczenia majątkowego posiada 18 mieszkań i dom. W większości są to lokale małe, kupowane w celach czysto komercyjnych. Średnio mają około 40 mkw. Jeżeli każde z mieszkań wynajmuje za ok. 2 tys. zł (podobno są w bardzo dobrych lokalizacjach), co miesiąc zarabia na wynajmie ok. 36 tys. zł. Po odjęciu kosztów utrzymania może liczyć na zysk wart 30 tys. zł. Dodatkowo Kucharski jest menedżerem piłkarskim, to jego firma CK Sport Management w dużym stopniu stoi za sportowymi i finansowymi sukcesami Roberta Lewandowskiego. Do niedawna był także właścicielem portalu internetowego Legia.net, uchodzącego za jedno z najlepszych nieoficjalnych źródeł wiedzy o warszawskim klubie. Inny były piłkarz i również poseł PO Roman Kosecki zarządza własną szkółką piłkarską Kosa Konstancin, w której kształci młode pokolenia zawodników. Również ma słabość do nieruchomości. Ale stawia na działki – ma cztery o powierzchni od 700 mkw. do 10 tys. mkw.
Grunty skupują również były napastnik Legii, ŁKS Łódź i reprezentacji Polski Marcin Mięciel (okolice Waplewa na Mazurach) i grający wciąż obrońca Legii Jakub Rzeźniczak (okolice Bielska-Białej). Najlepszy obecnie bramkarz polskiej reprezentacji, Wojciech Szczęsny z Arsenalu Londyn, bez większego wysiłku kupił dom w Polsce dla swojej mamy. Jak przekonywał w jednym z wywiadów, mama wreszcie ma taki uroczy zakątek, o jakim zawsze marzyła. Ceny nie ujawnił, ale można się spodziewać, że dom nie jest wart mniej niż 2 – 3 mln zł.
Przy tych potentatach wieloletni gracz Stomilu Olsztyn, Legii Warszawa i reprezentacji Polski Sylwester Czereszewski nie wygląda na krezusa. Ma tylko jeden mały apartament w Zakopanem (kiedyś miał dwa), jest także współwłaścicielem klubu fitness w Olsztynie. Ale i tak jest zadowolony. Podobnie jak inni, szczególnie ci, którzy majątki zgromadzili od zera, tylko dzięki sile swoich mięśni i samozaparciu. Ale również dlatego, że potrafili wyobrazić sobie siebie za 15 – 20 lat.